9. Uśmiech pozwala wkroczyć w świat lepszego świata.

24 4 11
                                    


         — No więc teraz mam czas na zadawanie pytań? -zadaję to pytanie, bo czuję na sobie uporczywy wzrok Alexa. Odwracam wzrok na Aarona, który prowadzi samochód i gapi się w jezdnię widocznie nieobecny duszą. Na moje słowa natychmiast wraca na Ziemię.

— Pod warunkiem, że nam też pozwolisz zadać sobie kilka pytań- odpowiadają jednocześnie, po czym wszyscy razem wybuchamy śmiechem.

—Jesteście bliźniakami? Lub macie połączone umysły jakąś niewidzialną nitką? -pytam z rozbawieniem, przeczesując palcami moje czarne, falowane włosy i zgarniając niesforne kosmyki z twarzy.

— Byłaś blisko. Po prostu jesteśmy z jednej piaskownicy. –chichocze blondyn  —Teraz nasza kolej na pytanie –dodaje.

— Co się stało, że płakałaś na chodniku. –pyta poważnie Aaron, kontynuując. — Znaczy z jakiego powodu, oprócz tego, że ten dupek, który siedzi za nami, szukał sposobu na zaciągnięcie cię zapewne do łóżka lub chociaż chciał twój numer telefonu.

Na jego słowa znów chichoczę i dociera do mnie, że przez te 15 minut z nimi w samochodzie zaśmiałam się więcej razy, niż prawdopodobnie przez całe życie.

— Nie chcę psuć sobie humoru. Wam zresztą też. A poza tym widzieliśmy się dopiero 2 razy. Odrazu mam streszczać wam całe moje życie? –pytam z sarkazmem i uśmiecham się w ich stronę.

— Dla mnie to wystarczająco –szepcze Alex z tylnego siedzenia. Wybuchamy z blondynem śmiechem po raz kolejny. Mogłabym spędzić w tym samochodzie wieczność. Już wiem, że to będą moi przyjaciele. Ale czekaj czekaj. Przecież ja nawet nie wiem do jakiej uczelni chodzą.

— A jak wam idą studia? Jak już tu siedzę, to chociaż wy powiedzcie coś o sobie –pytam, zdecydowanie za szybko wypowiadając kolejne wyrazy: —Znaczy, o ile studiujecie. Zawsze możecie juz skończyć tą męczarnie. Ale wątpię. Wyglądacie na dwadzieścia pare lat. Więc mam rację?

— Przeprowadziliśmy się tutaj kilka tygodni temu. Szukamy właśnie dobrych studiów.  Ale to nieważne. Widzę, że wreszcie nasza krucza dziewczynka się rozgadała –już widzę dołeczki na policzkach u blondyna, gdy wyśmiewa się z mojej nigdy nie zamykającej się buzi.

— A nasz szatynowy przyjaciel widać przeciwnie –dodaję, odwracając się na siedzeniu i patrząc na niebieskookiego i (przyznam) przystojnego Alexa, jak i jego przyjaciel.

— Wybacz, wsłuchuję się w każde słowo które wypada z twoich wiśniowych ust. –mówi, a ja się rumienię i wracam oczami i ciałem do pozycji poprawnie siedzącego pasażera.

— Wielkie dzięki Seph. Właśnie upiłaś mojego przyjaciela własnym głosem bez użycia alkoholu. Nawet nie zaczekałaś jak odwiozę go na komisariat. Nigdy w obecności dziewczyny nie zamykała mu się buzia. Brawo. –wypala kierowca, po czym zaczyna się śmiać, a ja do niego dołączam mimo, że rozum mówi 'pośmiejesz się jak się dowiesz, po co jadą na komisariat wariatko'.

W jakim celu jedziecie na ten cały komistariat? Mogłeś powiedzieć. Przecież bym się przeszła. Nie musieliście mnie podwozić –odpowiadam, gdy dojeżdżamy już prawie na miejsce.

— Po pierwsze- my tez nie musimy mówić ci wszystkiego. Po drugie- daj spokój. Jak moglibyśmy cię zostawić. Alex by mi się tu wypłakał, z tego powodu, na nową tapicerkę –mówi zielonooki z szelmowskim uśmiechem.

— Bardzo śmieszne! –wykrzykuje Alex, lecz te słowa są tłumione przez jego wielkie ręce które trzyma na twarzy. Wydaje krótki jęk, a ja zaczynam się martwić, czy nie powinni zamiast na komisariat, pojechać do lekarza bo gościu ma wachania nastrojów gorsze niż niejedna kobieta.

— Będziesz rzygał, Alex? To wyskakuj na zewnątrz –prycha blondyn zatrzymując pojazd pod podanym adresem i patrząc w lusterko na odbicie przyjaciela na tyłach jego czerwonego auta.

— Niee...eee...wypuść ją z tego pieprzonego samochodu... kurwa... przez nią zaraz mój fiut... nieważne...

Gdy tylko Alex wypowiada te słowa, wyskakuję z samochodu zarumieniona i wybucham gromkim śmiechem. Aaron powtarza moje czynności.

— Dzięki za podwózkę. I mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy –mówię do nich idąc w stronę domu Rachel, bo właśnie ten adres, pod który mnie podrzucili, jest JEJ adresem.

— My też mamy taką nadzieję. To znaczy... przyrodzenie Alexa... raczej przeciwnie... –szepcze ostatnie zdanie powstrzymując śmiech.
Gdy przechodzimy krótki spacer pod bramę mojej przyjaciółki wraz z Aaronem, szturcham go w ramię, a on udaje że bardzo go to zabolało, wykonując śmieszne ruchy mimiki twarzy na które ja reaguje oczywiście śmiechem.  Żegna się ze mną, mówiąc że bardzo im się teraz spieszy i zmierza w stronę tej cudnej KII idąc tyłem, nie odrywając swoich szmaragdowych oczu od mojej osoby, dopóki nie wpada na maskę własnego auta na co chichoczemy razem z Alexem, który przygląda się tej zabawnej sytuacji przez otwarte okno w pojeździe. Puszczam im dla żartu dwa całusy jak pięciolatka swojemu tatusiowi z daleka, gdy ten zostawia ją w przedszkolu z jej przyjaciółmi i panią. Widzę jak odjeżdżają zostawiając po sobie tylko kurz i pisk szybkich opon. Jedyne co nasówa mi teraz rozsądek, to biec za nimi i błagać o to, żeby przygarnęli mnie do siebie, bo są ludźmi którzy wprowadzili mnie w nowy świat szczęścia w ciągu niecałych 30 minut. Chce mi się śmiać z mojej łatwowierności, bo widziałam tych facetów dopiero drugi raz. Każdy jest w stanie udawać kogoś innego, tak jak do tego czasu robiłam to ja. Może są dilerami koki lub jakiegoś innego gówna.

          Teraz jedyne co robie, to śmieję się jak wariatka z moich głupich myśli i całej głupiej sytuacji jaką jest moje życie.

Mimo Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz