Dziewięciolatek z szerokim, kwadratowym uśmiechem na ustach biegł przed siebie po olbrzymiej łące ozdobionej granatowymi i czerwonymi kwiatami. Głośno śpiewał jedną z melodii, którą raczyła go babcia, kiedy był ledwo chodzącym maluchem.
Łopata, którą trzymał kurczowo pod pachą, wysunęła się z uścisku drobnego ramienia, lądując miękko na zielonej ściółce. Szybkim ruchem została podniesiona, aby dalej być uwięziona pod ramieniem chłopaka. Szedł jeszcze chwilę, po czym zatrzymał się przed wysokim, rozłożystym dębem. Wyciąganął czarno-białą fotografię z kieszeni spodni. Uniósł obrazek na wysokości głowy, porównując drzewo przed nim do tego ze zdjęcia. Jego małe serduszko zatrzepotało z ekscytacji, owocując szerokim uśmiechem na dziecięcej twarzy. Przewrócił papier na drugą stronę, powoli odczytując niewyraźny napis, mocno dotknięty znakiem czasu.
— 1946... dwa kroki od zachodniej strony pnia. — Pisnął ucieszony rozumiejąc, co autor zdjęcia miał na myśli.
Zza brudnej koszulki wyciągnął malutki kompas na łańcuszku, w poszukiwaniu odpowiedniego kierunku. Ten mały mechanizm był pamiątką po jego zmarłym dziadku, który nieszczęśliwie dostał zawału, podczas cięcia drewna cyrkulatką. Głowa staruszka, podczas migotania komór serca, bezwładnie opadła na ostrze, fundując mu natychmiastową śmierć.
Taehyung przetarł kciukiem zabrudzoną szybkę, nadal się szczerząc. Kiedy tylko kompas wskazał odpowiedni kierunek, zabrał się do pracy. Nieudolnie, lecz zawzięcie wyrzucał za siebie kolejne grudy ziemi. Metal jego narzędzia po dłuższym czasie napotkał coś twardego. Coś, czego zwykła łopata nie była w stanie pokonać. Dłonią przetarł chropowatą powierzchnię, pozbywając się tym resztek ziemi.
Wyciągnął drewnianą skrzynię, upadając przy tym na pośladki, które uprzednio ubił, spadając ze schodów na strych, kiedy znalazł tę cenną fotografię.
— Woah... — Z przejęciem oglądał skarb z każdej możliwej strony.
Po kilku uderzeniach łopatą, zardzewiała kłódka ustąpiła, zapraszając młodego Tae do poznania jej zawartości. Trzy grube księgi, wysadzany sztylet i swego rodzaju niespotykany amulet, przypominający zawieszkę w kształcie pozwijanego węża. Żadnego złota, pieniędzy, klejnotów. Dzieciak zasmucił się, będąc rozczarowanym, a tym samym nie wiedząc, jak wielka potęga spoczywała w jego małych, pulchnych rączkach.
Pospiesznie mijał następne domy, dzierżąc w dłoniach jego nowy nabytek. Bał się, że cała wieś dowie się o wykopalisku i będzie musiał się ze wszystkimi podzielić. Dlatego szedł po zaciemnionej stronie ulicy, gdzie światła nie dosięgały jego sylwetki. Zanim dotarł na podwórze, zrobiło się kompletnie ciemno, a on jak burza wpadł do garażu dziadka, mijając tę nieszczęsną piłę, która czyhała tylko na następna ofiarę. Tak przynajmniej widział ją mały Taehyung.
Poniszczone, skórzane obicie ksiąg niezbyt zachęcało do czytania ich, jednak dzieciak zdecydował się zagłębić w tę skarbnicę wiedzy. Zaczął dokładnie studiować słowo po słowie, uprzednio zaświecając żarówkę nad stołem stolarskim.
CZYTASZ
Marlboro || Yoonseok
Fanfiction"Chcesz się oddać w objęcia śmierci? Droga wolna. Specjalnie dla Ciebie, tak szeroko otwieram ramiona. " «Gdzie Yoongi jest bogiem śmierci, a Hoseok jego światłem, prowadzącym go w ciemnościach.» [ Owoc współpracy z @AdorableAstronaut ] Cover ma...