4.

38 11 15
                                    

  * 40 minut później *
Powoli otworzyłam oczy. Przypomniałam sobie, że jestem w lesie . Szukałam Star......
Podniosłam sie z ziemi . Miałam we włosach  pełno liści i przetarte spodnie na kolanie i małą ranę Otrzepałam się .
Strasznie bolała mnie ręka. Miałam na niej ogromnego siniaka i lekko była opuchnięta. Miałam szczęście...mogło się to skończyć  o wiele  gorzej . Wyjęłam telefon z kieszeni.
Była 12 .
No pięknie- pomyślałam.
Rozejrzałam się dookoła . Zauważyłam ,że Lawenda skubie trawę.
Śwetnie... na takim koniu można polegać.  Ja tu cierpię a ona je.
Podeszłam do niej i i wgramoliłam się na grzbiet. Nie wiem jak pojadę z jedną ręką ale nie nam wyjścia. No chyba,że będę iść obok ale trwałoby to  długo.
Ruszyłam kłusem w  stronę rzeki .
Strasznie podskakiwałam na jej grzbiecie. Ześlizgiwałam się.
Jeszcze dodatkowo musiałam trzymać wodze w jednej ręce i nie miałam możliwości podtrzymania się grzywy.
Nasłuchiwałam rżenia.
Nic nie słyszałam.
Jak najszybciej musiałam się znaleźć nad rzeką.
Chciałam przejść do galopu lecz moja ręka na to nie pozwalała.
Po kilku minutach dotarłam na miejsce .
Gdzieś dalej słychać było ciche szeleszczenie liści pod kopytami  Lawendy.
Praktycznie tak ciche jak by ktoś szeptał. Lawenda ponownie odpowiedziała rżeniem . Zaczęła nerwowo  skrobać kopytem o ziemię.
-Spokojnie Lawendo- powiedziałam  niepewnie.
Teraz bałam się najgorszego.  W jakim stanie jest klacz ?
Czy żyje,czy nic jej nie jest.
Zsiadłam z konia . Następnie przywiązałam konia do dużego drzewa .
Wzięłam kantar z uwiązem i ruszyłam  w stronę wysokiej trawy i krzaków.
Powoli  sprawiałam kroki...
Usłyszałam jak coś lekko porusza się w krzakach.
Moim oczom ukazała się  klaczka.
- boże - ....
Miała  głęboką ranę na brzuchu  .
Wystala z jego  strzała myśliwska. .
Byłam wściekła...Kto mądry  mógł strzelać do konia ?!
Po jej brzuchu spływały strużki krwi.
Utworzyła się w ten sposób  kałuża wokół klaczy.  Miala zdartą skórę na nodze .Nie wiem ile ona tu tak leżała . Może się wykrwawić.  Zajęłam z siebie bluzę i przełożyłam ją do nogi  klaczy. Nie chciałam ruszać tej strzały . Bałam się jej nawet dotknąć. 
Klacz leżała bezwładnie.
Powoli oddychała. Nie wiedziałam co robić .Miała zamknięte oczy .
Oddychała coraz wolniej,  i wolniej.
Zamurowało mnie. Tylko patrzyłam . To nie pomagało....stan konia się pogarszał.

Słysząc Stukot Kopyt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz