-5-

56 8 3
                                    

Jego złote oczy błyszczały wśród fal wielkiego błękitu. Jego łapy z delikatnością ale jednocześnie wielką precyzją i dumą odpychały się od morskiej piany.
_______________________________________

Leżałam na ulicy nieruchomo. Wpatrzona w dziecko które, na moje oko, mogło mieć 6 lat. Gdy oderwałam od niego wzrok zobaczyłam niezłe zamieszanie na ulicy. Właśnie dotarło do mnie co się stało. Ale nie mam pojęcia jak to się stało. Kiedy próbowałam poukładać w głowie wszystkie myśli pobiegła do mnie matka tego chłopca i zabrała go z moich rąk. Zaczęła mi dziękować strasznie przy tym płacząc. Nagle poczułam jak ktoś mnie podnosi. Obejrzałam się za siebie, był to policjant. Zaczął pytać czy wszystko w porządku, jak się czuję i co tu się właściwie stało. Spojrzałam mu prosto oczy i powiedziałam: "nie wiem" byłam całkowicie szczera. Zmieszany mężczyzna puścił mnie i zaczął mi się przyglądać. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Nikt mnie nie zatrzymał. Nikt nawet nie próbował. Nie potrafiąc pojąć co się właściwie stało wróciłam do domu. Zamknęlam drzwi wejściowe i ciągle wpatrywałam się w podłogę. Wtedy podeszła moja mama.
- Wszystko w porządku Lil?
- Ta.. tak.
- Coś niewyraźnie wyglądasz.
- Mamo, jest okej.
Wtedy chwyciła mnie za rękę i wskazała mój łokieć.
- Co Ci się tu stało?
- A to.. to wiesz no.. - musiałam upaść na łokieć wtedy.. na ulicy. - uderzyłam się niechcący o ścianę.
- W porządku. - odparła moja mama z lekkim niepokojem w głosie.
Postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia i poprzeglądać portale społecznościowe. Gdy zalewałam miskę płatków mlekiem poczułam dziwne pieczenie dłoni. Ale zignorowałam to. Kiedy usiadłam na kanapie by w spokoju zjeść i zająć się sobą pieczenie zmieniło się w dość silny ból. Spojrzałam na rękę i zobaczyłam cienki zarys łapy. Jakby narysowany ołówkiem na mojej dłoni.
- Dziwne - pomyślałam - nie przypominam sobie żeby ktoś w szkole rysował mi po ręce. Nawet gdyby to nie mam przecież uczulenia na takie rzeczy, więc dlaczego mnie to boli. Chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać interesujące mnie rzeczy w internecie. Zanim się obejrzałam była 19:00. Czas iść z psem. Ubrałam mu obrożę, założyłam trampki i jakąś bluzę, ponieważ ostatnio pogoda dopisywała. Nie zapominając o słuchawkach ruszyłam prosto przed siebie. Szłam zamyślona, patrząc jedynie na czubki swoich butów. W pewnym momencie dookoła zrobiło się strasznie ciemno. Spojrzałam na zegarek, była już 21:15.
- Jak mogłam aż tak długo spacerować..
Gdy rozejrzałam się zobaczyłam że znajduje się w nieciekawej okolicy. Przy drodze nie było ani jednej latarni. Nie paliło się żadne światło w oknach domów które mijałam. Na chodniku żadnej żywej duszy. Znałam tę okolicę. Czasem przechodzę tędy kiedy idę do centrum. Jednak zawsze wydawało mi się, że jest to przyjemna okolica. Starsze panie w oknach, dzieci na podwórku, szczekające psy w ogródkach ludzi którzy tu mieszkają. Nigdy nie zdarzyło mi się aż tak zamyślić. Zamyślić na tyle żeby nie wiedzieć gdzie idę i aż tak stracić rachubę czasu. Co jeszcze dziwniejsze moja mama chyba się o mnie przestała martwić. Zwykle miałabym już 100 nieodebranych połączeń.
- No nic.. chyba pora wracać.
- Jeszcze nie.
Cholera.. Serce w gardle, tysiąc myśli na minutę..
- Kto tam! Ha..halo!.. pokaż się!
Moje krzyki nic nie dały. Nie dostałam odpowiedzi. Przestraszona odwróciłam się i szybkim krokiem zmierzałam w stronę domu. Starałam się nie oglądać dookoła bo prawdopodobie patrząc w ciemność wystraszyłabym się jeszcze bardziej. Kiedy ma się wzrok utkwiony w podłogę ciężko jest zobaczyć ludzi znajdujących się wokół, choć kto chciałby iść tędy o tej porze. Idąc nie zwalniałam kroku. W pewnym momencie poczułam że wpadłam na coś bardzo twardego. Upadłam na ziemię i spojrzałam w górę. Był to chłopak. Może trzy lata starszy ode mnie. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy, było zbyt ciemno. Widziałam jego dłoń, która była wyciągnięta w moim kierunku.
Kiedy pomógł mi wstać zobaczyłam że jego oczy nienaturalnie świeciły. Były niebieskie.
- Prze..przepraszam - wyjąkałam.
- Nic się nie stało Aivi - odparł.
Schyliłam się by podnieść smycz, którą upuściłam.
- Aivi? Chyba mnie pomy.. - gdy spojrzałam w górę nikogo już nie było. Niebieskooki zniknął. Tak poprostu. Rozpłynął się.
- Okejj.. Simba chodźmy stąd.. - powiedziałam do mojego psa poczym pospiesznie ruszyłam do domu.





She is a WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz