Rozdział 23

2.8K 159 1
                                    

Amy

Zauważyłam kolejność przychodzenia kwiatów i samo to wzbudzało pewne zaniepokojenia. Dostawałam je co tydzień w czwartkowy wieczór.

Katie wreszcie odżyła, bo przyjechała jej matka. Pojechałyśmy na zakupy. Kupiłam małej śpioszki w kolorze fioletowym oraz różowe buciki. Sobie z kolei wzięłam czarne dżinsy, Ellie kilka koszulek i spodenki, a Nickowi także kilka koszulek. Potem zajrzałyśmy do kawiarni, wypytała o firmę.

Nick pracując nad nową projekcją zaczął wyjazdy. Spadła na mnie sprzedaż jego domu. W poniedziałek mieli przyjść fachowcy i w końcu naprawić przeciekający dach. Musiałam zadzwonić jeszcze do kilku klientów i odwołać spotkania, ponieważ w piątek rano wyjeżdżałam do Nowego Jorku. Miałam tam w planach zostać cały weekend.

Kolejne kwiaty znalazłam na wycieraczce pół godziny po dwudziestej pierwszej. Co najdziwniejsze ilość róż ulegała zmniejszeniu. Dziś dostałam ich sześć. Byłam ciekawa co się stanie po tym jak dostanę tylko jedną różę.

Tego samego dnia spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i mogłam lecieć do Nowego Jorku. Na lotnisko zawieźli mnie Nick i Ellie. Ucałowałam ich na pożegnanie i wsiadłam do samolotu, który wynajęła specjalnie dla mnie Cara. Lecąc czytałam kryminał Charlotte Link „Drugie dziecko", jednak nie mogłam skupić się na lekturze. Po mojej głowie ciągle krążyła tajemnicza postać, od której dostawałam piękne czerwone róże. Kim była? Jak wyglądała? Jakie miała zamiary? Miałam wiele pyta, na które nikt poza nią nie mógł mi odpowiedzieć.

***

- Amy! – rzuciła Cara, gdy wysiadałam z samolotu. – Jak miło znów cię zobaczyć! Co tam u ciebie? Co u Katie? Jesteś zmęczona? A może głodna?

- Ciebie też miło widzieć, Caro. – przytuliłam ją do siebie. – Porozmawiamy w drodze do hotelu?

- Oczywiście, kochana.

Wsiadłyśmy do czerwonego porsche i ruszyłyśmy z lotniska.

- Jak Katie?

- Świetnie, urodziła dziewczynkę, ma na imię Judy. Jest śliczna i taka... tak słodka.

- A ty? Co u ciebie?

- Okay. Firma dobrze prosperuje. Ludzi ciągle przybywa. Wszystko jest dobrze.

- Zarezerwowałam ci najlepszy apartament w hotelu. Mój chłopak często w nim mieszkał, gdy dopiero zaczynaliśmy się spotykać. Mój chłopak ci go załatwił.

- Masz faceta i się nie chwalisz?

- Oj tam.

- Kiedy mogę go poznać?

- Dziś wieczorem? Zarezerwuję nam stolik w restauracji.

- Ok.

- Rezerwacja jest na twoje nazwisko, szczegóły kolacji wyślę ci SMS-em. Gdybyś czegoś od mnie potrzebowała po prostu zadzwoń.

Pomachałam jej i skierowałam się do recepcji. Po otrzymaniu karty skierowałam się do apartamentu. Tam czekał na mnie już mój bagaż. Zadzwoniłam po cos do jedzenia, a potem rozpoczęłam rozpakowywanie walizek. Zostawiłam łososiową sukienkę na wieczór. Zjadłam i wyszłam na nowojorskie ulice.

Przed umówioną kolacją zadzwonił Nicolas.

***

- To moja przyjaciółka Amy Rose, a to Alberto Brown.

- Ładne imię.

- Dziękuję, może wejdziemy do środka? Umieram z głodu.

Zajęliśmy miejsca, podali jedzenie.

- Jak się poznaliście? – zapytałam zaciekawiona.

- Na bankiecie organizowanym przez wspólną znajomą.

- Jesteś singielką, Amy?

- Już nie.

- Ooo, proszę. Kim jest ten pechowiec?

- Nicolas Clarke.

- Ten reżyser?!

- Jak się poznaliście?

- Spotkałam go w kwiaciarni, pomogłam wybrać kwiaty dla narzeczonej. Potem stał się moim klientem, ostatecznie rozwiódł się z żoną.

- A wy jak się poznałyście?

- Spodobały mi się projekty Katie Sanchez i Amy.

- Jesteś projektantką?

- Wedding plannerką.

- Wschodzącą projektantką. 

***

Najmocniej Was przepraszam za tak późne opublikowanie rozdziału, ale wcześniej nie miałam dostępu do internetu. Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał... Jeszcze raz przepraszam.  

Will you marry me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz