Rozdział XVII - Dla Elity

199 22 6
                                    


Czym więcej statków opuszczało Cybertron, tym bliższa zdawała się chwila, kiedy i my opuścimy naszą rodzinną planetę. Walka z Decepticonami przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Przegraliśmy – wszyscy. Skoro Cybertron umarł, to nikt o zdrowych zmysłach nie zostanie na martwej planecie. Bez energonu zginiemy, dlatego musimy znaleźć inny dom. Taki, gdzie będziemy mogli znów żyć w pokoju, bez Decepticonów i bez wojny.

Wszystko stało się inne od momentu, kiedy stałem się Primem. Tak, jestem większy, silniejszy i lepiej uzbrojony, ale to tylko garstka zmian, jakie we mnie zaszły. Teraz patrzę na świat z zupełnie innej perspektywy. Jestem w stanie zrobić wszystko, by obronić innych. Jasne, już kiedyś byłbym w stanie poświęcić się, byleby tylko uratować bliskie mi osoby. Ale teraz jest inaczej. Teraz czuję, że mógłbym zgasnąć za każdego, nawet nie znanego mi Autobota. Także i moje poczucie odpowiedzialności za czyjeś życie znacznie wzrosło. Tak wiele decyzji spoczywa na moich barkach... Z jakiegoś dziwnego powodu wcale nie to nie martwi. Zaczynam coraz bardziej rozumieć w jakiej sytuacji znalazł się mój ojciec, kiedy on przyjął tytuł Prime'a. Tylko on miał lepiej. Wojna dopiero się zaczynała i Prime'ów było wielu. Nikt nie musiał samodzielnie podejmować decyzji. Teraz? Teraz jestem tylko ja i on.

-Wszystko w porządku? – zapytała niespodziewanie Infinity, znikąd pojawiając się w moim gabinecie, otrzymanym przez Optimusa, który wraz z Elitą przeniósł się do Iacon – Kiepsko wyglądasz – stwierdziła, podchodząc do mnie. Razem przyglądaliśmy się światu z oknem.

-Ten świat mnie przeraża – przyznałem – To, czym się stał i co my z nim zrobiliśmy.

-Popełniliśmy wiele błędów, ale nie zapominaj, że to nie my rozpoczęliśmy tę wojnę. My staramy się tylko ocalić naszą planetę, a to, co nosisz w piersi jest teraz naszą największą szansą na powodzenie – mówiąc to delikatnie położyła swoją dłoń na mojej piersi – Dopóki przetrwasz ty, przetrwa też nasza nadzieja.

-Nigdy tego nie chciałem. Tak wielkiej odpowiedzialności...

-Tak, wiem... I wiem, że gdyby sytuacja była inna nie zmuszałabym cię, byś przyjął to wielkie brzemię. Ale twoje życie było i jest dla mnie najważniejsze... - spojrzałem na femme z uśmiechem, po czym nachyliłem się nad nią i pocałowałem namiętnie.

Zawdzięczałem jej dużo więcej niż komukolwiek innemu. Tak, ocaliła mnie. Ale zrobiła coś o wiele bardziej cennego. Dała mi nowy cel w życiu – siebie... Miłość do niej pozwala mi wierzyć, że jeszcze przyjdą lepsze dni. I że znów będziemy szczęśliwi...


Oczami Megatrona

Stałem na mostku na Nemezis i przyglądałem się jak statki Autobotów zbiorowo opuszczają Cybertron. Część mnie chciała się cieszyć, że Optimus wreszcie się poddał i rozkazał swoim podwładnym ewakuację. Znałem go jednak zbyt dobrze i widziałem, że nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. Zbyt cenił sobie wolność, a przede wszystkim on nigdy się nie poddawał. W dodatku Autoboty właśnie zyskały kolejnego Prime'a, co tym bardziej nie pasowało mi do ich momentalnego odwrotu. To, w jaki sposób Ace stał się Rodimusem Primem nadal była dla mnie zagadką. W końcu kiedy go wcześniej widziałem, był umierający od zadanej przeze mnie rany. Stało się coś ważnego, o czym najwyraźniej nie miałem pojęcia. I musiało się to zmienić.

Nagle do pomieszczenia wszedł Starscream, krocząc swoim niepewnym krokiem. To wskazywało na jedno – złe wieści. Komandor podszedł bliżej, ukłonił się i stanął na baczność.

-Melduj... - rozkazałem, na co mech ukradkiem westchnął.

-Coraz więcej Autobotów opuszcza planetę. Zdawać by się mogło, że się poddały, ale...

LAST HOPEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz