Rozdział 22

1.1K 96 37
                                    

Po wyścigu nie miałam ochoty tam przesiadywać, więc pojechałam z Luką do niego. Właśnie teraz  leżę na kanapie w salonie i oglądam film wraz z nim. Luka czasem uważnie mi się przygląda, a ja nie wiem czemu. Wiem, że się martwi, jak zawsze zresztą, ale nie musi, bo umiem o siebie zadbać. Żeby przestać chociaż na chwilę myśleć o tym chłopaku, który zna moje pełne imię, postanowiłam iść do kuchni i nalać sobie soku, mimo że nie chce mi się w ogóle pić. 

- Chcesz picie? - zapytałam, wstając z kanapy. 

- No. - odparł, patrząc cały czas w telewizor. 

Idąc do kuchni właśnie sobie uświadomiłam, że o moim pełnym imieniu wie tylko moja matka, brat i ojciec, którzy już nie żyją, no i szkoła, ale do niej nie chodzę od dwóch lat, a wszyscy ze szkoły się ode mnie odwrócili, gdy poznali mój prawdziwy charakter. 

- Wszystko w porządku? - wystraszył mnie Luca, który po chwili stanął obok mnie. Wyjął mi z ręki dzbanek z sokiem, a ja dopiero teraz zauważyłam, że wylewam sok na blat kuchenny. 

- Tak, przepraszam. - powiedziałam słabym głosem. 

- Jesteś zmęczona? - zapytał troskliwie, patrząc na mnie tymi swoimi boskimi oczkami. 

- Tak, nawet nie wiesz jak bardzo. - wysiliłam się na uśmiech. Pokiwał głową, a potem ucałował moje czoło. 

- Idź spać. Ja ogarnę tutaj i zaraz przyjdę. - ucałował po raz kolejny moje czoło. Ominęłam go i skierowałam się na górę. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżka. Gdy odlatywałam w głęboki sen, poczułam jak Luka mnie do siebie przytula, a potem zasnęłam. 

*** 

Minęło kilka dni. Dostaliśmy powiadomienia przedwczoraj, że wyścig między mną, a terminatorem odbędzie się za tydzień, ponieważ teraz startują same młodziaki. Mam czas na treningi, ale nie jestem zadowolona. On wydaje się dla mnie z każdym dniem coraz bardziej dziwny? Tajemniczy? Groźny? Tak, na pewno! 

Skąd on zna moje imię? Kto to jest do cholery? Oj, ja już się tego dowiem. Spotkam się z nim, nie wiem jak, ale spotkam! 

Luka ma jakieś sprawy do załatwienia dziś wieczorem, Tyler z Lily wychodzą na randkę, a reszta imprezuje z innymi, więc mam czas na zrealizowanie mojego planu. Postanowiłam pojechać w nasze miejsce późnym wieczorem, a nawet nocą. Może tam będzie, skoro twierdził, że to jego teren? Nie wiem, ale warto próbować. 

Zbiegam właśnie ze schodów i gdy chcę wychodzić zatrzymuje mnie moja kochana matka! Nasze relacje się poprawiły, chociaż mamy czasem spięcia. 

- Lia, chodź tutaj! - krzyczy z salonu. 

Gdy wchodzę do salonu zastaję tam jej gościa, a między innymi jej faceta. Boże, teraz się zacznie. 

- Może tak dzień dobry? - jak zwykle mnie pogania za to. 

- Dzień dobry, proszę pana! - powiedziałam wyraźnie i dość głośno. 

- Usiądź. - powiedziała, odsuwając krzesło i patrząc na mnie. Nie chciałam robić więcej awantur, bo potem znów by mi zrzędziła z tydzień. - Czy chciałabyś coś powiedzieć? 

- Niby co? - parsknęłam śmiechem. 

- Lia!-krzyknęła. Widziałam jak jej żyłka pulsuje, więc niech jej będzie. Przeproszę tego PANA!

- Przepraszam. - powiedziałam cicho.

- Słucham? - matka zapytała, patrząc na mnie. Boże, co za baba! 

- Przepraszam za moje zachowanie, Panie nie wiem jak się nazywasz. - powiedziałam, a matka popatrzała na mnie tymi oczami. Chciało mi się tak śmiać. 

- Lio, zadziorna dziewczyno, mam na imię John. - popatrzałam na niego z wielkimi oczami. To tacy ludzie posiadają humor? No nie wierzę! Matka nie kumała, o co chodzi, więc ja i ten John zaczęliśmy się śmiać. - Może zaczniemy od nowa? - zapytał. W sumie, czemu nie? Wydaje się teraz na takiego luzackiego faceta. 

- Okey. - powiedziałam. John wyciągnął rękę w moją stronę, a ja w jego. 

- Pan nie wiem jak się nazywasz, John. - powiedział z uśmiechem. 

- Ta zadziorna dziewczyna, Lia. - potrząsnęliśmy lekko rękoma i usiedliśmy na swoich miejscach. Matka od razu wyluzowała. Rozmawialiśmy z dobre trzy godziny i jej facet jest całkiem, całkiem. Dowiedziałam się, że jest lekarzem, mieszka niedaleko nas i że nie posiada żony, ani dzieci. W sumie nie dziwię się, że spotyka się z moją matką, skoro ona pracuje wtedy, kiedy on, no i jest pielęgniarką, która zapisuje wszystko, to co on powie. 

- Mamo, ja wychodzę. - wstałam od stołu i skierowałam się do drzwi, wcześniej żegnając się z Johnem.

Jest godzina 23, więc zobaczymy czy tam jest. Wsiadłam na moje cacuszko i jechałam z niezłą prędkością, ponieważ już po dziesięciu minutach byłam na miejscu. 

Zsiadłam i skierowałam się na linię startu i popatrzałam przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że jest tu pięknie i tak spokojnie. 

Siedzę z dobre dwie godziny i nic. Nikogo nie ma, a ja tylko siedzę i ziewam, i czekam na tego dupka, który zna moje pełne imię. Gdy chcę już się zbierać i wsiadam na ścigacza, dostrzegam światło niedaleko lasu. Ten ktoś kieruje się właśnie w moją stronę. Parkuje niedaleko, zsiada i podąża w moją stronę. Jest ciemno tak jak ostatnim razem i nie widzę jego twarzy, ale zauważyłam, że ma kask. Czemu on nie pokazuje swojej twarzy? Ma blizny czy coś?

- O! Kogo my tu mamy?! - śmieje się szyderczo, podchodząc do mnie. - Specjalnie na mnie czekałaś, słońce? - dodaje i ściąga kask. Nie dostrzegam jego twarzy, ponieważ nie wyłączył świateł przy motocyklu, więc widzę tylko jego sylwetkę. 

- Tak, czekam na ciebie. Musimy sobie coś wyjaśnić. - rozmawiamy tak jakbyśmy znali się już wcześniej, lecz tak nie jest. 

- W takim razie słucham. - krzyżuje ręce na piersi, trzymając w jednej ręce kask. Patrzy na mnie, a ja na serio go nie widzę. 

- Kim ty, do chuja, jesteś? Co tu robisz? Skąd znasz moje pełne imię?! - zaczęłam na niego naskakiwać i podchodząc do niego, wskazując go palcem. 

- Oj, słońce, wyrażaj się. Tak się składa, że wiem o tobie wszystko. Wszyściutko. - powiedział w taki sposób, że się go przestraszyłam. - Problemy z matką, twój chłoptaś i tak dalej, i tak dalej. - bawiło go to. 

- Gówno o mnie wiesz! - wrzasnęłam na niego.

On podszedł do mnie na tyle blisko, że nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Pachniał mi znajomym zapachem, a raczej moim ulubionym. Boskie, ostre, męskie perfumy. Widziałam przez obcisłą bluzkę jego wyrzeźbiony tors. O boziu! 

- Wiem o tobie wszystko, moje słońce. - zaczął się śmiać, ponieważ dłuższą chwilę milczałam. 

- W takim razie kim jesteś? - spojrzałam na niego ze złością w oczach. 

Jego usta się rozchyliły, ukazując śnieżno białe zęby i zauważyłam dołeczki na jego buzi. 

- Jestem twoim...

***********
I taki ze mnie cholerny Polsat 😂
Macie długo wyczekiwany rozdział, mam nadzieje, że się podoba.
A któż to ten nieznajomy?

Czekam na wasze odpowiedzi😘 i do następnego!

Linia ryzykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz