Rozdział 24

152 8 0
                                    

Sapnęłam ciężko, gdy Sebastian opadł obok mnie z głośnym jękiem. Nasze ciała błyszczały od potu. Oboje nie bardzo mogliśmy uspokoić spazmatyczne oddechy, ale nasze twarze rozjaśniały szerokie uśmiechy zadowolenia i spełnienia.
- Było...cudownie – wystękałam, obracając się na bok i całując czule tego mojego napaleńca. Uśmiechnął się leniwie i pogłaskał mnie po włosach.
- Kocham cię – powiedział poważnie. – I nigdy już nie dopuszczę do tego, że cię zapomnę.
- Wiem, Bucky – uśmiechnęłam się lekko. – I przepraszam...
- Nie masz za co, kochanie – odparł. – Miałaś prawo tak się zachować i to ja powinienem prosić cię nadal i wciąż o wybaczenie, bo wiem, jak mocno cię zraniłem...
- Wiesz co?... Wydaje mi się, że właśnie przed kilkoma minutami udało nam się po raz kolejny wzajemnie przebaczyć – stwierdziłam.
- Chyba tak – przyznał i pocałował mnie szybko.
- Pójdę pod prysznic – powiedziałam po dłuższej chwili milczenia, wstając leniwie z hektarowego łoża.
- Mam do ciebie dołączyć? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. Poczochrałam go po zmierzwionych włosach i odparłam lekko:
- Lepiej nie, bo wątpię, byśmy do jutra wyszli z łóżka – zaśmiałam się i poszłam się kąpać. Letnia woda cudnie ochłodziła moje rozgrzane ciało i zmyła słony pot. Znów czułam się odświeżona i pełna energii.
Gdy kilkanaście minut później wróciłam do sypialni, zastałam Sebastiana siedzącego na krześle i trzymającego naszą malutką na kolanach. Córeczka patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, uśmiechając się radośnie. W oczach Bucky'ego widziałam taką troskę i czułość, jakiej chyba jeszcze nigdy do tej pory.

 W oczach Bucky'ego  widziałam taką troskę i czułość, jakiej chyba jeszcze nigdy do tej  pory

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Stanęłam w progu i oparłam się ramieniem o futrynę drzwi.

- Obudziła się, więc wziąłem ją na ręce, by nie płakała – poinformował mnie szeptem, nie przestając się uśmiechać do dziecka. Nie odpowiedziałam, bo na to nie trzeba było słów. Podeszłam tylko cicho do niego i uklęknęłam przy jego kolanach. Mała przeniosła swój wzrok na mnie i jej pyszczek rozjaśnił się jeszcze bardziej.
- Nasza cudowna Lenka – powiedział miękko, wreszcie na mnie spoglądając.
- Dokładnie tak – przytaknęłam, głaszcząc ją po łysawym łebku. – Kocham was.
- I wzajemnie – uśmiechnął się i wstał ostrożnie ze swego miejsca, bo mała zaczynała leciutko przysypiać, po czy zaniósł ją z powrotem do łóżeczka. Wrócił po krótkiej chwili i wziął mnie w objęcia z wyraźną przyjemnością wdychając subtelny zapach mojego żelu pod prysznic.
- Jesteście całym moim światem – zaczął, patrząc mi głęboko w oczy. Zauważyłam, że był nad wyraz poruszony. – Nie chcę was już nigdy opuszczać, chcę zawsze przy was być. Dlatego... – zaciął się, starając się opanować drżenie głosu. – Wikuś, wiem, że zapewne nie tak to sobie wyobrażałaś, ale – uklęknął nagle przede mną, biorąc mą dłoń w swoje palce. Zaparło mi dech. Poczułam, jak w gardle rośnie mi potężna gula. – jak powiedziałem, kocham cię nad życie i dlatego też pragnę prosić cię, byś uczyniła mi ten zaszczyt i została mą żoną.
Ze wzruszeniem spojrzałam na cudowny pierścionek, który niepostrzeżenie wsunął mi na serdeczny palec.
- Też cię kocham – wyszeptałam i wpiłam się zachłannie w jego usta. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, uśmiechnął się do mnie trochę niepewnie.
- Więc to oznacza, że się zgadzasz? – zapytał cicho.
- Oczywiście!
Wziął mnie niespodziewanie na ręce i zakręcił się ze mną kilkukrotnie w kółko.
- Postaw mnie, wariacie! – poprosiłam go, śmiejąc się w głos.
- Nie mogę, bo jestem najszczęśliwszym facetem na świecie! – oznajmił, zatrzymując się wreszcie i tuląc mnie mocno.
- Udusisz mnie!
- Nie ma takiej możliwości... – prychnął, chichocząc i głaszcząc mnie po zaróżowionych policzkach. – To co? Może być za pół roku?
- Co takiego? – zapytałam głupio, poprawiając sobie cokolwiek rozburzoną fryzurę.
- Na ślub oczywiście – oświecił mnie. – Wiem, że przy naszych zasobach i pewnie pomocy Pescarrów jesteśmy w stanie zorganizować je choćby i pojutrze, ale nie chciałbym robić tego na chybcika. Przepraszam również za to, że nie będzie tu twoich rodziców w tym dniu, ale nie możemy ich tu ściągnąć... Gdy to wszystko się uspokoi i wrócimy do Polski, to obiecuję ci, że wyprawimy drugie wesele dla naszych rodzin i przyjaciół, dobrze?
- Dobrze – mruknęłam. – Wiesz, to moje życie nabrało takiego tempa odkąd cię odzyskałam, że boję się pomyśleć, co może się wydarzyć w tych sześciu miesiącach.
- Dlaczego się boisz? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem. – Przecież ze mnie jest grzeczny chłopczyk i oboje prowadzimy stosunkowo normalne życie.
- Szaleju się najadłeś? – parsknęłam niepowstrzymanym śmiechem, dając mu lekkiego kuksańca w bok.
- Nie. Po prostu oszalałem z miłości do ciebie – wyjaśnił, całując mnie zachłannie.

Opowieść inna, niż inne [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz