Rozdział 8

1.4K 108 6
                                    

Wstając rano, obudził mnie hałas dobiegający z dołu. Wstałam niechętnie i spojrzałam na zegarek. Była godzina 14, więc nie wiem, co matka robiła w domu. Poszłam do łazienki, potem się ubrałam, umalowałam i wzięłam do ręki telefon oraz czapkę i zbiegłam na dół. Usłyszałam, że matka się śmieje i z kimś rozmawia, więc skuliłam się przy schodach i nasłuchiwałam.

-Ah tak. - śmiała się. - Oczywiście. Ależ tak. Dziś o 19? Okey. Tak, tak. Pasuje mi. Do zobaczenia. - mówiła, cały czas się uśmiechając. Nie wiem kto to mógł być, ale wiem, że moja matka to samotnik. Tylko dom, praca, dom, praca i nic więcej, ale mniejsza o to i tak nie obchodzi mnie to.

-O Lia. - krzyknęła gdy mnie zauważyła. Zeszłam ze schodów i wzięłam płatki z szafki, a potem wyjęłam mleko z lodówki. Nalałam mleko do miski, a potem wsypałam płatki. -Lia, skarbie. Przepraszam z całego serca. Byłam zła i wiem, że nie powinnam, ale przepraszam. - spojrzałam na nią i tylko prychnęłam. Następnie usiadłam i patrzyłam w telefon. -Lia mnie nie będzie dzisiaj. Wychodzę o 19. - powiedziała, wchodząc na górę. Zdziwiłam się, że jest dziś taka radosna i że mnie przeprosiła. Skumałam, że jutro już wyścig, więc trzeba się wziąć w garść. Zjadłam, a naczynia włożyłam do zmywarki, a następnie założyłam buty i wyszłam. Skierowałam się do garażu i wsiadłam na moje cacko i wyjechałam, kierując się do naszego miejsca. Nie miałam kasku, bo zostawiłam go właśnie tam. Gdy już byłam na miejscu zobaczyłam, że wszyscy skaczą, tylko Lucka stał z boku i patrzył na nich, śmiejąc się. On właśnie taki był. Stał na uboczu, obserwował, ale tak serio potrafił się ostro bawić i miał zadziorny charakterek. Stanęłam i spojrzałam pytającym wzrokiem.

-Lia, skarbie moje! - przywitał mnie Cameron i podszedł, mocno tuląc mnie i ucałował w policzek.

-Co jest? - zapytałam, patrząc wciąż na nich, a Lily się śmiała.

-No impreza jest! Idziemy dziś na zabawę! Tyle czasu nie byliśmy! - krzyczał Brianem z Cameronem na przemian.

-Wiecie, że jutro wyścig? - zapytałam. -Trzeba się brać ostro do pracy. - dodałam.

-No to dzisiaj przecież będziemy ćwiczyć, ale zabawa musi być. - powiedział Brian, machając rękoma.

-No przecież takie klimaty lubisz Lia! - krzyknęła z tyłu Lily.

-Niech wam będzie! - krzyknęłam do nich, a wszyscy mnie uściskali.

-Dobra ludzie! Bierzmy się do roboty! - krzyknął Cameron i każdy wsiadł na swojego ścigacza. Zauważyłam Laurę, która również wsiadała.

-A ty już możesz? - zapytałam.

-Tak! To cudowne, co nie? - zapytała i widać, że się cieszyła. Zaśmiałam się na to, a miejsce Laury do mierzenia czasu zajął Dev.

-Gotowi? Do startu! Start! - krzyknął Dev i wszyscy ruszyliśmy. Z początku jechaliśmy wszyscy w równym rzędzie, ale zbliżała się wąska droga, więc Luka wyprzedził i jechał pierwszy za nim ja, a potem reszta. Wjechałam na górkę i przeskoczyłam nad głową Briana, który się oglądnął. Zaśmiałam się, a potem starałam się wyprzedzić Lukę. Taki bydlak z niego, że robił slalomy i nie dawał mi wyprzedzić. Ja już mu pokażę. Myślałam, co tu zrobić i w ostatniej chwili skręciłam w lewo i jechałam przez bardzo wąską drogę, wyjeżdżając, zauważyłam, że Luka się cieszy, że wygra, ale w ostatniej chwili zajechałam mu drogę i ten zahamował. Zatrzymałam się i posłałam mu buziaka w powietrzu, a potem ruszyłam i przekroczyłam metę jako pierwsza, a Luka niestety był na końcu. Wszyscy stanęliśmy koło Deva, a ten powiedział nam wyniki. Były rewelacyjne, więc racja, że mogliśmy sobie pozwolić na imprezę, zresztą to to, co kochałam.

Linia ryzykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz