Rozdział VII

518 80 22
                                    

— To jej prywatne sprawy, nie powinnaś się wtrącać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— To jej prywatne sprawy, nie powinnaś się wtrącać. I nie chcę już tego słuchać — odparł, zirytowany.

— W takim razie... — ciągnęła matka, opierając się o zamknięte drzwi — zatkaj sobie uszy, bo nie wyjdziesz stąd, dopóki nie skończę — poinformowała wyniosłym tonem, który, dla odmiany go rozbawił.

— Ciekawe. — Pokręcił głową z niedowierzania. — Kiedy potrzebuję, to ciebie nie ma, a wystarczy, że temat zejdzie na tę małą i nagle jesteś, a nawet próbujesz mi grozić! — podniósł głos.

— Przyznaję, że często miewam trudne dni, ale to wszystko przez ciebie. Hubercie, skończ już z tym, masz dwadzieścia... — urwała nagle i pomasowała skronie.

Zrezygnowany, sięgnął po paczkę papierosów i łypnął na nią z ukosa.

— Co? Znowu udajesz, że nie pamiętasz? — zagaił z prychnięciem, po czym odwrócił się do okna, żeby zapalić. — Jak matka może tego nie wiedzieć?

— Nie jestem już młoda i mam prawo...

— Ja też nie jestem już chłopcem, mamo i mam prawo do świętego spokoju, którego mi odmawiasz — przerwał jej.

— No wiesz? Mówisz jak ojciec na łożu śmierci! — wzburzyła się. — Sam sobie go odmawiasz, odmawiasz sobie przyjemności i udajesz cierpiętnika! — Wytknęła go palcem. — Chociaż raz postaw się na moim miejscu i pomyśl, jak mam spokojnie umrzeć, wiedząc, że moje jedyne dziecko samo pakuje się do grobu? Nie mnie potrzebujesz Hubercie, tylko...

— No, kogo? — spytał, posyłając przez okno gęsty obłok dymu.

— Tego, czego uparcie sobie odmawiasz. Zresztą, sam powinieneś to wiedzieć najlepiej.

— Taką mam pracę. Nic nie poradzę, że nie sprzyja rozrywkom. Poza tym, zupełnie inaczej pojmujemy śmierć. A jeśli już o tym mówimy, to pomyśl, jak ja się czuję, gdy wracam do domu, a ty mylisz mnie z ojcem. Potem wyobraź sobie mnie jako pięćdziesięciolatka, przy oknie, z radiem pod pachą. Naprawdę chcesz dalej to drążyć?

— Gówno, a nie praca! — wrzasnęła znienacka. — Zamykasz się pokoju i dalej kopiesz te swoje doły albo do upadłego ćwiczysz! Chcę wnuków, chcę widzieć, jak dorastają, bo dobrze wiem, że tam na dole jest z tobą wszystko w porządku, więc nie zachowuj się jak stary eunuch, tylko wreszcie nim rusz!

— Ma... mamo... — Zaśmiał się i odkaszlnął. — Przerażasz mnie. — Wyrzucił niedopałek i odwrócił się w jej stronę.

Zaraz zrzedła mu mina, gdy ujrzał niewidzące oczy matki i jej wilgotne policzki.

— Mamo, przestań — poprosił, po czym podszedł i ją przytulił.

Dawno tego nie robił i poczuł się paskudnie, gdy cała zesztywniała i nie oddała uścisku.

— Nie mogę przestać o tym myśleć... O niej... — załkała cicho. — Ktoś krzywdził ją od maleńkości i chyba robi to nadal. Kaleczyła się, widziałam uda, były całe w pręgach i myślę, że może coś sobie zrobić... Boże... Kiedy ją myłam, wiedziałam, że nie był to żaden okres, a my nic nie zrobiliśmy, Hubercie...

Serce grabarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz