Rozdział 39

108 5 5
                                    

Westchnęłam, przytulając się do Sebastiana.
- Co się dzieje, maleńka? – zapytał, obejmując mnie mocno.
- Nic, po prostu nie mogę uwierzyć, że wszystko skończyło się tak dobrze. Myślałam, że nas zamkną – wyznałam szeptem, by nie obudzić dziewczynek.

- Też się tym martwiłem – przyznał, całując mnie w czoło. – I wiesz, cieszę się, że przemówiłaś mi do rozsądku – zaśmiał się.
- Ja również – mruknęłam, opierając głowę na jego ramieniu. – Teraz wszystko się zmieni, prawda?
- Niewiele. Chyba raczej nie będzie to wiele różnić się od mojej pomocy Pescarze.
- Ale nie będziesz już musiał walczyć – zauważyłam.
- Tak. I bardzo się z tego cieszę. Miałem już serdecznie dość.
- Poradzisz sobie?
- Z czym, skarbie?
- Z monotonią codziennego życia. Bo to właśnie nas czeka w głównej mierze.
- Nawet nie wiesz, jaki będę zadowolony z tej monotonii. Od dłuższego czasu marzę o spokoju. Mam dość ciągłej ucieczki walki o przeżycie i zabijania. Pragnę tylko stabilizacji z rodziną.
- Cieszę się, bo ja również – pocałowałam go lekko w policzek.
- Jesteś moim szczęściem, Wikuś. Obiecuję, że nigdy więcej nie odejdę od ciebie i zrobię wszystko, by zapewnić tobie i dzieciom wszystko, czego zapragniecie. Kocham was. Bez żadnych wyjątków.
- A my ciebie, Bucky – uśmiechnęłam się leciutko przez łzy, które pojawiły mi się w oczach. Sebastian scałował je natychmiast. Niewinne pieszczoty zmieniły się w upojną noc.

Rano wstaliśmy niezbyt wyspani, ale bardzo szczęśliwi. Rodzice Sebastiana też wprost tryskali energią.
- Jak się wam spało, dzieci? – zapytała nas jego mama, gdy tylko wyszliśmy z sypialni.
- Całkiem dobrze – odparła, na co tylko się uśmiechnęła, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie byliśmy przypadkiem za głośno...
- Co teraz będziecie robić? – zagadnął nas ojciec.
- Ja muszę jechać do Wojewódzkiej. Chcą ustalić ze mną wszystkie szczegóły współpracy – powiedział Seba, zajadając kanapkę. – Wczoraj tego nie zrobiliśmy, bo Wiki rwała się do dzieci i pozwolili nam jechać.
- Chcesz, żebym jechała z tobą? – zapytałam.
- Nie. Odpocznij. Postaram się wrócić jak najszybciej.
- Tylko błagam, nie wdaj się tam w żadną bójkę, dobrze?
- Oczywiście, skarbie. Obiecałem ci coś przecież, prawda?

Gdy Seba wyszedł, przez jakiś czas pomagałam jego mamie, ale ta w końcu przekonała mnie, bym sobie odpoczęła. Korzystając więc z tego, że Nina dopiero co zasnęła, zostawiłam dziewczynki z dziadkami i wyszłam na miasto. W torbie miałam trochę Euro, które chciałam wymienić w najbliższym kantorze. Potrzebowałam telefonu i pieniędzy na przeżycie. Gdy tylko dokonałam transakcji, z kilkoma tysiącami w torebce, poszłam do salonu z telefonami komórkowymi i nabyłam dobrego, aczkolwiek nieprzesadnie drogiego smartfona, oraz przecenionego laptopa z wystawy. Potem zrobiłam jeszcze zakupy do domu, bo przecież nie wypadało mi objadać teściów i wróciłam do domu, po drodze wpadając na lekko ryzykowny pomysł. Postanowiłam bowiem zadzwonić do Kingi. Po wypakowaniu zakupów wybrałam jej numer i z mocno bijącym sercem czekałam, aż odbierze.
- Słucham? – powiedziała w końcu, odbierając połączenie.
- Cześć, Kinga – odezwałam się, modląc się w duchu, by zechciała ze mną rozmawiać i nie rozłączyła się.
- Wiktoria?! – wydarła się, co na chwilę mnie ogłuszyło. – Dziewczyno, żyjesz!
- Ano – zaśmiałam się.
- Czemuś tyle czasu się nie odzywała? – zapytała z pretensją w głosie. – I gdzie do ciężkiej cholery jesteś?
- wybacz, kochana, ale nie mogłam ci tego powiedzieć. Teraz jestem już jednak w kraju. I byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś zechciała się ze mną spotkać, by porozmawiać.
- Oczywiście! Gdzie mam przyjechać? – zgodziła się natychmiast.
- Na Cichą osiemnaście – powiedziałam. Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Ejże! Czy tam przypadkiem nie mieszkał kiedyś Sebastian? W tym samym bloku?
- Dokładnie... To co, przyjedziesz? Mieszkanie numer cztery.
- Coś ty wykombinowała tym razem? – zapytała.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu – burknęłam.
- Zawsze byłaś uparta, Mycha... Ale ok, przyjadę.
- To wspaniale. Zjaw się tak około szesnastej, dobrze?
- Jasne. Mieszkanie cztery, tak?... Ale wiesz, że będziesz musiała mi wszystko dokładnie opowiedzieć, co?
- Jestem tego świadoma. Musisz jednak przygotować się na długą opowieść.
- Nie ma problemu – zaśmiała się. – To do zobaczenia później.
Rozłączyłam się i odetchnęłam głęboko. I dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, jak jej mam to wszystko wytłumaczyć, by mi uwierzyła i nie wysłała do czubków.

Opowieść inna, niż inne [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz