17. Wstyd

450 39 2
                                    

Merida prychnęła, krzyżując rece na piersi. Kochała Roszpunkę jak siostrę, ale czasem czuła się przy niej źle. Blondynka była wszechstronnie utalentowana, bajecznie piękna i dla wszystkich niesamowicie dobra. Była idealna i jak zawsze zdobywała serca mężczyzn. Gdziekolwiek były, Punka była co chwila przez kogoś adorowana. Może dlatego była zła, gdy ta zaproponowała Czkawce użycie włosów? Znowu komuś pomagała, dzięki niezwykłemu darowi. Znów zachwycali się nią. Merida była gorsza, a przynajmniej tak się czuła, bo jak powiedziała o tym Sądzysmarkowi, w akcie chwilowej depresji, ten spojrzał na nią i wybuchnął niepohamowanych śmiechem.

- Naprawdę uważasz się za gorszą? - w jego głosie prócz resztek rozbawienia dziewczyna usłyszała dziwną nutę. Zdziwienie? Kpina? Czy może pogarda? Nie potrafiła rozróżnić tego delikatnego zabarwienia.

Machnęła, jakby od niechcenia dłonią.

- Nie ważne, zapomnij - poprosiła, lekko dławiąc się, aby powstrzymać nadciągający szloch. Tak, ta bezlitosna dziewczyna o kamiennym sercu, właśnie chciała płakać. Wstydziła się tej nagłej, niczym nieuzasadnionej słabości. Szczególnie przy nim.

- Co prawda, nie jesteś tak idealna jak ja, ale ujdziesz w tłumie - stwierdził chłopak. - Takie trzy na dziesięć.

- Słucham? Co ty wygadujesz? - Łzy pociekły jej po policzkach. Najpierw jedna, dwie, aby po chwili na dobre się rozkręcić, ledwo łapiąc oddech.

Sączysmark podrapał się po karku, nie za bardzo wiedząc, jak chce ułożyć wypowiedź. Spojrzał na rudowłosą, naprał powietrza i cały zarumieniony, zaczął monolog.

- Merido - usłyszawszy powagę w głosie chłopaka imienniczka spojrzała na niego. Wyglądał... inaczej. Zwykle podniesione ironicznie brwi, wręcz stykały się z skupieniu, usta, które zawsze uśmiechały się tak obrzydliwie, były podgryzane w stresie. Dłoń z karku powędrowała na włosy i mierzwiła je delikatnie, tworząc lekki nieład. Ich oczy się spotkały. Widziała w nich po raz pierwszy tak wielką determinację i cudne, po raz kolejny, niekreślone iskierki. Uśmiechnął się cudnie, bo szczerze i kontynuował wypowiedź, pewny, że słucham. - Bardzo cię lubię. Poważnie. Może ci się wydawać, że zwracam na ciebie uwagę przez niepowtarzalny wygląd i urok, ale to nieprawda.

- Ni-ie-p-prawda? - zdziwiła się. Przecież Smark dawał jej jasno do zrozumienia, że liczy się dla niego wyłącznie podbój do dziewczyny i flirtowanie z tą, która nie jest świadoma zagrożenia.

- Uwielbiam twój wygląd, cudny śmiech i delikatne uśmiechy, ale - zawahał się - jeszcze cudniejszy masz charakter.

Gdyby Merida coś piła, na pewno by to wypluła. Nigdy nikt jej nie powiedział, że ma ciekawy charakter. Była raczej z tych o paskudnych gotowych dla własnych potrzeb i zachcianek wykorzystać nawet własną matkę. Merida prychnęła śmiechem i wcale nie starała się ukryć pogardy.

- Niezły bajer, wiele się na niego nabiera? - spytała przyśpieszając kroku i uważnie czegoś wypatrując, zajmując przy tym czymś swoją uwagę. Na twarz Sączysmarka nadal nie powrócił zawadiacki uśmiech, ani chociażby zalotnie podniesiona jedna brew.

-Ten stosuje pierwszy raz - odpowiedział wzruszając ramionami nie ruszając się z miejsca.

Merida odwróciła się napięcie i znowu podeszła do chłopaka lustrując go lodowatym spojrzeniem. Czekała na choć jeden fałszywy ruch, wtedy byłaby przekonana w stu procentach jak wielkim idiotą jest ten wiking. Jednak Sączysmark nawet nie drgną, patrzył jej tylko prosto w oczy.

-Na prawdę uważam, że... - zanim dokończył dziewczyna szybko pocałowała go w usta i wróciła do obranego wcześniej kierunku.

Chłopak stał tak w bez ruchu jeszcze przez chwilę. Delikatnie dotkną jednym palcem swoich warg starając się zapamiętać minione uczucie jak najdłużej. Później ruszył truchtem za dziewczyną, wiedząc, że jak będzie się ociągał na pewno na niego nie poczeka. 




pisała smoczek z lekkim supportem avatar pod koniec joł

Zimny ogień/HijackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz