12. Stwierdzam, że alkohol zmienia ludzi diametralnie.

15 4 7
                                    


        Siedzieliśmy razem w klubie, a czas płynął nieubłaganie tak jak alkohol przez moje gardło. Nie czułam ile i co piję. Gdy opróżniłam ostatni kubek z tą przyjemnie palącą w gardło substancją, nagle coś w mojej głowie się odblokowało. Przez chwilę próbowałam odkryć co to może być, ale po  krótkim czasie równie krótkich prób zrezygnowałam. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Wiedziałam, że i tak zaraz zacznę mówić rzeczy, których mówić nie powinnam, więc oddałam rozsądek pijanej głowie i układzie krwionośnemu, w których płynie już chyba więcej alkoholu niż krwi. Mimo tego czuję wyrzuty sumienia, że siedząc tu już cztery lub pięć godzin, nie posłuchałam Alexa ani Aarona. Oboje przez ten czas odradzali mi dużej ilości tego świństwa, które zaraz chyba zwrócę z powrotem do plastikowego kubka zgniecionego właśnie przez moją dłoń. Czuję też ich uporczywe spojrzenia na sobie. Są tak nachalne, że od jakiegoś czasu wyłączyłam słuch, żeby podwoić siłę czucia, czy też telepatii, bo zaciskam powieki aby dowiedzieć się co oboje sobie myślą. Zapewne wyszłam przy nich jak każda laska w tym lokalu- upija się, a pózniej ogromny szok, bo nagle okazuje się, że przespała się z facetem, z którym 'nie powinna', lub jeszcze inne tego typu wpadki. Ale nie nie nie... to nie dla mnie... Jestem rozsądna... Muszę być perfekcyjna... A zresztą! Pieprzyć to!

— Wiecie co? Opowiem wam coś –nagle się odzywam, a Rachel obmacując się potajemnie z Harrym (mimo że dla mnie to nie jest takie potajemne, bo widać to wyraźnie jak złamanie otwarte na rentgenie)  poświęcają całą uwagę właśnie mi.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł... Ty jutro będziesz uboższa o tę chwilę, a za to my możemy być bogatsi o wiedzę o twoim... niekolorowym życiu, Stephanie... –wzdycha Rachel i nagle wszyscy trzymają jej stronę.


Ignorują mnie, chyba dla mojego bezpieczeństwa. Paplanina słów, które słyszą moje uszy, zaczyna się lepić i łączyć w coraz to bardziej niewyraźne chińskie zdania, a nawet opowiadania. Zauważam, jak za mgłą, tylko odchodzącą parę- Rachel i Harrego, którzy zapewne idą na tzw. zaplecze w raczej znanych nam celach...

— Steph, wracajmy już –mówią jednocześnie blondyn i szatyn.

Wybucham śmiechem i jedyne co robię, to niestabilnym krokiem przesiadam się z wygodnej kanapy na krzesło barowe, aby umysł się trochę ocudził. Przesuwam ręką po blacie, szukając czegoś zimnego do picia. Wymacuje szklankę i natychmiast biorę ją z blatu i przykładam sobie do czoła, po czym wypijam połowę. Tfu. Znowu vódka.

— Wypiłaś mojego drinka, mała –słyszę obcy donośny głos za mną, po czym mówi dalej, spokojniejszym tonem: — Chyba będziesz musiała mi się za niego odwdzięczyć... –charcze, a ja nagle czuję ogromną łapę na moim biuście.

Pózniej potoczyło się wszystko zdecydowanie za szybko. Zaczynam wymachiwać drobnymi rękami w stronę tego obleśnego alkoholika i uderzam go kilka razy w brzuch. Z zaskoczenia wracam do przytomnych i widzę, jak zielone rozwścieczone oczy wraz z ich właścicielem, uderzają w szczękę faceta, który zdążył w kilka sekund zgwałcić mój biust. Muzyka ucichła, a przy bójce zbiera się coraz to więcej imprezowiczów. Nagle wszystko zaczyna wirować i niestrawione paskudztwo o nazwie 'alkohol' domaga się wyjścia i udaje się do przełyku. Po chwili podchodzi do mnie Alex żwawym krokiem, wyzywając pod nosem prawdopodobnie tego pedofila, który leży już na ziemi z rozwalonym nosem.

— Kierunek: łazienka. A nimi się nie przejmuj. Choć przyznaję, że to zawsze ja robię mu problemy z bójkami i w takim stanie rozwścieczenia go nie widziałem, ale ćwiczy boks, więc nie musimy się martwić. Sam bym wpieprzył temu sukinsynowi, ale ty jesteś teraz ważniejsza –mówi, prowadząc mnie do łazienki. A dokładniej to biegnąc ze mną, bo ledwo wstrzymuję fale nadchodzących wymiotów.

Wpadamy do łazienki z prędkością tak wielką, że Alex omal nie wyważył wszystkich drzwi po drodze. Nagle widzę muszlę klozetową i robię to co mówi instynkt i przyzwyczajenie, bo zdarzały mi się identyczne przypadki, tylko że nie miałam wtedy u boku tak przystojnego faceta. No dobra. W ogóle nie miałam u boku faceta. Alex działa równie szybko jak i ja, zbierając mi włosy w kitkę jedną dłonią, a wolną sięgając po papier. Dociera do mnie jak on często musiał brać udział w takich wpadkach na imprezach swoich przyjaciół i po wszystkim, gdy myję twarz wybucham szczerym śmiechem, a niebieskooki do mnie dołącza i osuwa się powoli po łazienkowych kaflach na podłogę. On zapewne śmieje się z tej całej sytuacji, a ja z tego, że to dla niego zapewne rutyna.

Jeszcze kilka minut pomaga mi dojść do siebie, po czym sarka:

— Z chęcią teraz bym cię pocałował, (mimo że nie wiem dlaczego) ale wolę zaczekać jak umyjesz zęby.

Wybuchamy znów razem nieopanowanym śmiechem. On jest całkiem trzeźwy i właśnie powiedział mi, że by mnie pocałował, a ja oczywiście tylko głupkowato się śmieję. Tak Steph, oni mieli rację... mogłaś iść się leczyć do tego psychologa... teraz już za późno... Szatyn po chwili przytula mnie bardzo mocno do swojego torsu i lekko unosi, jakbym właśnie była najważniejszą na świecie rzeczą, którą zgubił dawno temu i nagle odnalazł w jeszcze lepszym stanie.

— Dopiero teraz widzę jak świecą twoje oczy. No chyba, że masz gorączkę, bo wypicie około trzech promili w kilka godzin to nie lada wyczyn. –chichocze niebieskooki patrząc w moje oczy przeszywającym wzrokiem.

Po chwili ściska mnie równie mocno jak przedtem.

Yghm... Al..ex... powietrza... –mówię z przerwami, bo naprawdę mi go brakuje w płucach.

Puszcza mnie, przeprasza, a ja jedyne co robie to przytulam się do niego lekko oddając poprzedni uścisk z jego strony i idziemy szybszym krokiem opuszczając łazienkę i szukając Aarona i zwłok jego towarzysza w bójce.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz