7

6.7K 410 10
                                    

Gdy ostatnie smugi rozwiały się poczułam dojmującą pustkę. Odprawiłam mrok, upadłam na kolana i zaczęłam rzewnie płakać. Czyli jednak to prawda, zostałam sprzedana, nie obchodziła mnie nawet cena. Lucas założył mi kajdany, nie oponowałam, całkowicie się poddałam. Nie sprzeciwiałam się nawet wtedy, gdy rzucił mną ma łóżko i mówił groźby do ucha. Nie słuchałam go, skupiałam się na łzach, które nie przestawały płynąć.

—Danielo!—Warknął, obracając mnie do siebie. Miał groźny wyraz twarzy, nie mógł mnie zranić, już nie.  — Przestań płakać.

— Zabij mnie — wyszeptałam pomiędzy atakami kaszlu. Wstał ze mnie i podszedł do klamki.

— Na śmierć trzeba sobie zasłużyć — wyszedł trzaskając drzwiami. Płakałam dalej, dopóki nie zmorzył mnie sen.

Rano a może to był wieczór, nie wiem, nie obchodziło mnie to. Nie mogłam dłużej spać, otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Lucasa. Zakleszczył mnie w swoich ramionach, tak że nie potrafiłam potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Wyczuł, że nie śnię i też się obudził. Jego oczy były łagodne podczas gdy rysy twarzy niebezpiecznie się wyostrzyły. Udało mi się, wyciągnąć rękę i teraz kciukiem obrysowywałam jego usta.

— Co kombinujesz? — Powiedział groźnie, nie przeszkadzając mi w rysowaniu.

— Poddaję się — spojrzałam mu w oczy —naprawdę, możesz teraz robić ze mną co chcesz —odparłam składając na jego ustach delikatny pocałunek.— Nie będę oponować.

— Złamano cię — nie pytał, stwierdzał tylko fakt. Pokiwałam głową. Odgarnął mi włosy z oczu, nie mogłam dłużej na niego patrzeć, więc odwróciłam się do niego plecami.

— Masz rodziców? — Spytałam szeptem wpatrzona w ścianę.

— Każdy ma.

— Ja nie. — Obrócił mnie na plecy i zawisnął nade mną.

—Każdy ma — powtórzył. Pokręciłam głową przecząco.

— Twoi gdzie są?

—Wysłałem ich daleko stąd, od tej wojny, a twoi?

— Sprzedali mnie.

— To nie jest rodzina, to sekta. — Zanurzył twarz w mojej szyi mrucząc cicho. Objął mnie w pasie i tak trwaliśmy przez dłuższą chwilę — gdzie są twoi prawdziwi rodzice?

—Nie wiem.

— Nie wiesz?

—Nie, gdy miałam dziesięć lat konwent " Black rose " mnie uprowadził i obudził moją moc. Od tego czasu nie nic o nich nie wiem. — Zaryzykowałam spojrzenie na niego, nic nie powiedział tylko patrzył na mnie, jakby nie mógł w to uwierzyć. — U mojej nowej rodziny uczyłam się pod czujnym okiem matki przełożonej, chciałam by była ze mnie dumna — uśmiechnęłam się słabo na tę myśl —ale ona zawsze powtarzała Jeszcze raz. W konwencie budziłam zazdrość, nikt poza mną nie miał takiej mocy jak ja. Mimo wszystko, traktowałam ich jak rodzinę, a teraz mnie sprzedali i zostawili. Jestem sama. Nawet nie wiem czemu ci o tym mówię.

—Masz mnie.

— Żartujesz sobie ze mnie?! Ty też traktujesz mnie jak zabawkę. Nie obchodzi mnie już co ze mną zrobisz. Jestem twoja — zaśmiałam się wbrew sobie. Lucas spokojnie pogładził mnie po policzku.

—Danielo, proszę nie poddawaj się.

— Sam chciałeś bym taka była ico teraz zrobisz?! To co chciałeś od początku — krzyknęłam mu prosto w twarz. Wiedział co miałam na myśli.

— Danielo...

— Teraz masz wolną drogę — przyciągnęłam go do siebie namiętnie całując. Z początku chciał się wyrwać ale ostatecznie uległ.

Gdy jego ręce dotarły do moich ud dosłownie zdarł ze mnie majtki. Poczułam jak żar płynie w moich żyłach. Zadarł resztki sukni wpatrzony w moją kobiecość. Zamknęłam oczy z myślą, że zaraz się obudzę z koszmaru. Wstanę i wszystko będzie jak dawniej. Nie chciałam pamiętać ostatnich wydarzeń, ciężar odebranych żyć przytłaczał moją duszę. To była moja kara. Już czekałam aż to zrobi. Całe ciało mnie paliło na spotkanie z nim. Pragnęłam go poczuć, taka dawka emocji uderzyła mi do głowy. Musnął ustami moje wargi. Wstrzymałam oddech, gdy przejechał palcem po wilgoci między nogami. Wiem, że czekał na mój ruch którego nie dostanie. Jego dotyk wypalał na mojej skórze niewidzialne znaki. Miałam ochotę krzyknąć by skończył te tortury.

Podczas gdy całował mój brzuch, jego ręce głaskały wnętrze moich ud. Płomień, który we mnie buzował zaczynał być nie do zniesienia. Wydawało mi się, że temperatura w pokoju znacznie się podwyższyła. Uchyliłam powieki, jego oczy wręcz błyszczały z pożądania. W świetle lampy wyglądał pięknie. Ciężko dysząc zdjął z siebie bluzkę. Jego pierś błyszczała od potu, jakiś prymitywny instynkt pchał mnie do niego. Nachylił się do mnie.

— Jesteś cudowna, piękna w każdym calu. — Wpił się w moje usta. Chciałam go objąć, ale kajdanki mi to uniemożliwiły. Jęknęłam mu w usta i wygięłam się w łuk, gdy jego palce pieściły mnie po najwrażliwszych miejscach. W jego ramionach czułam się kobietą, oszałamiające uczucie. — Chcesz tego?— Nie potrafiłam oddychać, a on mnie pytał o takie rzeczy?!

Prawda była taka  że nie byłam na to gotowa.

Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę

Prawda o przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz