Rozdział XVIII - Once

246 21 12
                                    


Czułem jedynie złość. Złość do Megatrona za to, co mi zrobił. Zniszczył Cybertron, zgasił tak wielu przyjaciół, ale co najgorsze...zabił moją ukochaną Elitę... Widząc ją, martwą, myślałem tylko o zemście. Każdy cios zadawany Megatronowi zdawał się być ukojeniem. Dlatego zadawałem coraz to silniejsze, kolejne ciosy. Zdawać się mogło, że razem z Rodimusem mamy większe szanse na pokonanie Lorda Decepticonów. Ale byliśmy wściekli. A nasza wściekłość prowadziła do nieuwagi. Megatron był natomiast skupiony i zdeterminowany, jak nigdy dotąd. Wyglądał tak, jakby właśnie walczył na Arenie Kaonu z największym i najgroźniejszym ze wszystkich gladiatorów. W jego optykach widziałem pragnienie naszej zguby, silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Rodimus chciał kopnąć Megatrona w brzuch, lecz ten zręcznie chwycił jego nogę i wykręcił. Mech zawył z bólu, więc szybko zareagowałem. Uruchomiłem ostrze i zamachnąłem się na Decepticona, więc ten, by zablokować cios, wypuścił nogę Prime'a i uruchomił miecz, w ostatniej chwili zatrzymując mój cios. Jednak nim spostrzegłem, swoją drugą ręką zadał mi cios w brzuch, przez co aż skuliłem się z bólu. Kątem optyki widziałem, jak mimo wykręconej nogi Rodimus podnosi się u rusza do ataku. Był już jednak słaby, a jego złość sprawiła, że ruchy mecha stały się przewidywalne. Spróbował uderzyć Megatrona w twarz, lecz ten robił szybkie uniki. Później, to Lord Decepticonów zadał Prime'owi cios prosto w twarz, a następnie kopnął go w brzuch tak mocno, że odleciał na kilkanaście metrów dalej i stracił przytomność.

Przygotowałem się do ataku. Robiłem szybkie uniki przed ciosami Megatrona i odwrotnie. Nasza walka przypominała tą, sprzed lat, kiedy dopiero stałem się Primem. Byłem wtedy silniejszy, pełny energii, a to Megatrona przepełniała złość. Role odwróciły się... Niespodziewanie poczułem, jak Lord Decepticonów robi długą ranę ciętą w mojej nodze. Starałem się nie zwracać uwagi na ból i walczyć dalej, ale szybko otrzymałem kolejną ranę, tym razem na brzuchu. Nim zdążyłem się obronić, Megatron mnie podciął, a kiedy upadłem, przycisnął mnie do ziemi i przystawił ostrze do gardła.

-Niegdyś byliśmy braćmi! – wypowiedział słowa, które i ja niedawno sam mu powiedziałem, starając się nawrócić starego przyjaciela.

Tak. Byliśmy braćmi. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ale Megatron zboczył na złą drogę i nie wierzę, by kiedykolwiek zdołał z niej powrócić. Być może dawniej, kiedy jeszcze miałem na to nadzieję, byłem głupi. Ale teraz z tym koniec.

-Tak...Niegdyś.

Zebrałem w sobie wszystkie siły i nogami zepchnąłem z siebie Megatrona, a następne, zanim zdążył się zorientować, uderzyłem go w podbródek na tyle mocno, by go na chwilę otumanić. Zacząłem okładać go pięściami, nie zwracając już uwagi na ból i cierpienie, ani na leżącą obok martwą Elitę. Uspokoiłem się i walczyłem tak, jak robiłem to zawsze – z rozwagą. Każdy cios musiał być precyzyjny, a każdy unik bezbłędny. Kiedy Megatron stracił siły, cofnął się o kilka kroków i ukląkł na jedno kolano.

-Po tylu eonach wojny wreszcie widzę prawdę w twoich słowach, Megatronie – mech ostatkami sił podniósł się i wysunął swój miecz.

-I cóż to za prawda, Optimusie? – Lider Decepticonów chciał zadać ostateczny cios, ale zręcznie zatrzymałem jego ostrze.

-Ten świat, nie ważne jak obszerny, nigdy nie będzie dość duży dla nas dwóch, byśmy mogli koegzystować.

Zebrałem w sobie całą dostępną siłę i uderzyłem Megatrona tak, że odleciał kilkanaście metrów dalej upadł na ziemię. I ja byłem już tak zmęczony, że nie zdołałem utrzymać się na własnych nogach. Upadłem na kolana i jedną ręką podtrzymywałem, by całkowicie się nie przewrócić. Ku mojemu zdziwieniu, Megatron podniósł się. Jednak i on był tak zmęczony walką, że chwiejnym krokiem zaczął się wycofywać. Zdołał jednak zrobić zaledwie kilka kroków, bo drogę zagrodziła mu Infinity. Femme wycelowała blaster prosto w iskrę ojca i ze łzami w optykach starała się wystrzelić pocisk. Ale nie mogła...

LAST HOPEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz