#1

653 96 105
                                    

Zima — pora roku, w której wszystko pokrywało się białym puchem, a mróz nieprzyjemnie szczypał w zaczerwienione policzki dodając znudzonemu społeczeństwu trochę więcej uroku na ich smutnych, poszarzałych twarzach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zima — pora roku, w której wszystko pokrywało się białym puchem, a mróz nieprzyjemnie szczypał w zaczerwienione policzki dodając znudzonemu społeczeństwu trochę więcej uroku na ich smutnych, poszarzałych twarzach.

Smukła sylwetka w luźnym podkoszulku oraz opinających, poszarpanych spodniach przedzierała się przez tłumy opatulonych szalami i grubymi płaszczami ludzi. Jego ciemne włosy zlewały się z czarnym ubiorem. Jedynie biała jak śnieg skóra wraz ze srebrną klamrą od paska miały inny odcień niż reszta. Materiał bluzki włożony był z przodu w środek jeansów w odcieniu smoły, eksponując jego wąskie biodra i zgrabne uda. Oczy miał podkrążone, lecz cera nadal zostawała nieskazitelna.

Pośpiesznie palił papierosa, czasami nawet się nie zaciągając. Szedł chodnikiem, co jakiś czas spoglądając na kobietę, idącą tym samym szlakiem po drugiej stronie drogi.
Kiedy stanęli naprzeciw siebie po obu stronach przejścia dla pieszych, Yoongi schylił się, aby zgasić fajkę o grudę śniegu, leżącą zaraz obok jego lewego buta. Robiąc to, nie spuszczał oczu z blondynki, która wykonała pierwszy krok na jezdnię, chcąc przedostać się na drugą stronę.

Żar zgasł, a towarzyszący mu huk odbijającego się ciała od maski samochodu wywoływał nieprzyjemne dreszcze.

Ciemnowłosy wyprostował się, zaczesując długie kosmyki grzywki w tył. Wzrokiem świdrował nieżyjącą dziewczynę, niezgrabnie leżącą nieopodal srebrnego Forda. Nie okazywał żadnych emocji. W końcu, dlaczego miałby to robić? Widział to kilkanaście razy dziennie, miał gdzieś to czy cierpiała, czy zostawiła w domu schorowaną matkę. On miał do wykonania tylko jedno zadanie, które sukcesywnie wypełniał.

Przypadkowi przechodnie wykazujący choć trochę empatii i dobroci serca, chcący pomóc poszkodowanej, a także ciekawscy gapie, okrążyli zimne już ciało. Z oddala słychać było jadącą karetkę, a wyjąca syrena zdawała się spowalniać czas.

Kosiarz przechylił głowę w bok, źrenicami studiując szkarłatną ścieżkę wymieszaną z bryłkami lodu płynącą w jego stronę. Kiedy dotknęła jego buta, uśmiechnął się lekko.

— Sześćset dwadzieścia dziewięć— wyszeptał.

Tylu właśnie ludzi zginęło na jego oczach od początku roku, a była dopiero połowa lutego.

Sięgnął do paczki wypełnionej tytoniem owiniętym w białą bibułkę. Ostatnim razem, kiedy Yoongi tam zaglądał, było ich dwie. Teraz przybyły trzy nowe. Prosta matematyka, razem jest ich pięć, a co za tym idzie pięć ludzi, na których wyrok został już wydany. Ich dusze zostały osądzone i skazane na powrót do otchłani, z której przybyły.

Nie ma piekła ani nieba. Istnieje tylko czarna dziura, która pochłania małe iskierki, nadające ciału charakter i wolną wolę. Jest również punkt zwrotny, wysyłający te drobne, emanujące życiem światełka wypełniające mikroskopijne płody, wciąż umieszczone pod sercami ich matek.

Marlboro || YoonseokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz