Rozdział 6

46 9 0
                                    

Ze wszystkich stron świata zjechali się członkowie Avengers. War Machine z Rosji, Zimowy Żołnierz z Antarktydy, Spider-Man z Anglii, Ant-Man z Australii, Falcon z Francji i na koniec Scarlett Witch i Vision z Chin. Choć ci ostatni nie przyjechali sami...

Tommy miał dwa latka, a Will trzy, obydwaj trzymali się kurczowo matki, zwłaszcza na widok uśmiechu Starka, który chyba miał być miły. Kilka osób, w tym Clint, było bardzo zdziwionych potomstwem, ale reszta nie okazywała zaskoczenia takim obrotem spraw.

- Zatem, zebraliśmy się tutaj - zaczął Stark, gdy już usiedli wszyscy

- Nie kończ tego zdania - zabrzmiała stalowa nuta w głosie Natashy, ciąża była już widoczna, nie tylko po brzuchu Czarnej Wdowy, ale i po minie Clinta, bo kto w końcu lubi szukać kaszanki, w jogurcie truskawkowym z żelkami i ogórkami kiszonymi w środku nocy?

- Zaczął się Ragnarok - oznajmił Thor

- Co to? - zapytał Spider-Man

Tony uderzył się otwartą dłonią w czoło.

- I po co ja płacę za twoje studia?!

***-***

Piętnaście nieodebranych połączeń od: mama, dwie wiadomości na poczcie głosowej od: mama, trzydzieści wiadomości od: mama, tata - Anastasia wpatrywała się w swój telefon i właśnie zastanawiała, czy zdąży nawiać do Tybetu zanim matka ją dopadnie, czy nie...

,,Gdzie ty jesteś?"

,,Gdzie ty jesteś?!"

,,Gdzie ty do cholery jesteś?"

,,Gdzie ty do cholery jesteś?!"

,,Anastasia, gdzie ty na truchło Lenina jesteś?!"

,,Anastasio Martho Barton, gdzie ty do jasnej cholery się podziewasz?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"

,,Jeżeli nie odezwiesz się w ciągu pięciu minut osobiście cię uduszę!!!"

Ana zerknęła na godzinę, od chwili wysłania wiadomości nie minęło pięć minut. Tylko pięć godzin...

Jednak bardziej od perspektywy męczeńskiej śmierci w imię wolności poniesionej z rąk własnej matki Anę zainteresowała jedna z wiadomości od taty.

,,Iri coś się stało. Jest w szpitalu."

No dobra, zostawało tylko pytanie czy Avengers bardzo się wkurzą jeżeli wypruje Kapitanowi Mrożonce flaki?

***-***

Na tle białej pościeli Irina była jeszcze bledsza. Wokół pikała aparatura mierząca jej ciśnienie, akcję serca, dostarczająca jej do krwiobiegu potrzebne do życia substancje. Żaden z lekarzy, nawet pod groźbą noża, nie mógł powiedzieć co jej jest. Wszystko było w porządku, poza tym że była nieprzytomna.

Ana nawinęła warkoczyk na palec i popatrzyła na Iri. Nie miała pojęcia co tu się działo, ale dowie się tego.

Odwróciła się do wyjścia i wpadła na produkt jelenio podobny.

- Czego tu chcesz? - zapytała go

- Pomóc ci...

- Taa, kiedy upadłeś na rogi?

- To znaczy, nędzna śmiertelna kreaturo, że chcę pomóc Irinie...

- A ona to już nie jest nędzną śmiertelną istotą?! - prychnęła Ana

- Jeśli chodzi o ścisłość, tępa śmiertelniczko, to nie. W Irinie nie płynie śmiertelna krew, dlatego też Ragnarok oddziaływuje na nią tak silnie, że nie może powrócić z miejsca swego pobytu.

- Dzięki za wykład z historii idiotyzmów, ale do rzeczy. Gdzie jest Iri?!

- Mam pewien pomysł - mina Lokiego nie wróżyła nic dobrego - na ile jesteś gotowa dla swojej cioci?

- Czemu pytasz? - Ana zmrużyła oczy

- Na tortury przez wieczność, wypatroszenie, łamanie kołem, przypalanie ogniem...

- Nie galopuj, jeleń, bo się zadyszesz i różki zgubisz.

Loki uśmiechnął się, ale nie był to miły uśmiech.

- Zatem, śmiertelniczko, twój bilet do Helhaimu w jedną stronę czeka...

***-***

Ana ledwo utrzymała się na nogach, gdy zatrzymali się wreszcie. Zdecydowanie podróżowanie między światami metodą Lokiego nie przypadło jej do gustu. Wokół było ciemno i z trudnością w tym mroku widziała stojącego obok Laufeysona.

Ale te punkciki w mroku świeciły tak jasno, chciała już podejść i dotknąć światła, gdy zorientowała się że drży ono i warczy ukazując białe zęby wielkości jej ramienia. I że jest ich z dwudziestu.

- Serio?! - zakpił Loki dobywając berła, gdy olbrzymie ogary otoczyły ich, warczały i kłapały szczękami, w każdej chwili gotowe odgryźć im głowy.

Wtedy z pomiędzy nich wyszła najpiękniejsza kobieta jaką Anastasia w życiu widziała. Czarna suknia zdawała się pochłaniać mrok, ciemne włosy opadały jej aż do bioder, a twarz miała niezwykle piękne rysy. Przynajmniej jej jedna połowa, z drugiej odpadała płatami skóra miejscami gnijąc, to samo działa się z całą połową ciała, a z rękawa sukni wyłaniała się dłoń z samych tylko kości. Uśmiechnęła się co wyglądało makabrycznie.

- Czemuż zawdzięczam twą wizytę, ojcze?

Avengers+Loki: age of ragnarokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz