7. Przepaść

27 3 10
                                    


            Minęły zaledwie 2 doby od zdarzenia, dzięki któremu zakończyło się tamto życie. Teraz jest paskudniejsze. Jest do dupy. Wszystkie wspomnienia związane z ojcem i chwilami uśmiechu na twarzy spłonęły jak cała kuchnia, schody i salon w naszym ex-domu. Matka zdążyła już umówić się na spotkanie z deweloperami nowych mieszkań i domów. Jak ona do cholery może zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło?! O całej naszej kolorowej i mniej kolorowej przeszłości? I udawać, jakby straciło się pamięć...? Mimo, że nasz dom ma/miałby szansę na odbudowę, ona wolała wyminąć całą myśl naprawienia choć trochę tego, co zepsuła. Nie chodzi tu tylko o spalenie domu, przy pokazach przed swoim pracownikiem zdolności kucharskich, których nie posiada. Chodzi o codzienne niszczenie nadziei i zdolności uśmiechania się. Zepsuła całe nasze życie. Żyje w nieświadomości, a może is świadomości, wyrządzenia komuś krzywdy. To naprawdę....

— Sephanie, idziemy –powiedziała pustym głosem, szukając kluczyków do samochodu.

— Niby gdzie? –pytam, choć wiem że idziemy szukać nowego domu.

— Głupie pytanie –prycha jakby urażona, chociaż nie mogłaby tak się czuć, gdy nie ma w sobie grama duszy.

Gdy jedziemy jej 'super nowiutkim i czyściutkim samochodzikiem' w poszukiwaniu nowego miejsca, w którym i tak będzie praktycznie nieobecna, ja opieram swoje małe dłonie o szczupły podbródek. Już od godziny drogi, zbieram się w sobie na powiedzenie jej czegoś ważnego. Zasypiam ze zmęczenia całą moją sytuacją życiową. Jednak pod wpływem adrenaliny i smutku, który wdziera się do moich snów jak nieśmiertelny  żołnierz przez mury, budzę się nadal mając w głowie poukładany plan powiedzenia jej o tym, że chce mieszkać w tym samym mieście i napewno nie z nią. Walczę z żywiołem moich zmysłów i rozsądku.

   Po 20 minutach walki rozum i cierpliwość nie wytrzymują. Z moich pełnych, wyjątkowo wiśniowych warg, wypadają literki tworząc szybkie i spójne zdanie:

— Zamierzam zamieszkać sama. Tutaj.

Matka patrzy na mnie z oczami wielkimi jak krążki, w których kryje się tylko jedno- 'co ludzie powiedzą?'
Gdy dochodzi do mnie fakt co powiedziałam i bez powodu zwiera się rozsądek, który każe mi wytłumaczyć sytuację, mowię dodatkowo:

Dobrze wiem co sobie myślisz. No bo przecież jak córka tak znanej mecenas mogłaby zamieszkać w tak zwykłym mieszkaniu, czy nawet akademiku na uczelni? Też jestem zszokowana. Ale nie mam już nic do stracenia. Spłonął mój dom, a mój brat niewiadomo czy jeszcze żyje, więc jest mi wszystko jedno. –wypalam zdecydowanie za bardzo napompowana gniewem i zdecydowanie za szybko. Dlaczego zawsze przy matce jestem taka zestresowana?!

Nawet nie mam pojęcia czy zeskanowała moją wypowiedź, kiedy widzę jak odwraca się w stronę kierownicy i wbija wzrok w drogę. Wygląda jakby była nieobecna. Teraz akcja potoczy się szybko. Czuję to.

— Dobrze. –szepcze bez żadnej emocji w głosie. — Jutro masz wolną rękę na swoje życie. Dołożę ci się do mieszkania. Ale dzisiaj pomożesz wybrać mieszkanie dla mnie i... Dylana...

— Jakiego znowu Dylana? –pytam, tym razem bez złości, lecz z szokiem w głosie.

— Seph, ja wiem że to zabrzmi śmiesznie i... niedorzecznie bo mam przecież 40 lat... ale... Seph... ja... jestem... w ciąży...–słysząc te słowa z ust matki, omal nie wypadam z samochodu popełniając nieświadome samobójstwo. Nakazuje jej się zatrzymać i wybiegam z samochodu. To dzieje się zdecydowanie za szybko. Tak szybki przebieg złych zdarzeń jest dosłownie fikcją. Modlę się o to, że to sen. Paskudny sen. Jednak wiem, że to nieprawda. Przecież to takie banalne. Spłonęła ostatnia wartościowa dla mnie rzecz, tylko dlatego że moja matka zapewne pieprzyła się w kuchni z tym frajerem, zamiast patrzeć na całą ich jebaną kolację. Ile bym oddała, żeby był przy mnie ktokolwiek. By powiedział nawet jedno słówko motywacji jak teraz będzie tylko lepiej. Teraz jedyne co robię to biegnę. Nie wiem dokąd, ale mózg przestał pracować przy ostatnim wyrazie matki– ciąża.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz