14.

293 54 41
                                    

-A tobie co się stało poruczniku Iero? Dupa boli?- zaśmiał się Armstrong słysząc jak złotooki syknął z bólu, gdy wsiadał na konia.

-A żebyś wiedział.- burknął i  poprawił się w siodle tak, aby czuć jak najmniejszy dyskomfort.
Tamtego dnia uczyli się jeździć konno. A raczej Frank i Pete pokazywali innym jak się to robi. Reszta siedziała na betonowym murku i obserwowała.

-Skąd macie konia?- spytał Mikey. Armstrong spojrzał na niego i chwilę milczał.

-Pani Hudson go ,,znalazła".- odparł Ray.

-Jak to ,,znalazła"?- młodszy Way spojrzał na Toro i zmarszczył brwi.

-Po prostu... Potrzebowaliśmy konia do ćwiczeń, a ona wiedziała w jaki sposób go zdobyć. Proste? Proste.- zaśmiał się Billie.

Blondyn nie drążył tematu i zaczął obserwować jazdę Franka.

Młodszy radził sobie bardzo dobrze, ale do poziomu Wentza wiele mu brakowało.

-Skąd wy umiecie tak świetnie jeździć?- zaśmiał się Dun, gdy niższy podjechał do nich i zasiadł z ogiera.

-Moi rodzice jeździli zawodowo przed wojną. W sumie cała rodzina to robiła. Więc mnie też musieli w to wciągnąć.- powiedział Pete.
Tyler szepnął ciche ,,wow" na co Josh i Peter zaśmiali się.

-A ty Iero?- zapytał Gerard.

Frank spojrzał w piękne oczy ukochanego i przeczesał swoje czarne włosy dłonią.

-Dziadek twierdził, że przyda mi się to w życiu. W sumie miał rację.

Mężczyźni zgodzili się z nim i zaczęli wychwalać (w sumie Frank nie widział czy dla jaj czy na poważnie) dziadka niskiego mężczyzny.

-No to kto wsiada pierwszy?- Pete objął Iero ramieniem i uśmiechnął się szeroko. Starszy Way drgnął lekko. W sumie nikt oprócz jego brata i Raya nie wiedział, że złotooki to jego chłopak więc Wentz nie był świadomy, że doprowadza zieloonookiego do kurwicy.
A ten mały karakan nie odsunął się.

-W sumie... Ja mogę.- odparł nieśmiało Tyler.

Billie i Ray zaczęli pomagać mu wsiadać, gdy nagle usłyszeli przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety.

-NIEMCY!UCIEKAĆ!UCIE...- nie dokończyła, bo jakiś szkop strzelił jej w głowę. Toro i Armstrong z przerażeniem puścili Josepha, który runął na ziemię. Wszyscy wyciągnęli broń i zaczęli strzelać. Koń uciekł gdzieś w głąb lasu, który znajdował się za nimi. Ale Tyler nadal leżał w tym samym miejscu nie mogąc się podnieść.

-Tyler!- krzyknął Dun i podbiegł do niego. Młodszy dostał za ten czas w brzuch, przez co wrzasnął przeraźliwie. Starszy przeciągnął go w bezpieczne miejsce, gdzie nie byli pod ostrzałem.

-Josh...- wyjęczał szatyn ledwo wytrzymując z bólu.

-Spokojnie... Zaraz coś wymyślę.- w oczach starszego można było zobaczyć przerażenie.

Joseph spojrzał błagalnie na Josha i wypluł krew, która nagromadziła mu się w buzi
-Nie...N-nie chcę um-mierać... Nie z-zost...awiaj mnie.- wyszeptał z grymasem bólu na twarzy.

Dun złapał mocno dłoń przyjaciela i próbował powstrzymać łzy. Wiedział, że  Tyler zaraz zniknie, bo widział tą krew dokoła nich i jego gasnące spojrzenie.
Młodszy próbował podziękować brązowookiemu, ale nie miał już siły. Po prostu wyzionął ducha.

-Josh!- krzyknął ktoś, ale Dun był zbyt wstrząśnięty faktem, że szatyn umarł. Poczuł czyjeś ramiona oplatające jego klatkę piersiową i mocne pociągnięcie do tyłu.

Gerard ciągnął go za sobą i zaczęli biec za resztą powstańców, którzy uciekali w stronę lasu.

-Jest ich za dużo! Musieli przejąć miasto.- krzyknął Mikey.

Ale chłopaka o c-durowych ustach to nie obchodziło. Chciał zasnąć i obudzić się z tego koszmaru.

TAK ,ZABIŁAM KOLEJNĄ POSTAĆ.
TRZEBA SIĘ ICH JAKOŚ POZBYĆ, PRAWDA?
EDIT: dziękuję za 1000 wyświetleń❤❤❤ kocham was

The Ghost Of You |FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz