- Te dzieciaki mają tyle energii - powiedział szczęśliwy szef, na co się zaśmiałam.
- Ojj tak - uśmiechnęłam się, podając mu wodę - odziedziczyły to po ojcu - powiedziałam niemrawo.
- Matt jest nie jest bardzo podobny do ciebie - powiedział, patrząc na mnie.
- Ehhh niestety nie tylko wygląd, ale też charakterek odziedziczył po ojcu - mruknęłam - tak samo, jak Emma, ale na szczęście tylko charakter, a Katie jest moja - powiedziałam, uśmiechając się.
- Ojj tak Katie jest taka mała kopia ciebie - powiedział, uśmiechając się - a jeśli mogę się spytać - pokiwałam głową - kto jest ojcem tych robaczków ? - no to lipa.
- No cóż - pokiwał głową - byłam z nim z dwa lata i kiedyś weszłam do jego garderoby i widziałam na własne oczy jak się całuje z jakąś laską to był cios. Po miesiącu dowiedziałam się, że jestem w ciąży - przełknęłam gulę, czując łzy - i jest tak jak jest - powiedziałam smutno - jak patrzę się na Matta on tam go przypomina ten blondyn, niebieskie oczy, jak ocean jest taki sam - starłam łzy, które wypłynęły mi z oczu - tylko brakuje mu kolczyka w wardze - uśmiechnęłam się, a szef spojrzał na mnie podejrzliwie.
- A jak się nazywał ? - zapytał, ale mu nie odpowiedziałam, bo podeszli dzieciaki.
- Mamo, co sie stało ? - zapytała Katie, wchodząc mi na kolana, a za nią Emma i na końcu Matt.
- Nic jestem szczęśliwa, że was mam - a Matt spojrzał w moje oczy i mnie pocałował w czoło, co ja miałam w zwyczaju, a dziewczynki w policzki
- Jak słodko - mruknął Andrew, na co się uśmiechnęłam.
- Dziadzia, a pobawisz się z nami ? - otworzyłam szeroko oczy.
- Emma to nie jest twój dziadek - skarciłam ją.
- Ale powiedzial, ze mozemy tak na niego mowić - założyła rączki na klatke piersiową i wystawiła język, na co ja przymrużyłam oczy i też jej wystawiłam język.
- Własnie - spojrzałam na niego i wykapany ojciec.
- Tak pozwoliłem nie mam swoich wnuków chodź nie ukrywam, że chciałbym, ale jeżeli masz coś przeciwko..
- Nie oczywiście, że nie - powiedziałam, uśmiechając się życzliwie.
- No to idziemy - powiedział i zrobił samolocik Emmie, na co już wszystkie chciały i ustawiały się w kolejce przez co się zaśmiałam.
Andrew i jego żona to przemili ludzie, pomogli mi, gdy byłam w ciąży. Szkoda, że moi rodzice się mnie wyparli, gdy dowiedzieli się, że jestem w ciąży. Westchnęłam ciężko, a w tym czasie do biura weszła Liz dzieciaki zaczęły piszczeć z radości, na co się zaśmiałam. Te dzieciaki ich ubóstwiały, a oni ich.
- Ktoś się za mną stęsknił robaczki - powiedziała, przytulając i całując każde w policzek.
- Takk - krzyknęły maluchy - dziadek chodź już - powiedziały, gdy Andrew przywitał się z Liz.
- Dziadek ? - zapytała się szefa, a on się uśmiechnął szeroko - oo moja piękności tu jest - i podeszła do mnie, witając się.
- Dzień Dobry - uśmiechnęłam się - jak tam zdrowie ? - zapytałam się.
- A dobrze jestem zdrowa, jak ryba - uśmiechnęła się - jestem taka szczęśliwa mój syn przyjechał tak dawno go nie widziałam - powiedziała z bananem.
- Ohh tak szef też się cieszy, ale nie wiedziałam, że mają państwo syna - mruknęłam.
- Ohhh mieszkał w Los Angeles, ale się przeprowadził tutaj. Emm... Andrew jest jego ojczymem, bo ojciec Luke się wyparł niego - powiedziała z niezadowoleniem - i ma moje nazwisko panieńskie - powiedziała cicho.
- Ohh nie wiedziałam - mruknęłam zgodnie z prawdą i jej się przejrzałam. Ona ma takie same oczy jak ON. Wybabułyszyłam oczy.
- Ehh tak. Coś się stało, że tak mi się przyglądasz ? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Nie, nie po prostu te oczy.. - zaciełam się, a ona przyglądała mi się niezrozumiale - ma Pani ładne oczy - powiedziałam wymijająco.
- Dziękuję - powiedziała i później atmosfera się rozluźniła i rozmawialiśmy na wszystkie tematy.
----------------------------
I jak się podoba ? Rozdział na szybko, ale nie wyszedł najgorzej
CZYTASZ
Where's Dad ? // Luke Hemmings
Fiksi PenggemarOn - Luke - jest nieświadomy, że ma dzieci. Ma zespół i jest popularny na cały świat, ale też niedługo ma odziedziczyć też firmę swojego ojca. Ma 26 lat, niebieskie oczy, blond włosy, wysportowany, opiekuńczy, ale też chamski i arogancki oraz wysoki...