13. Do których należysz?

12 2 2
                                    


Olałam szkołę, olałam brata, olałam matkę... Czuję się jak te rozwydrzone, ubrane na czarno, z kolczykami w dziwnych miejscach dziewczyny. Wstyd mi za to. Jestem, a może 'byłam' chodzącą perfekcją. Przykładem dla osób w moim wieku. Odzwierciedlam, a może 'odzwierciedlałam' kogoś stworzonego na wzór człowieka idealnego. A może mi się wydawało...

***

— Steph... Stephanie... –dociera do moich uszu szept, a po chwili czyjaś dłoń dotyka mojego policzka tak delikatnie, jakby był z drogocennej porcelany.

Nie otwierając oczu powoli podnoszę dłoń i splatam ją z tą wielką, lecz nadzwyczaj przyjemną i delikatną dłonią, której ciepło przeszywa całe moje ciało i dociera do samych czubków palców. Myślę 'Noi już z samego rana muszę zacząć od motyli w brzuchu i od patrzenia na tę znajomą twarz... Ehhh ja to mam ciężkie życie...'    

Czuję jego oddech na moim policzku. Na całej sobie czuję też to spojrzenie. Spojrzenie jego niebieskich tęczówek. Wreszcie otwieram oczy i oprócz rażących promieni słonecznych wpadających przez okno samochodu, udaje mi się zobaczyć ocean. Niebieski ocean... Tak przestronny i tak błękitny. Dlaczego jego oczy potrafią przenieś mnie w miejsce, tak jakbym naprawdę stała pośrodku oceanu, a on otaczał mnie z każdej strony. Jego czoło uderza lekko o moje, a nosy delikatnie się muskają. Wzrokiem wędruję po jego twarzy i patrzę na usta, które unoszą się w lekkim uśmiechu. To jest ta chwila. Powietrze ucieka z moich płuc... Jego usta są tak blisko... Podoba mi się to...

— Halo, proszę pana nie będę tu stał Bóg wie ile! A teraz proszę mi dać dwie dychy za parking, bo dzwonię po lawetę i już nie będzie tak kolorowo i romantycznie! –puka w szybę i wrzeszczy starszy mężczyzna i dobrze wiem, że właśnie szatan wyrzucił go ma Ziemię, żeby zniszczył tę romantyczną chwilę jak z filmu. A może to i dobrze, że to zatrzymał, bo inaczej poniosłaby nas chwila...

Mimo to, Alex i tak rzucił mu te 'dwie dychy' przez uchylone okno oraz w gratisie wzrok Wiecznej Nienawiści i Potępienia. Gdy ten uporczywy facet zabrał swoje manatki i pozbierał swoje ego, dotarło do mnie, a bardziej do moich oczu kiedy zobaczyłam zegarek, że jest dopiero 5:30, a my spaliśmy w samochodzie pod szpitalem.

—Wstyd mi za to co powiem, ale opowiedz mi dlaczego właśnie spaliśmy w samochodzie na parkingu szpitalnym, bo niekoniecznie jestem świadoma dzisiejszej/wczorajeszej nocy... Pamiętam tylko, jak wczoraj wybiegliśmy z łazienki szukać Aarona i mówiłeś, że mam wsiąść do samochodu i się zdrzemnąć oraz żebym się nie martwiła tobą ani Aaronem... –wypowiadam na jednym tchu, skanując w mózgu wczorajszy wieczór i tak szybko przemijające akcje i sytuacje, jak w ujęciach filmu.

— Aaron razem z tym gnojkiem trafił do szpitala. Musiałem wezwać karetkę, bo ten dupek- tak Aaron- twierdząc że da radę pokonać faceta trzy razy większego od niego, leżał na podłodze i ledwo dyszał –powiedział bez zastanowienia i wysiadł z samochodu, a ja za nim.

Nagle popędził szybkim krokiem w stronę drzwi wejściowych do szpitala bez słowa. Poczułam się dziwnie. Jakby odrzucona czy też zignorowana z jego strony. Podbiegłam i zatrzymałam go, stając mu na drodze i przez chwilę poczułam w sobie wielką złość chociaż nie miałam do tego żadnych powodów, bo dopadł mnie humorek z samego rana.

— Posłuchaj mnie Panie 'jestem tu najważniejszy i mam w dupie dziewczynę, którą prawie pocałowałem i która poczuła swoje uczucia do mnie' – powiedziałam, wtykając mu swój palec w twardy tors. – Mów mi gdzie idziesz i czemu się do mnie nie odzywasz –oho, już wiem co pomyśli- 'okres'. W sumie to sama tak sądzę, bo przecież nie mam powodów do złości i wyrzutów. A może mam...

— Wybacz, ale 'Pan najważniejszy który wcale nie ma w dupie wspaniałej dziewczyny, na którą nie zasługuje', idzie wreszcie spotkać się ze swoim przyjacielem, który nie wiadomo czy żyje, jak i jego rywal we wczorajszej bijatyce, choć temu drugiemu to akurat tego życzę –mówi mi z wyrzutem w oczach i zabawną urazą.

      Czuję, że coś we mnie pęka. Może to kolejna warstwa mojej zbudowanej i wyrobionej osobowości? Dlaczego tak łatwo ci ludzie umieją mnie obierać z warstw, niczym cebulę? Znam wiele osób które bezskutecznie zabiegały o moje zaufanie i próbowały przedzierać się przez moje mury. Dlaczego oni? Który z nich tak naprawdę stara się do mnie dostać bez oszukiwania i bezsensownej nadziei? Wiem, że już mogę nie odpowiedzieć sobie na to pytanie... A może dam radę... Chyba za dużo gdybam... tak jak teraz.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz