12. Lot

680 80 64
                                    


-Merida! - Czkawka przekrzyczał coraz to głośniejszy wiatr i złapał dziewczynę za ramię - Idź z Sączysmarkiem przygotować smoki do lotu! Mają być gotowe a pół godziny!

Chłopak wydał jeszcze kilka poleceń: przygotowania zapasów jedzenia na drogę Roszpunce i Mieczykowi. Zabranie wszystkich map i papierów Śledzikowi a sam zawołał Flynna, aby ten pomógł mu zwinąć żagle i zatrzymać statek.

- A ja? - dopytywał lekko zirytowany Jack, którego Czkawka pominął przy wydawaniu poleceń.

Brunet stanął na przeciwko niego i jeszcze raz zlustrował wzrokiem. Strażnik był spocony a jego włosy sterczały na wszystkie strony przez zrywający się sztorm. Chłopak nadal był bardzo blady co zaniepokoiło Wikinga.

-Odpocznij - powiedział. Wiatr coraz bardziej zagłuszał jego słowa.

-Co? - skrzywił się Jack. Jedną z najgorszych rzeczy jaka mogła mu się przytrafić była bezczynność.

Czkawka mocno złapał chłopaka za ramię i podprowadził w stronę zejścia pod pokład.

-Możesz pomóc Śledzikowi spakować mapy - odrzekł tym samym kończąc rozmowę.

Flynn bez słowa obserowiwał cały dialog z założonymi rękami na piersi. W końcu, kiedy Czkawka zakończył rozmowę poszedł za nim bez słowa. Przez większość czasu nie odzywali się do siebie. Wiking co prawda ufał już Flynnowi, jednak nie byli przyjaciółmi, aby teraz pogadać sobie o uczucuach, albo o tym co ich czeka.

Czkawka był świadom, że swoją decyzją mógł zdenerwować Jacka, jednak kiedy chłopak był w takim stanie liczyło się dla niego tylko to, aby był bezpieczny.

-Przywiąż to do sterburty! - usłyszał nagle krzyk Flynna.

Wiatr ryczał tak głośno, że Czkawka przez chwilę nie był świadom, że mężczyzna coś do niego krzyczy. Od razu wykonał polecenie zabezpieczając żagiel. Po ostatecznym spuszczeniu kotwicy na dno mieli pewność, że statek nigdzie mimo sztormu się nie wybierze... a raczej nie powinien.

Kiedy wrócili na pokład główny smoki były już gotowe do odlotu. W rozrachunku przypadało czterech jeźdźców na czterech pasażerów. Sączysmark już miał zamiar zaproponować Meridzie romantyczny przelot wśród rozszalałego huraganu, jednak dziewczyna przeszła obok niego obojętnie u usiadła na drugiej szyi smoka Mieczyka.

Jack leciał razem z Czkawką a Śledzik zabrał ze sobą Roszpunkę. Julkowi ostatniemu przypadła możliwość wyboru "kierowy". Z braku innych opcji padło na Sączysmarka, co za skutkowało jękiem rozpaczy po obu stronach.

Czkawka zaczął wydawać Jeźdźcom jakieś niezrozumiałe dla Jacka komendy. Po chwili wszyscy w tym samym momencie wzlecieli w niebo zostawiając okręt coraz bardziej w dole.

Wiking mocniej usiadł w siodle, jego proteza jakoś dziwnie była osadzona w strzemieniu, wydawało mu się, że ma trochę za dużo luzu. Szybko jednak zwalił winę na wiatr i skupił się na prowadzeniu smoka. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek latał w takiej wichurze. Co chwila do jego oka wpadał jakiś czarny pył, na wzór pisaku.

Kurwa - myślał Jack.

Powiedzieć czy nie, powiedzieć czy nie... czuł, że Mrok jest coraz bliżej. Jednak nie był to odpowiedni moment na wspominanie o swoim życiowym nemezis. Jeszcze kilka godzin i znajdą to czego mu potrzeba i pokona Mroka. Wróci w spokoju na biegun północny i znowu namówi Yeti do stratowania Zająca.

Na myśl o dawnym przyjacielu do jego serca wpłynęła kropelka nadziei. Jednak potem poczuł smutek. Pokonanie Mroka wiązało się z zakończeniem przygody z Wikingami. Z Czkawką.

Spojrzał w prawo, potem w lewo. Czarnego piasku przybyło tak bardzo, że nie dostrzegał już reszty kompanów.

Nagle Szczerbatkiem mocno zatrzęsło, smok wydał pomruk niezadowolenia. Jack wyjrzał z zza ramienia Czkawki. Siodło trzęsło się coraz bardziej, przy kolejnym gwałtownym skręcie przechyliło się w prawo o czterdzieści stopni.

-Uważaj! - wrzasnął Jack łapiąc Czkawkę za pas. Jack nie miał pojęcia czy nadal są nad wodą, czy już nad lądem. Jednak wolał tego nie sprawdzać puszczając chłopaka w przepaść.

Siodło przechyliło się o jeszcze dziewięćdziesiąt stopni. Jack wisiał prawie do góry nogami trzymając Czkawkę za pas, biedy smok nie wiedział co zrobić aby jeszcze bardziej nie pogorszyć sprawy Jeźdźców więc leciał najrówniej jak potrafił.

Jack trzymał się w siodle tylko dzięki resztce swojej mocy latania.

-Trzymaj się! - wysyczał na tyle głośno, aby przekrzyczeć burze.

Czkawka wysunął prawą rękę do góry. Jeżeli w przeciągu kilkunastu sekund nie chce zostać plackiem, musi się czegoś złapać. Jack go długo nie utrzyma, a Czkawka nie pozwoli, żeby spadli obaj.

Spostrzegł pasek od strzemienia zwisający z siodła, machnął w jego stronę głową a Jack od razu zrozumiał o co mu chodzi. Trzymając go za lewą rękę lekko rozbujał chłopaka. Kiedy pasek był na tyle blisko Czkawka złapał się go i puścił Jacka.

Przez chwilę wisiał bezwładnie uczepiony tylko sznura. Uśmiechnął się w stronę Jacka, jednak gdy spostrzegł jego przerażoną minę zrozumiał, że coś jest nie tak.

Sekundy później usłyszał tylko dźwięk odrywanego paska i krzyk Jacka.

Zaczął spadać.


Zimny ogień/HijackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz