Prolog

1.5K 148 30
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Przyjemną woń ołówków, którą młody mężczyzna delektował się już od dłuższego czasu, zakłócała dusząca woda po goleniu doktora Bródki, tężejąca w powietrzu, ilekroć ten poruszył się w swoim skórzanym fotelu.

— Zatem Hubert miał kochających rodziców i dziadków, uczył się dobrze i lubił zwierzęta... — powtórzył z namysłem psychiatra.

Mężczyzna wyczuł specyficzną nutę w głosie, że Bródka traktował go jak opóźnionego w rozwoju dzieciaka, zresztą, jak większość lekarzy przed nim, którym nie chciało się wyjść ze swojej roli, dlatego tylko skinął głową i dalej przyglądał się ruchom ołówka. Wywnioskował też, że doktor bynajmniej nie robił notatek, tylko rysował coś w opasłym skoroszycie.

— Rozumiem, w takim razie jak Hubert dowiedział się o tym, że był inny? — spytał, po czym zamknął notatnik razem z ołówkiem i sięgnął po długopis.

— Nie był inny. — Skrzywił się mężczyzna. — Rówieśnicy próbowali mu to wmówić, zanim stał się ich ofiarą — odpowiedział, nie odrywając wzroku od pogryzionej drewnianej końcówki.

— Ile miał wtedy lat?

— Siedemnaście.

— To były osoby ze szkoły?

— Tak.

— Jaka to była szkoła?

— Technikum z internatem.

— Możesz opisać to miejsce?

Mężczyzna założył ręce za głowę, powoli wyciągnął przed siebie długie nogi i spojrzał w okno.

— Biały pałac w sercu puszczy. Z jednej strony budynki gospodarcze, z drugiej hala gimnastyczna. Półtorametrowy mur. Strumień... Nierówny teren... — Kaszlnął. — Wysokie i stare drzewa... Doły pełne błota i padliny...

— Dobrze, wystarczy — uciął Bródka. — Czyli zróżnicowana sceneria — dodał cicho pod nosem, co dla mężczyzny wydawało się mało profesjonalne.

Spojrzał ze zdziwieniem na Bródkę i był niemal pewien, że na słowo 'padlina' tamten wykrzywił się z obrzydzeniem.

— Pozwól, że teraz wrócimy do tego, o czym wspomniałeś wcześniej. Co miałeś na myśli, mówiąc, że stał się ofiarą?

— Doszło do pewnego incydentu, jak ujął to dyrektor placówki — odparł mężczyzna i cmoknął, niezbyt pocieszony toaletowym smakiem, jaki zaczął czuć w ustach. — Nawiasem mówiąc, przykrego dla obu stron — dodał szybko.

— Przykrego w jakim sensie? — Bródka zaprzestał zabawy długopisem i odchylił się na fotelu.

On również zmienił pozycję, przerzucając splecione dłonie na pierś i, krzyżując nogi w odwrotnej kombinacji.

— Zamieńmy 'przykre' na 'przerażające', doktorze — zaproponował. — To doświadczenie zrujnowało jego psychikę. Został zbombardowany napływem zbyt silnych, negatywnych emocji — wyjaśnił ponuro.

— Rozumiem.

'Wątpię' — omal nie zaprzeczył na głos.

— A w jakim wieku jest teraz Hubert?

— Skończył dwadzieścia lat. Czasem... ma siedemnaście — odpowiedział z wahaniem, na co Bródka zamarł w fotelu.

— Jak często miewa siedemnaście?

Mężczyzna zamyślił się, próbując dokładnie odpowiedzieć, jednak na tę chwilę nie był w stanie tego zrobić, jakby przeniósł się do głowy kogoś innego, kto nagle postanowił zmyślać...

— Nieczęsto — oznajmił, po czym dotknął kciukiem ust i lekko je potarł. — Bywa, że tylko przez kilkanaście minut, ale nie co dzień.

— W jaki sposób to się objawia? — spytał Bródka, a następnie ponownie sięgnął po notes.

— A jak pan myśli? Jak może zachowywać się siedemnastolatek, który przeżywa to wszystko od nowa? — zirytował się, posyłając doktorowi ponure spojrzenie.

— Ty mi powiedz.

Nie wiedział, ile jeszcze minie sesji, zanim to z siebie wreszcie wyrzuci, ale na samo wspomnienie ciemniało mu w oczach, zaciskało się gardło i nie słyszał własnego serca. 

Cdn...

Serce grabarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz