Rozdział 35

421 32 7
                                    

Następnego dnia nie miałam żadnych konkretnych planów, oprócz pójścia do roboty. Przygotowałam się i już miałam wychodzić, ale coś mi nie pasowało, konkretniej czegoś brakowało. Pewnego czarnowłosego kurdupla.

-Levi! - Zero odpowiedzi.

Wyciągnęłam telefon i już miałam do niego dzwonić, ale zauważyłam że wcześniej wysłał mi SMS-a. Otworzyłam go.

Muszę coś załatwić w siedzibie, spotkamy się później. Jeśli możesz idź do firmy i uzupełnij dokumenty, które leżą na twoim biurku. Do zobaczenia wieczorem.

W następnym SMS-sie był napisane.

Nie becz więcej.

Miły jak zawsze.

Odpisałam mu.

Ja nie beczę, ja wyrażam swe uczucia.

Rycząc.

Gadaj zdrów. A teraz wybacz, ale mam dokumenty do wypełnienia.

Schowałam telefon i ruszyłam na kolejną wojnę z papierkową robotą.

***

Siedzę tu już 3 godzinę, a końca wciąż nie widać. Idę zrobić sobie kawę.

Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Akurat wróciłam z filiżanką kawy, kiedy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu było napisane "sierociniec".

Czemu nie dzwoni od siebie?

-Halo.

-Tu Sofie. Jesteś potrzebna, Kruku! Ratuj! - była przerażona.

-Cholera. - mruknęłam i rozłączyłam się.

Zebrałam swoje graty i wybiegłam z biura. Wjechałam do lasu, zmieniłam ciuchy, następnie dopięłam pistolety i schowałam pióra do kieszeni. Pojechałam do sierocińca.

Wszystko wyglądało normalnie, ale to tylko pozory. Otwarłam cicho drzwi i już wiedziałam, że są w biurze, słyszałam stamtąd płacz dzieci. Dzięki Bogu, większość z nich była w szkole. Podeszłam do drzwi i wyciągając pistolety, otworzyłam je kopnięciem. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie.

Przy biurku siedziała Sofie, dzieci wokół niej, a dookoła biurka stali Zwiadowcy, w tym Levi.

To jest to co miałeś załatwić w siedzibie!?

Zacisnęłam szczęki w gniewie. Kiedy dzieciaki mnie zobaczyły od razu się za mną ukryły, a Zwiadowcy zwrócili się w moją stronę po usłyszeniu huku.

-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Kruk we własnej osobie. Mówiłem, że przyjdzie jeśli wejdziemy na jej terytorium. - Erwin miał na twarzy uśmiech zwycięstwa. - Może masz nam coś do powiedzenia.

Oni chcą mnie, nie ich.

Spojrzałam Erwin'owi w oczy, moja twarz była beznamiętna. Dzieciakom pokazałam, żeby uciekły się schować. Schowałam pistolety i wyciągnęłam nóż. Mina Erwina w momencie z zadowolonej zmieniła się w zakłopotaną, a oczy Levi'a powiększyły się z niedowierzania. Wiedział co planowałam.

Jednym płynnym ruchem rozcięłam nadgarstek. Wydałam cichy syk, kiedy zimny metal spotkał się z moją skórą. Następnie wyciągnęłam pióro i skropiłam je krwią. Staliśmy w na tyle małej odległości, że pióro bez problemu doleciało do swojego adresata, Levi'a. Odwróciłam się i wyszłam z budynku. Wsiadłam na motor i odjechałam.

Nasza historia-SnK [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz