"Opowieść inna niż inne", to historia bardzo nieszczęśliwej miłości dwójki przyjaciół, których rozdziela śmierć, a przynajmniej tak obojgu się wydaje...
Najwyższy ranking:
#3 w zmartwychwstanie - 22.82.2019
#7 w nieszczęśliwa miłość - 19.10.2018
#10...
Sapnęłam ciężko, gdy Sebastian opadł obok mnie z głośnym jękiem. Nasze ciała błyszczały od potu. Oboje nie bardzo mogliśmy uspokoić spazmatyczne oddechy, ale nasze twarze rozjaśniały szerokie uśmiechy zadowolenia i spełnienia. - Było...cudownie – wystękałam, obracając się na bok i całując czule tego mojego napaleńca. Uśmiechnął się leniwie i pogłaskał mnie po włosach. - Kocham cię – powiedział poważnie. – I nigdy już nie dopuszczę do tego, że cię zapomnę. - Wiem, Bucky – uśmiechnęłam się lekko. – I przepraszam... - Nie masz za co, kochanie – odparł. – Miałaś prawo tak się zachować i to ja powinienem prosić cię nadal i wciąż o wybaczenie, bo wiem, jak mocno cię zraniłem... - Wiesz co?... Wydaje mi się, że właśnie przed kilkoma minutami udało nam się po raz kolejny wzajemnie przebaczyć – stwierdziłam. - Chyba tak – przyznał i pocałował mnie szybko. - Pójdę pod prysznic – powiedziałam po dłuższej chwili milczenia, wstając leniwie z hektarowego łoża. - Mam do ciebie dołączyć? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. Poczochrałam go po zmierzwionych włosach i odparłam lekko: - Lepiej nie, bo wątpię, byśmy do jutra wyszli z łóżka – zaśmiałam się i poszłam się kąpać. Letnia woda cudnie ochłodziła moje rozgrzane ciało i zmyła słony pot. Znów czułam się odświeżona i pełna energii. Gdy kilkanaście minut później wróciłam do sypialni, zastałam Sebastiana siedzącego na krześle i trzymającego naszą malutką na kolanach. Córeczka patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, uśmiechając się radośnie. W oczach Bucky'ego widziałam taką troskę i czułość, jakiej chyba jeszcze nigdy do tej pory.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Stanęłam w progu i oparłam się ramieniem o futrynę drzwi.
- Obudziła się, więc wziąłem ją na ręce, by nie płakała – poinformował mnie szeptem, nie przestając się uśmiechać do dziecka. Nie odpowiedziałam, bo na to nie trzeba było słów. Podeszłam tylko cicho do niego i uklęknęłam przy jego kolanach. Mała przeniosła swój wzrok na mnie i jej pyszczek rozjaśnił się jeszcze bardziej. - Nasza cudowna Lenka – powiedział miękko, wreszcie na mnie spoglądając. - Dokładnie tak – przytaknęłam, głaszcząc ją po łysawym łebku. – Kocham was. - I wzajemnie – uśmiechnął się i wstał ostrożnie ze swego miejsca, bo mała zaczynała leciutko przysypiać, po czy zaniósł ją z powrotem do łóżeczka. Wrócił po krótkiej chwili i wziął mnie w objęcia z wyraźną przyjemnością wdychając subtelny zapach mojego żelu pod prysznic. - Jesteście całym moim światem – zaczął, patrząc mi głęboko w oczy. Zauważyłam, że był nad wyraz poruszony. – Nie chcę was już nigdy opuszczać, chcę zawsze przy was być. Dlatego... – zaciął się, starając się opanować drżenie głosu. – Wikuś, wiem, że zapewne nie tak to sobie wyobrażałaś, ale – uklęknął nagle przede mną, biorąc mą dłoń w swoje palce. Zaparło mi dech. Poczułam, jak w gardle rośnie mi potężna gula. – jak powiedziałem, kocham cię nad życie i dlatego też pragnę prosić cię, byś uczyniła mi ten zaszczyt i została mą żoną. Ze wzruszeniem spojrzałam na cudowny pierścionek, który niepostrzeżenie wsunął mi na serdeczny palec. - Też cię kocham – wyszeptałam i wpiłam się zachłannie w jego usta. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, uśmiechnął się do mnie trochę niepewnie. - Więc to oznacza, że się zgadzasz? – zapytał cicho. - Oczywiście! Wziął mnie niespodziewanie na ręce i zakręcił się ze mną kilkukrotnie w kółko. - Postaw mnie, wariacie! – poprosiłam go, śmiejąc się w głos. - Nie mogę, bo jestem najszczęśliwszym facetem na świecie! – oznajmił, zatrzymując się wreszcie i tuląc mnie mocno. - Udusisz mnie! - Nie ma takiej możliwości... – prychnął, chichocząc i głaszcząc mnie po zaróżowionych policzkach. – To co? Może być za pół roku? - Co takiego? – zapytałam głupio, poprawiając sobie cokolwiek rozburzoną fryzurę. - Na ślub oczywiście – oświecił mnie. – Wiem, że przy naszych zasobach i pewnie pomocy Pescarrów jesteśmy w stanie zorganizować je choćby i pojutrze, ale nie chciałbym robić tego na chybcika. Przepraszam również za to, że nie będzie tu twoich rodziców w tym dniu, ale nie możemy ich tu ściągnąć... Gdy to wszystko się uspokoi i wrócimy do Polski, to obiecuję ci, że wyprawimy drugie wesele dla naszych rodzin i przyjaciół, dobrze? - Dobrze – mruknęłam. – Wiesz, to moje życie nabrało takiego tempa odkąd cię odzyskałam, że boję się pomyśleć, co może się wydarzyć w tych sześciu miesiącach. - Dlaczego się boisz? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem. – Przecież ze mnie jest grzeczny chłopczyk i oboje prowadzimy stosunkowo normalne życie. - Szaleju się najadłeś? – parsknęłam niepowstrzymanym śmiechem, dając mu lekkiego kuksańca w bok. - Nie. Po prostu oszalałem z miłości do ciebie – wyjaśnił, całując mnie zachłannie.