Zadziwiające, jak szybko umysł potrafi się przystosować w sytuacjach kryzysowych — w pewnym momencie gruzy i wszechobecny smród rozkładu ciał przestał robić na Namjoonie jakiekolwiek wrażenie, ot zwykły, monotonny widok. Bardziej przerażała go myśl, że nie pamiętał już, jak wyglądał świat przed wojną. Jego jedyne wspomnienia krążyły wokół Jina i jego mieszkania, reszta była jedną, wielką zamazaną plamą. Skup się — zganił się w myślach. — Masz ważniejsze rzeczy do roboty niż pierdolone wspominki.
Nie musiał szukać Minseoka, czuł że tajemniczy żniwiarz sam zjawi się prędzej czy później. Stało się to nawet szybciej niż zdążył o tym pomyśleć. Kociooki ostentacyjnie odchrząknął, żeby obwieścić swoje przybycie. Nam odwrócił się w stronę przybyłego. Wyglądał jakoś inaczej — śmiertelnie blady, a spod cienkiej jak papier skóry znać było każdą niebiesko-fioletową żyłę.
— Jesteś chory?
— Bogowie śmierci nie chorują.
— Jesteś tego pewny?
Minseok spojrzał na niego krzywym, pełnym zirytowania wzrokiem.
— Na pewno wszystko w porządku? — Wyższy ze żniwiarzy nie dawał za wygraną, bądź co bądź Minseok odegrał dużą rolę w jego krótkim, poza grobowym życiu, dlatego chcąc nie chcąc, Nam zaczął się o niego martwić.
— Byłbym wdzięczny, gdybyśmy przeszli do meritum. Możemy?
— Ale...
— Gadaj, czego ode mnie chcesz i kończmy tę błazenadę. Nie mam na ciebie czasu.
Blondyn usiadł, opierając się o jakąś rurę. Kruczowłosy usiadł po turecku na przeciwko niego i słuchał wywodu Nama o Wyroczni i tej całej akcji z powoływaniem do wojska.
— Ten wytatuowany, jak mu tam, Jay...
Na jego słowa, oczy Pierwotnego pociemniały. A więc Jaebum stał się przydupasem tego parszywego gnoja podającego się za ich przywódcę? W sumie mógł się tego spodziewać, Jay od zawsze był zakłamaną kurewką trzymającą się z tymi, z którymi mu w danym momencie najwygodniej. A przez ostatnie tysiąclecie najprzyjemniej było mu właśnie u Minseoka. Straciłeś przyjaciela, zyskałeś wroga — zwrócił się w myślach do ex-sprzymierzeńca, chociaż ten nie mógł go przecież usłyszeć. — Sam dobrze wiesz, że nie warto mieć we mnie wroga.
— To Jaebum. — Wymawiał to imię z pogardą, zupełnie jakby było najgorszym przekleństwem.
— Nie ważne. — Machnął ręką Joon. — W każdym razie, nie ufam kolesiowi.
— Bardzo dobrze. To zdradliwa szmata, w każdym momencie może mu się odmienić i się do was wypiąć, jeśli tylko będzie miał okazję na tym skorzystać.
Namjoon schował twarz w rękach, tłumiąc w sobie krzyk, który chciał uwolnić spomiędzy swoich ust. To wszystko było chore. Ten świat był chory.
CZYTASZ
Marlboro || Yoonseok
Fanfiction"Chcesz się oddać w objęcia śmierci? Droga wolna. Specjalnie dla Ciebie, tak szeroko otwieram ramiona. " «Gdzie Yoongi jest bogiem śmierci, a Hoseok jego światłem, prowadzącym go w ciemnościach.» [ Owoc współpracy z @AdorableAstronaut ] Cover ma...