Pierwszym co usłyszałem tego dnia, który mógł być jakże cudowny, gdyby tylko pozwolono mi się wyspać, był okropny hałas dobiegający z kuchni. Przeciągnąłem się wyciągając wszystkie cztery łapki, po czym zeskoczyłem z barłogu, który ci śmiertelnicy nazywają łóżkiem. Unosząc wysoko ogon godnie przemaszerowałem do kuchni gdzie spostrzegłem lecącą na mnie patelnię z przypaloną zawartością, uskoczyłem, a metalowe naczynie z brzękiem uderzyło o ścianę. Już miałem wyrazić swe oburzenie, kto bowiem śmie nastawać na moje życie, gdy ta ruda zołza zaczęła krzyczeć:
- Anastasia, zabierz stąd tego sierściucha! - w tym momencie w stronę mojego idealnie zadbanego i czarnego futerka poleciała drewniana brudna łyżka, a po chwili moja godność ucierpiała, ponieważ oberwałem od tej ruskiej kretynki miotłą. Gdy myślałem, iż już gorzej być nie może, nagle moje wszystkie łapki znalazły się w górze i zostałem przyduszony przez tą nędzną blondwłosą śmiertelniczkę. Miałem wrażenie, że wszystkie żeberka mi popękają. - Zabieraj stąd tego pchlarza, Ana! - odezwała się znowu wiedźma zwana jej matką. Oj, ja ci chyba narzygam na dywan...
***-***
Gdy wreszcie wszyscy sobie poszli i miałem cały dom tylko dla siebie, poszedłem zobaczyć co jest w lodówce i nareszcie mogłem spożyć śniadanie odpowiednie dla osoby o mojej pozycji. Potem zbiwszy jedynie trzy talerze z okropnej zastawy śmiertelników poszedłem do salonu, gdzie po zostawieniu mojej sierści na białej kanapie ułożyłem się wygodnie na fotelu i przybrałem moją postać, włączyłem to nędzne urządzenie pokazujące zdarzenia w innych miejscach Midgardu i po kliknięciu kilku przycisków na pasku metalu trafiłem na iście interesującą rzecz, nie sądziłem dotąd, że ci tępi śmiertelnicy potrafią stworzyć coś godnego mojego zainteresowania, lecz oto moja uwaga została przyciągnięta przez coś nazywanego ,,Modą na sukces".
Zdążyłem obejrzeć zaledwie sześć odcinków i właśnie Brooke oznajmiała Ridge'owi, że rozwodzi się z nim po raz trzeci, gdy klucz zazgrzytał w zamku drzwi i do środka weszła ta tępa blondynka z warkoczykiem. Ledwie udało mi się przemienić z powrotem w kota zanim mnie zobaczyła.
- Cześć, kiciusiu! - zawołała radośnie podbiegając i znowu pozbawiając mnie możliwości oddychania, wydałem z siebie ostrzegawcze miauknięcie, ale gdy śmiertelniczka nie ruszyła się nawet wysunąłem pazury - AUUUA! - wydarła się dziewczyna, a ja zastanawiałem się czy Odyn już otworzył poradnię lekarską dla zmęczonych midgardczykami, czy jeszcze nie, bo chyba potrzebuję pomocy laryngologa. Po chwili puściła mnie a ja ledwo co obroniłem się przed podłogą, prychnąłem na nią i usiadłem tyłem. Dziewucha nawet się nie przejęła tym, że mogłem zostać kaleką i ruszyła w stronę pilota po czym wyłączyła tą czcigodną rzecz zwaną telewizorem. Moje oburzenie nie miało granic i zacząłem na nią syczeć strasznie się jeżąc, ale tępa śmiertelniczka nie dała po sobie poznać że to ją w jaki sposób ruszyło. Nieczułe stworzenie tak ranić takiego biednego bożka. Pognałem za nią do kuchni a ona postawiła prze de mną nieciekawie wyglądającą breję. I ona myśli, że ja to będę jeść?!
Z godnością odsunąłem od siebie tą imitację posiłku nie godną kota, a co dopiero asgardzkiego boga. Skoczyłem zatem na blat, by przyjrzeć się temu co miała spożyć śmiertelniczka. W szklanej miseczce zgromadzone były drobne kawałki dziwnej galaretowatej substancji, gdy trąciłem miskę łapą część z nich wypadła na blat, reszta zaś z głośnym brzękiem tłuczonego szkła naczynia spadła na podłogę. Pochyliłem się i spróbowałem jednego z tych dziwnych przedmiotów. Były słodkie i dość smaczne jak na strawę śmiertelników. O wiele lepsze niż mógłbym się spodziewać, zaopiekowałem się zatem resztą. Gdy z pełnym brzuszkiem zasypiałem już na fotelu, znów przeszkodzono mi w odpoczynku, bowiem blondynka wydarła się na cały dom.
- Kto zeżarł moje żelki?!
***-***
W ciągu następnej godziny blondynka zdołała odśpiewać chyba wszystkie piosenki jakie mieli midgardczycy i musiałem stwierdzić, iż śmiertelnicy mają beznadziejny gust, gdzie bowiem podziały się te wszystkie ballady o moim sprycie, urodzie i czarującej osobowości?! W tym czasie ja zaopiekowałem się zawartością lodówki i muszę przyznać, gdy była już całkowicie pusta poczułem się choć odrobinę syty. Z żałością popatrzyłem na puste półki, ale nie było w pobliżu żadnej walkirii, która napełniła by je jedzeniem, co za głupi świat! W ogóle nie myślą o moich potrzebach...
Po chwili muzyka ucichła, a gdy zajrzałem do pokoju wstrętnej dziewuchy, ta siedziała przy stole i zapamiętale udawała, że pisze po sklejonym pergaminie. Nie przejmując się jej dziwnym zachowaniem, a doceniając ciszę zwinąłem się w kłębek na kanapie i zapadłbym w sen, gdyby nie krzyki dochodzące w kuchni.
- Anastasia, co to była za impreza, że zjedliście nawet szpinak?!