Rozdział IV

641 80 8
                                    

— I oddaj klucz do drzwi wejściowych, nie jestem twoim więźniem! — krzyknęła z żalem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— I oddaj klucz do drzwi wejściowych, nie jestem twoim więźniem! — krzyknęła z żalem.

Zerknął przez szparę, ledwo powstrzymując się przed odpyskowaniem. Oczywiście, że nim nie była i nigdy w ten sposób jej nie traktował. Jeśli tak uważała, to mogła mieć pretensje wyłącznie do swojego umysłu. Musiał być ostrożny, bo nie chciał powtórki z jej samotnych wycieczek. Już raz wpadł w panikę, kiedy miesiąc po śmierci ojca zawędrowała wiosną nad jezioro w samej koszuli nocnej i gdyby nie zauważył jej pracownik firmy ogrodniczej, doszłoby do tragedii. Bywały dni, gdy wracając z Hewen, czuł, że śmierć zbyt mocno się go trzymała, i wszędzie widział jej niepokojące znaki. Z duszą na ramieniu wchodził wtedy do domu, nie będąc pewny, co zastanie w sypialni matki. Nadal jednak wierzył, że któregoś dnia odzyska ona resztę świadomości. Pod jego nieobecność miewała przecież przebłyski. Sprzątała, gotowała i potrafiła nawet nastawić program w nowej pralce bez jego pomocy. I to go powstrzymywało, żeby jej nie ubezwłasnowolnić.

— Jeśli wspomni choć słówkiem, że jej dokuczałeś, sama zmienię zamki i będziesz nocował w zasranym Hewen! — wrzasnęła po chwili i tupnęła.

Oniemiały odpadł od drzwi i zderzył się ze ścianą. Musiał się opanować, bo nerwami i tak nic nie zdziała. 'Przecież nie będę polował na tę smarkulę!' — wzburzył się, omal nie wykrzykując tego na głos. Zbiegł do siebie, w przelocie chwycił za drążek przy wejściu do pokoju, po czym wykonał dziesięć szybkich podciągnięć. Wyczerpany padł w ubraniu na łóżko, ale nadal wszystko w nim wrzało. Nie miał czasu na uganianie się za gówniarą, jednak tak być nie mogło. Z początku przeszło mu przez myśl, że to powrót nawiedzonej konsultantki z Avonu, która była nieustępliwie głucha na prośby i mimo ostrzeżeń powracała niczym bumerang, zupełnie jak świadkowie Jehowy, dopóki nie założył dodatkowego zamka. Potem dotarło do niego, że przecież żadna nie byłaby na tyle szalona, by farbować sobie włosy na zielono. 'Ile mogło być takich kobiet? Jedna na milion? Na kilka milionów?'. Chciał powrotu matki do rzeczywistości, ale nie w takim stylu i nie z pomocą tej małej wariatki. Bardzo się starał, rozmawiał z matką, tłumaczył, prosił, a ona i tak zamykała się we własnej głowie i miała go gdzieś. Wystarczyło jednak, że pojawił się ten mały dziwoląg, żeby matka zaczęła rugać go jak gówniarza. 'Zmieni zamki?' — prychnął pod nosem, ale i tak wiedział, że sprawa była poważna. Dom nadal należał do matki i w świetle prawa mogła wystawić go za próg, a jego rzeczy wyrzucić przez okno. 'Jak w ogóle ten dzieciak tu trafił? — zastanawiał się, po czym zerwał z łóżka.

Zrzucił płaszcz oraz koszulę i na wpół nagi wrócił do drążka. Wyciskał, dopóki myśli nie przestały brzęczeć i ból nie zwalił go na podłogę.

 Wyciskał, dopóki myśli nie przestały brzęczeć i ból nie zwalił go na podłogę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Serce grabarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz