9. My tu gadu gadu, a tam kolacja stygnie

903 93 16
                                    

- Mam dobre wieści! Za około dwadzieścia cztery godziny dotrzemy do wyspy. Przynajmniej w teorii- poinformował Śledzik ciesząc się, że w końcu wyjdzie na stały ląd.- Nadal nie widać wyspy. Nawet z lotu ptaka.
Przecisnął się między Meridą a Roszpunką i usiadł koło bliźniaka. Pomieszczenie było definitywnie za małe na taką liczbę osób. W jadalni zrobił się nie mały tłok i wychodzi na to, że jedna osoba będzie siedzieć na podłodze.
Oparł się plecami o drewnianą ścianę i przymknął oczy. Oczami wyobraźni wrócił na Koniec Świata. Przypomniał sobie ich przygody, jak to odkrywał siebie i swoje możliwości. Wspominał Hedere. Tamte czasy nie wrócą. Nawet nie wiedział gdzie teraz podziela się jego dawna miłość.
Do okrągłego stołu po jego prawej do siadła się Punka. Spojrzała na niego jakby z żalem.
- I co każdy pójdzie w swoją stronę?- wyraziła swoją obawę. Nikt nie potrafił na to odpowiedzieć.
Jack jedzący w tym czasie jabłko nie zareagował mrożąc Flynna spojrzeniem. No i przy okazji mroził mu nogi. Jednak dyskretniej.
- To dobrze, bo zbrzydła mi woda- stwierdził Mieczyk jedząc drugie tego dnia śniadanie. Tym razem owsiankę. - No i jedzenia zaczyna brakować...
Wszyscy spojrzeli na chłopaka pytająco i jak by z naganą, na co ten spytał z pełnymi ustami:
- No czo? Zaglubam stgres- odpowiedział wypluwając trochę jedzenia.
Roszpunka siedząca najbliżej odsunęła się parę centymetrów. Tak jak by co.
- Gdzie jest Czkawka?- zapytał Sączysmark próbując złapać Meridę w pasie na co dziewczyna zastosowała przerzut. I to na siedząco. Jack natomiast słysząc imię ulubionego chłopaka ochłonął i dopiero zrozumiał, że go tu nie ma.
- Jak wychodziłem jeszcze spał. Choć jak go znam nie przyjdzie i będzie siedzieć przy mapach- podpowiedział i wrócił do denerwowania swojego aktualnego wroga.
- Co ty wiesz o Czkawce?- zaczął temat Smark lustrując uważnie przyczynę tej głupiej wyprawy.- Jesteś z nami jakiś tydzień i myślisz, że wiesz wszystko o naszej Czkawuni?
Statek zaczął się mocniej kołysać, ale nikt tego nie zauważył, cała ekipa była zajęta rozwojem sytuacji.
- Wiem więcej niż myślisz, Wymoczku- odpowiedział spokojnie, za to jego przeciwnik zrobił się czerwony.
- Ej! Tylko ja tak mogę na niego mówić!- do narastającej kłótni wtrąciła się Merida.
- Właśnie!-zawtórnował jej "Wymoczek" i dopiero po chwili zrozumiał słowa dziewczyny.- Ej!
Strażnik Zabawy się zaśmiał.
- A tobie co tak do śmiechu? Nie wierzę, że Czkawuś tam po prostu zaufał jakiemuś choremu przybędzie!- wykrzyknął Sączysmark. Prychnął.- Zresztą zawsze był głupi. Już jako dzieciak o mało wszystkich nie zabił. Obydwaj przynosicie pecha.
Jack miał ochotę zamrozić Gluta, ale nie dlatego, że nazwał go chorym przybędą. Powodem była obraza Czkawki. To dziwne, ale właśnie te słowa wzbudzały w nim agresję.
Już się szykował na zamrożenie chłopaka, nawet jeśli oznaczało by to ujawnienie się, kiedy poczuł jak ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu. Czkawka. Cała złość momentalnie ostygła. Hiccup się uśmiechał, ale w oczach miał niepokojący błysk.
- Sądziłem, że wytresowanie smoków było wielkim szczęściem na Berk. A nie, czekaj... przez pierwsze lata ciągle byłeś podpalany przez Hakokła. Choć w sumie nadal jesteś. To był dla ciebie wielki pech, bo znalazło się coś w czym jestem lepszy. A Jacka się nie czepiaj. Biorę za niego pełną odpowiedzialność.- powiedział spokojnie, nadal lekko uśmiechnięty.- A za prowokowanie naszego gościa gotujesz i zmywasz do końca podróży.
Sączysmark przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć. Wymruczał tylko ciche " Niech ci będzie" i wyszedł na dwór.
- Buuu. A myślałam, że się pobiją. Dzięki Czkawunia, że im przerwałeś- ostatnie zdanie Meridy ociekało sarkazmem, ale wszyscy się do tego przyzwyczaili. Hiccup się tym nie przejął i zaczął wydawać rozkazy zanim ona to zrobi.
- Ja i Śledzik idziemy pobawić się w papierach, niech żyje kartografia!- wykrzyknął bez kszty radości.- Sączysmark utknął na dość długo w kuchni, Mieczyk weś Roszpunkę i idźcie zająć się smokami. Flynn, maszt, a Merida steruje. Płyniemy na północ. Będziecie mieli jakąś sprawę to do Rudej, ona tymczasowo rządzi.
- Słyszeliście? Ja tu rządzę! Do roboty!- wszyscy skurczyli się na głos Meridy i po chwili w pomieszczeniu została tylko ona i Hiccup.
- Chyba popełniłem życiowy błąd- stwierdził szeptem wódz Berk i poszedł za Śledzikiem, który mimo wagi pierwszy wybiegł z pomieszczenia.

Oczy go bolały od ciągłych liczb i literek z podniszczałych już ksiąg. Zapiski, mapy i bajki. Wszystko było porozrzucane, nie było wolnego miejsca. Wszystko co mogło przybliżyć nas do tej tajemniczej wyspy, czy dać wskazówki o niej samej.
- Myślisz, że się nie domyślę?- zagadnął po kilku godzinach bezustannego czytania i pisania, Śledzik.
Czkawka się momentalnie spioł. Wiedział, że wcześniej czy później jego grubawy przyjaciel odkryje prawdziwą tożsamość Jacka, skojarzy go z bajkami dla dzieci, ale nie sądził, że tak szybko.
- Nie wiem o czym mówisz- nerwowo podrapał się po karku.
- Chodzi mi o to, że coś jest między tobą, a Jackem. Długo się nad tym zastanawiałem i zrozumiałem, że Roszpunka mimo wszystko ma rację. Wy coś do siebie czujecie- przełożył czarną księgę i zabrał się za czytanie następnej. Nadal był zielony, ale zioła zaparzone przez długowłosą pomogły.
- Śledzik, ja mam narzeczoną- argumentował brak możliwości, jakiejkolwiek mocniejszej więzi między nim, a pewnym bałwanem.
- Ty tego nie zauważyłeś, prawda?- zapytał niepewnie.
- Nie zauważyłem czego?
- Że Astrid odbiło. Rządzi się, uważa za lepszą- zaczął wymieniać.
- Przesadzasz.
- Na ślub kazała mi schudnąć trzydzieści kilogramów, Sączysmark miał się przefarbować i przez całe wesele się nie odzywać, a najlepiej nic nie robić, a bliźniakom kazała wyjechać, albo zmądrzeć.
- No może trochę stresuje się ślubem, wielkie halo- usiłował bronić przyszłą żonę.
- To tylko "prośby" ze środy przed wyjazdem- zaznaczył jeszcze i zanotował coś w zeszyciku. Czując się głupio, jak nakablował na ukochaną najlepszego przyjaciela, Śledzik szybko zmienił temat - Ciekawe po co nam smoki.
- Przekonamy się na miejscu- następne kilka godzin przesiedzieli, wymieniając krótkie uwagi czy rozmawiając o tym co dzieje się na Berk czy podczas tego zeariowanego rejsu.

Do pomieszczenia wpadł Smark.
- Kolacja- poinformował nadal wkurzony za otrzymanie tak okropnego zaszczytu jak zrobienie jej.
Wyszedł równie szybko, a zaraz po nim do wyjścia szykował się Czkawka. Już był jedną nogą na korytarzu, kiedy odezwał się gruby przyjaciel:
- A dlaczego nie powiedziałeś mi, że Jack to ten Jack. Mróz, Strażnik Zabawy? Ten z opowieści dla dzieci?
- My tu gadu gadu, a tam kolacja stygnie.
I wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Bo co się będzie tłumaczyć?

♡♡♡♡♡♡♡♡
Co ja też będę się tłumaczyć? Rozdziałów nie było, a teraz jest. To co się ostatnio ze mną dzieje to czyste lenistwo...
Powodzenia z kolejnym rozdziałem, Avatar_11
Odmeldowuję się,
Smoczek
Ps. Zależy mi na waszych opiniach. Piszcie komentarze. Plisss...

Zimny ogień/HijackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz