6.

404 73 53
                                    

-Kurwa!- burknął ze złością Gerard, którego obudziło brutalne uderzenie w twarz od Raya.

-Wstawaj, musimy iść.- odparł beznamiętnie Toro.

-Gdzie? Po co?- zapytał wciąż zaspany Way.

-Dowiesz się w swoim czasie.- odparł. - Ubieraj się, będę czekać na ciebie na dole.

***

Chwilę później kierowali się w stronę starego magazynu. Wokół było mnóstwo chwastów i wysokiej trawy, bo już od dawna nikt nie dbał o to miejsce.

W środku stało siedmioro mężczyzn, którzy żywo ze sobą rozmawiali. W końcu Ray głośno kaszlnął przez co reszta odwróciła się w jego stronę.

-Spóźnienie.- powiedział beznamiętnie pewien blondyn.

-Powiedział Pete, który zawsze się spóźnia.- odprał Toro.

Gerard drgnął. Doskonale kojarzył głos mężczyzny i nie mógł uwierzyć, że to jego przyjaciel z podstawówki.

-Pete?- uśmiechnął się i nie dowierzając uścisnął swojego starego znajomego.

-Nie tylko.- zaśmiał się blondyn.

Z tyłu stali wszyscy przyjaciele ze szkoły Way'a. Niektórzy zmienili się prawie nie do poznania przez co Gerard musiał się chwilę nagłowić z kim ma do czynienia. Żołnierz powitał każdego mężczyznę z osobna, a potem z zaskoczeniem spojrzał na Raya.

-Zostali przydzieleni do naszej jednostki, jeśli o to pytasz. Będą z nami współpracować i działać na naszym terenie. Chyba się cieszysz?- powiedział z lekkim uśmiechem Toro.

-Nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyliście mnie. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.

-Może podziękuj Frankowi, to on nas namówił.- powiedział Brendon Urie wskazując na Iero, który stał za nimi wszystkimi.

Złotooki podrapał się nerwowo po głowie i spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela.

Resztę dnia postanowili narobić stracone lata i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Na chwilę zapomnieli, że na zewnątrz dalej panuje wojna.

***

Dotarli do mostu i tam pożegnali się. Rodzielili się i każdy z nich udało się do wyznaczonej kwatery. Gerard wracał do swojego lokum z Frankiem, które mieściło się w mieszkaniu emerytowanej nauczycielki fizyki. Pani Hudson wyglądała jak typowa kochana babcia, która piecze pyszne ciasta dla swoich wnuków. Wrażenie stawało się silniejsze, gdy kobieta traktowała Way'a jak rodzinę.

Iero i on weszli do mieszkania i odwiesili swoje kurtki na wieszakach. Kobieta stała przy regale z książkami ze smutną miną. Spojrzała tylko na chwilę w stronę żołnierzy, a potem szybko wróciła do szukania czegoś wzrokiem na półkach.

-Dzień dobry pani Hudson.- powiedział Gerard przesłodzonym głosem.

-Oj słońce... Dla kogo dobry dla tego dobry.- westchnęła głośno i usiadła na skórzanym fotelu.

-Co się stało?

Staruszka zakryła twarz dłońmi po czym spojrzała na mężczyzn.

-Dowiedziałam się, że zakatowali Philip'a, tego co mieszkał na przeciwko, bo ktoś doniósł, że jest pederastą. O mój Boże, był takim uczynnym chłopcem. Czy zabijanie przez miłość, która nie jest wyborem, nie jest okropne?

Frank spojrzał smutno na swojego przyjaciela.

-To był pewnie tylko pretekst, żeby go zabić. Niemcy znajdą na każdego haka, a potem wywloką jak psa, żeby go zabić.- zielonooki położył dłoń na ramieniu pani Hudson.

-Dlaczego świat jest teraz jednym, wielkim polem walki Gerry? Żyję już tyle lat, a nadal mnie dziwi, że ludzie to takie potwory. - Hudson wstała i poprawiła swoją długą spódnicę.- Pójdę odwiedzić matkę tego biedak. Daj swojemu przyjacielowi coś do jedzenia, na pewno jest głodny.

-Oczywiście.- powiedział cicho Way. Spojrzał na niższego i gestem ręki pokazał mu, żeby usiadł.

Iero posłusznie zajął miejsce przy stole i patrzył na Gerard'a.

- Był dziwny.- zaczął zielonooki.- Nie wstydził się tego, kim był.

Frank bawił się nerwowo swoim rękawem koszuli.

-Szkopy nie lubią chorych ludzi.- odezwał się po chwili ciszy wyższy.

-Słucham?

-Powiedziałem, że szkopy nie lubią chorych ludzi. Wolą ich szybko eliminować, tak jak żydów.

-Czyli miłość to choroba?

-Taka jest zboczeniem.

-Zboczeniem?

-Oh no weź, gdyby homoseksualizm był normalny to nie byłby uznawany za przestępstwo.

Frank zacisnął dłonie i spojrzał ze złością na starszego.

-Żyjemy w potwornych czasach, gdzie prawo nie ma znaczenia. A miłość nie jest wyborem, Gee.

-Dlaczego do jasnej cholery tak na mnie naskakujesz?! Chcesz mi coś przez to powiedzieć? Mam się przy tobie nie schylać?

Iero nie wytrzymał i... uderzył Way'a w twarz. Starszy nie pozostał mu długo dłużny i również uderzył przyjaciela.

-Puszczaj!- wrzasnął, gdy poczuł ciało starszego, zwalające się na niego całą siłą.

-Wal się!- warknął zielonooki i uderzył drugiego mężczyznę w brzuch.

-Co się tu dzieje?- usłyszeli z oddali.

Gerard wstał gwałtownie, dzięki czemu złotooki mógł podnieść się do siadu i złapać za obolałe żebra. 

The Ghost Of You |FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz