Rozdział X

499 81 12
                                    

— Nela

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Nela... — zaczął wujek, skrobiąc się po kilkudniowym zaroście — gdyby ktoś zrobił ci coś złego, powiedziałabyś mi o tym, mam rację?

— Nikt mi niczego nie zrobił, wujku. Wracajmy do domu, bo już późno — niecierpliwiła się.

— A ten cały Hubert, to kim dla ciebie jest? Lubisz go? — dopytywał, po czym obrócił się na siedzeniu w jej stronę.

— Lubię Bronię, a jego... — zawahała się — nie wiem, czy to jest lubienie, czy nie — wydusiła z obawą.

— Nie wiesz. — Pokiwał głową. — Nie wiesz?! — powtórzył głośniej i raptownie uderzył pięścią w otwartą dłoń, aż Amelia się wzdrygnęła.

— Jedźmy do domu — ponagliła, przestraszona.

— Lubisz, czy nie? Odpowiadaj — naciskał, sapiąc głośno przez nos.

Wolała nie rozmawiać z nim na takie tematy, bo wtedy często się złościł, bił się po rękach, jak kiedyś jej tato albo uderzał pięścią w coś twardego i kaleczył kostki. Nigdy nie okłamała wujka, ale tym razem musiała to zrobić.

— Lubię Bronię, od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłam. — 'Straszył mnie, ale i tak się go nie bałam'. — Jest bardzo zabawna, jak ma dobry humor, i dużo rozmawiamy o różnych rzeczach, czasem robię jej makijaż. — 'Lubię go, nawet kiedy się złości i sprawia mi przykrość'. — Tęskni za mężem, tak jak ja tęsknię za tatą i wtedy razem się smucimy, ale... — 'Lubię go tak mocno, że czasami nie widzę niczego oprócz ciemności'. — Nie lubię Huberta tak samo, jak typków, wujku — dokończyła z namysłem.

Kolejne dni minęły względnie spokojnie, aż nadeszło Święto Zmarłych i wybuchła zwariowana gorączka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kolejne dni minęły względnie spokojnie, aż nadeszło Święto Zmarłych i wybuchła zwariowana gorączka. Już w noc poprzedzającą święto, przepędził grupę szczeniaków, którzy pomylili miejsca i próbowali urządzić sobie imprezę naśladującą Halloween. Na szczęście dzisiaj nie był sam, aczkolwiek goście z Security Result, na co dzień zajmujący się ochroną wszelkiego rodzaju imprez, nie byli za bardzo mobilni, gdyż większość czasu spędzali w firmowym busie, konsumując kebaby czy inne gówno i, robiąc tylko wrażenie. Szczególnie jeden z nich robił i to ogromne. Hubert mógł się założyć, że gdyby ta kupa tłuszczu miała wykonać rundkę po kwaterach za jakimś złodziejem, to prawdopodobnie zeszłaby od razu na zawał. Straż miejska też patrzyła na wszystko przez palce, bo to przecież nie oni sprzątali psie kupy. Nie miał nic przeciwko małym psom, o ile właściciele taszczyli je w torbach, transporterach, czy pod pachą. Dziś był na tyle wyrozumiały, że sam popilnował kundla, należącego do jakiejś starszej kobiety, która, nie wiedzieć czemu, przywlekła stwora na pasku od sukienki.

Serce grabarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz