Rozdział 41 - ostatni

339 9 3
                                    

Goście wyszli od nas grubo po północy. Byliśmy zmęczeni, ale w gruncie rzeczy szczęśliwi, chociaż męczyła nas jedna dość zasadnicza sprawa.
- Wiesz, że ludzie nie dadzą nam żyć, gdy te filmiki obiegną świat, prawda? – zapytałam Sebastiana, wychodząc z łazienki.
- Mam wrażenie, że już częściowo obiegły – powiedział, wskazując na trzymany w rękach tablet.
- I? – zapytałam zaniepokojona, sadowiąc się koło niego na łóżku.
- Różnie – mruknął. – Niektórzy piszą, że za swoje zbrodnie powinienem smażyć się w piekle... Najlepiej na żywca... Inni piszą, że dobrze zrobiłem, ratując cię i w ogóle w ten sposób reagując... Inni z kolei piszą, że nie wiedzą, co o tym wszystkim sądzić... Zobaczymy, co kolejne dni przyniosą – powiedział, wyłączając urządzenie. – Nie martwmy się na zapas, dobrze?
- Jesteś pewny? – zapytałam, przytulając się do niego.
- Jestem. Chodźmy już spać, jestem ledwo żywy.
Ranek przyniósł nam kilka niespodziewanych informacji. Między innymi w wiadomościach już od najwcześniejszych godzin trąbili o akcji Sebastiana. I pomimo utworzenia się dwóch skrajnych obozów, przeważała jednak liczba osób, które go popierały, co było dla nas niemałym zaskoczeniem!
- Czyli co? – mruknęłam, popijając kawę. – Nie jest źle?
- Na to wygląda... Byłem przekonany, że raczej mnie zlinczują...
- Ja również – przyznałam niechętnie. – wiemy przecież doskonale, jakie wspaniałe jest nasze społeczeństwo... Dobrze, że przynajmniej część z nich poszła po rozum do głowy.
- Masz rację. Reszta też pewnie wkrótce o wszystkim zapomni. Jeśli nie dam im innego materiału do podsycenia tego ognia, wszystko szybko ucichnie...
Jak po dwóch tygodniach się okazało, Seba miał rację. W mediach i na ulicach ucichło, ludzie znów zachowywali się normalnie, a nie skradali, jakby Bucky miał ich w każdej chwili napaść i zabić, mnie przestano zaczepiać w sklepach i pod naszym domem nie ustawiały się już kordony policji, reporterów żądnych sensacji i tych z obywateli, którzy najchętniej widzieliby mojego męża płonącego na stosie. Życie wróciło do normy, wobec czego mogliśmy się wreszcie zająć już naprawdę sobą i przygotowaniami do ślubu, o który dopominali się już nasi rodzice i co poniektórzy członkowie naszych rodzin.

Cztery miesiące później.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie – powiedziała moja mama, pomagając ubrać mi skromną suknię ślubną. – Żałuję tylko, że to nie jest wasz prawdziwy ślub, a polskie potwierdzenie tego z Włoch.
- Mamuś, dla was to będzie nasz pierwszy ślub – uśmiechnęłam się łagodnie. – I dla nas w pewnym sensie również, bo teraz przynajmniej weźmiemy go w gronie rodziny i przyjaciół.

Spojrzałam nieco załzawionymi oczami na ukochanego, który po raz drugi składał przysięgę małżeńską, nieco zmodyfikowaną na potrzeby takiej dokładnie ceremonii. Uśmiechnęłam się szeroko, kątem oka dostrzegając, że nasze mamy łkają cicho w ramiona ojców.

- Jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką miałem zaszczyt widzieć w swoim życiu – powiedział Sebastian, obracając mnie delikatnie w tańcu. – I muszę przyznać, że ta suknia w moim odczuciu całkowicie przyćmiła tamtą pierwszą.

 – I muszę przyznać, że ta suknia w moim odczuciu całkowicie przyćmiła tamtą pierwszą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Opowieść inna, niż inne [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz