11. Nie oceniaj Alexa po okładce... to znaczy... książki!

24 5 11
                                    


Jest 22:00. Wjeżdżamy razem z Rachel na parking pod klubami. Teraz przed nami stoi wybór między czterema budynkami. Ona zna jeden, a ja- już dwa.

— Na co czekasz? Cameleon Club nie dostanie nóg i tu po ciebie nie przyjdzie –chichocze blondynka ciągnąć mnie za rękę.

— Ale ja nie chcę tam iść... Chodźmy tam! –mówię do przyjaciółki, pokazując palcem na Drink Club, bo mam z nim przyjemne skojarzenia.

— Widzę, że wreszcie nauczyłaś się korzystać z nowych rzeczy –szepcze z zadziorem i mnie wyprzedza.

— Zaczekaj.

— Co? Rozmyśliłaś się?

— Nie... ja po prostu chcę, żebyś wiedziała, że pózniej się to raczej nie powtórzy. Wiesz dobrze, że idę z tobą tylko, żeby zapomnieć... Bo jakoś wyjątkowo mam w dupie matkę i dom, skoro i tak dała mi wolną rękę, więc jutro będę musiała iść poszukać mieszkania. Najlepiej w akademiku lub gdzieś w okolicach –mówię do niej, jakbym się bała, że tego nie wie.

— Boże, dlaczego zawsze musisz myśleć tak do przodu. Wymaż to teraz z głowy i choć się zabawić Steph. Życie jest tylko jedno!

Życie jest tylko jedno... powtarzam sobie w głowie, jakby to nagle miało zmienić moje nastawienie. Ale słucham przyjaciółki. Zdzieram z siebie ten ciężar przeszłości oraz dzisiejszego dnia i zostawiam go przed klubem.

      Po chwili na karku znów czuję powiew tego samego, zimnego powietrza z klimy. Rozpoznaję obecny tutaj zapach, który przedziera się przez woń alkoholu i unisex perfum. Zapach tych dwóch mężczyzn, którzy byli w stanie roztopić część pancerza, który rósł wokół mnie przez te 19 lat. Przyspieszam, bo Rachel już zgubiła się w tłumie. Albo to ja się zgubiłam. To nie był dobry pomysł, żeby wyszła na imprezę i to jeszcze w sobotę. Zawsze się upija, a później przez kilka dni jest martwa. Nagle do mojej świadomości dociera, że w ogóle nie zainteresowałam się studiami. Znów nie było mnie tydzień. Wzdycham głęboko i postanawiam się teraz nie przejmować. Wołam przyjaciółkę, a zamiast tego, wpadam na coś, a bardziej kogoś, wielkiego. Patrzę do góry i już wiem kto to.

— Witaj ślicznotko. Wreszcie cię widzę. Wyruszyłem właśnie na twoje poszukiwania. Chciałem cię też przeprosić... Za wszystko... za to, że jestem takim dupkiem. Zgrywałem się tylko z tym podrywaniem.Choć przyznam... jak cię zobaczyłem to myślałem, że już się nie powstrzymam. Ale pogadamy o tym później... –przekrzykuje muzykę i chichocze ALEX. Jego niebieskie oczy po raz pierwszy tak błyszczą, a ja przez chwilę się zawieszam i gubię w ich intenstywności.

Alex zauważa widocznie moje zapatrzenie w niego. Znów się śmieje, ociera mnie kciukiem o nos i ciągnie mnie za rękę (mam nadzieję, że do stolika).

Miałam rację. Dochodzimy wreszcie do barowej lady, przy którym siedzi już Rachel z jakimś kolesiem, który pewnie jest Harrym. Nasuwa mi się wiele pytań:

— Alex, znasz Rach? –pytam go beznamiętnie, kiedy mój tyłek spoczywa na zimnym, wysokim krześle, a jego - na sofie naprzeciwko mnie.

— Taaak... poznaliśmy się na zawodach. Trochę ze sobą kręciliśmy, ale to było dawno. Później wymiotować mi się chciało jej paplaniną. I tak dobrze wiesz, że za miesiąc by sobie mnie wymieniła – wybucha śmiechem, a ja z nim, mimo że mówi prawdę, ale mina blondynki jest bezcenna.

Czujemy wtedy na sobie uporczywy wzrok bazyliszka, nie tylko Rachel, ale i Harrego.

— Jesteśmy po prostu dobrymi kumplami, no nie Rach? –mówi i przenosi wzrok na blondynkę, która daje mu kuksańca w ramię.

— A gdzie Aaron? –pytam się szatyna, ale on patrzy szybko na zegarek i mówi do mnie:

— Policz do ośmiu. Szybko.

Bez zastanowienia odliczam, mimo że nie rozumiem dlaczego. Aaron nagle wpadnie do drzwi goniony przez bandę policjantów i okaże się, że Alex jest prorokiem? Przewiduje wszystkie mało możliwe wersje, gdy nagle przy ostatniej cyfrze, ktoś puszcza znaną mi melodię i...

— Just stop your crying, It's a sign of the times...

W ułamek sekundy czuję, że się rozpływam. Mój ulubiony kawałek... i głos... Aarona. Wstaję i ciągnę wszystkich po kolei, aby wstali i udajemy się bliżej mini-sceny, umieszczonej w prawym rogu klubu. Śpiewam razem z nim, kiedy on stoi na scenie, brzdąka na gitarze i z zamkniętymi oczami śpiewa piosenkę, która za każdym razem roztapia moje serce. Widzę, że Alex też zaczął ją śpiewać, tyle że z udawanym brakiem talentu, co mnie rozśmiesza. Wokół krzątają się kelnerki i rozdają drinki za 5 dolarów. Już mam wyjąć z torby portfel, gdy Alex kładzie 10 dolarów na tacę i zabiera dwa drinki, w tym jeden wręcza mi. Już mam zacząć się wykłócać, że mam przecież pieniądze, ale on znów jest najwidoczniej jasnowidzem, bo zanim coś powiem, kładzie swój palec na moje usta uciszając mnie, odwraca w stronę sceny i całuje mnie w czubek głowy. Rumienię się i przechodzą mnie dziwne dreszcze, których dotychczas nie czułam.

— Spokojnie... obiecuję, że nie chce cię uprowadzić do żadnej sypialni – chichocze— To był tylko gest przyjacielski, bo mam nadzieję, że będziesz moją przyjaciółką –dodaje.

— Odkąd was spotkałam wiedziałam, że wraz z Aaronem będziecie moimi przyjaciółmi –mówię.

Podoba mi się, że nagle nie jest już tym samym Alexem. Widocznie trzeba go lepiej poznać... No chyba, że jest to ten sam Alex, ale nagle wzięło go na urocze gesty.

Każę  mu się pochylić i całuje go w czoło.

— Weź, bo poczuje się wyjątkowy –śmieje się na własne słowa i ociera moje nagie ramiona, bo w klubie przez klimę robi się coraz chłodniej, a ja mam na sobie tylko sukienkę do połowy ud.

Śpiewamy kilka kolejnych piosenek razem, po czym Aaron z kapelą schodzą ze sceny. Zielonooki zmierza prosto w naszą stronę i z wielkim uśmiechem i buchającymi oczami z radości, ściska mnie i podnosi do góry. Na ten niespodziewany ruch piszczę, a on i szatyn wybuchają śmiechem.

Po raz pierwszy zaufałam komuś tak szybko. Dokładnie tym dwóm facetom, którzy wprawili znów moje serce w ruch.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz