8. Szczęście w nieszczęściu

22 4 5
                                    


Wypadając z samochodu jak opętana, biegnę przed siebie i uznaję, że pobiłam rekord świata w szybkości biegu bez mózgu i rozumu, które zostawiłam w samochodzie matki. Po około pięciuset metrach zatrzymuję się łapiąc utęsknione przez płuca powietrze. Odwracam się, by moje oczy, mózg i rozum wróciły na miejsce i żeby zobaczyć, gdzie właśnie się znajduję. Kiedy moje gałki oczne nie mogą zlokalizować auta tej sukowatej kobiety i mojego położenia, serce wybucha mi w klatce piersiowej jak bomba podłożona pod bydynek przez zamachowca. Czuje się, jakby całe moje życie było pod ukrytą kamerą lub było jakimś dramatem, w którym zdecydowanie za szybko przewijają się akty i sceny. Zmierzam leniwie ku chodnikowi i siadam na środku obok płotu, który ciągnie się na przód i obejmuje kilka pobliskich domów. Po policzkach spływają mi słone łzy, które lekko łaskoczą moją cienką skórę. Mózg poddał się, włączając tryb 'obudź mnie jak będzie lepiej'. Wiem już, że zostało mi tylko się poddać. Jak do cholery mogę mieć brata młodszego o 19 lat?! Słyszałam o takich przypadkach, ale to są odsetki ludzkości. Mówili mi, ze jestem wyjątkowa, ale teraz to, kurwa, przegięli. Bo przecież prawdopodobnie jedyna na tym świecie, w ciągu zaledwie tygodnia zdążyłam przeżyć koszmary, które doskwierają człowiekowi w ciągu całego życia. Nie zdziwiłabym się, gdyby zza zakrętu nie wyszedł teraz potencjalny pedofil, czy morderca i wykonał to, co należy do niego na mojej osobie. Chowam zapłakaną twarz w drobne dłonie i zaciskam powieki z taką siłą, przez którą, mam nadzieję, zresetuje swoje życie.

— O! Patrzcie, patrzcie!– odzywa się znajomy męski głos za moimi plecami. — A cóż to za ślicznotka tutaj się smuci?– A nie mówiłam, że dopadnie mnie jakiś pedofil.

— Kruszynko nie siedź na betonie. Twój piękny tyłek nie zasługuje na takie traktowanie –uśmiecha się brunet.

— A twój za to zasługuje na dużego kopniaka –mówię do Alexa, wstając z chodnika i ścierając łzy z twarzy.

— Może zawieziemy Cię do domu? –pyta z udawaną troską w głosie.

— Jak to 'zawiedziecie'? –pytam, bo nie wiem czy nie dostał właśnie rozdwojenia jaźni.

— No normalnie. Samochodem. Wiesz co to? Ma 4 koła i...

—Tak, wiem głupku –przerywam mu z uśmiechem, bo naprawdę bawi mnie poziom jego inteligencji. — Pytam się, dlaczego mówisz w liczbie mnogiej.

—Aaahhh–wydając ten dźwięk, puka się w głowę.

— I tak masz tam pusto! –krzyczy równie znajomy już głos.

— Hahaha, bardzo śmieszne –mówi pod nosem Alex, do zmierzającego w naszą stronę Aarona, który właśnie opuścił pobliski dom.
— Oto ten, który sprawi, że staniemy się liczbą mnogą, nasza matematyczko czy tam polonistko –dodaje w moją stronę niebieskooki.

— Coś jej znowu powiedział? Znowu twoje suchary na podryw? Że ma tyłek nie z tej ziemi czy inny syf? Bo widzę, że aż się popłakała z twojej głupoty. –prycha blondyn spoglądając na mnie. Narzuca na siebie bluzę i szuka kluczyków do samochodu w swoich jeansach. — Chodź, bo się spóźnimy na to cholerne przesłuchanie. Podwieźć cię gdzieś?–dodaje, machając do mnie ręka z uśmiechem tak szerokim, że ujawniają się jego dołeczki.

— Masz po drodze Yellow Street? –pytam w zwykły sposób, jakby przed kilkoma minutami nie zawalił się mój świat. Powiedziałam mu jedyny adres, który nasuwa mi się do głowy i jest dość znajomy.

— Tak, wsiadaj. –zagarnia ręką powietrze pokazując mi, abym siadła z przodu pojazdu. Łał. KIA STINGER.

— Dlaczego ja mam siedzieć z tyłu? –marudzi Alex i żartobliwie wydyma usta i marszczy brwi, na co zaczynam się śmiać.

— Stary, ile ty masz lat? Chcesz to wsiądź do bagażnika jak ci się nie podoba –ripostuje go zielonooki, jak ojciec syna.

Chichoczę również na jego słowa i wsiadam do auta. Zostało mi tylko jedno miejsce, w którym ktoś mnie zrozumie i właśnie tam jadę.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz