14.

31 8 2
                                    

Zaczęłam się niecierpliwić.
Minęło już z 10 minut...
Koniec końców musiałam przyjechać tor.
Nie zastanawiając się ruszyłam galopem i zaczęłam przemierzać las.
W lesie drzewa rosły bardzo blisko siebie. Musiałam naprawdę uważać. Chwila nieuwagi i od razu bym na jakieś wpadła.
Co chwila gałęzie jak na złość uderzały mnie po twarzy.
Oczy mnie piekły od wilgotnych liści.
Przeszkody nie były za wysokie. Miały może do 100 cm.
Naprawdę John musiał się napracować,aby je skonstruować.
Nie znałam nawet ich kolejności,więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nie zauważyłam,że
Zorza zwiększała tępo.
Przed nami był ostry zakręt. Przez te rozmyślenia prawie go nie zauważyłam. W ostatniej chwili udało mi się zwolnić.
Z doświadczenia wiem,że konieczne jest przejechanie go wolniejszym galopem. Najgorsze jest to,że po nim może być kolejna przeszoda. Cóż, musiałam zaryzykować.
Bałam się patrzeć,lecz jednak musiałam wiedzieć co się wydarzy .
Nic jednak tam nie było.
Poczułam ulgę.
Co za głupi pomysł był,aby go szukać
Może on tam już czeka na mnie.
Nie mam nawet kontroli nad koniem.
Pewnie dlatego ,że jeżdżę na swoich w stadninie i nie jeździłam na innych.
Masakra...
Christen ma rację....jestem do niczego.
Odgoniłam te myśli.
- Oczywiście,że umiem jeździć.- wmówiłam sobie ponownie
Wkurzyłam się na Moon'a. 
Tego już za wiele . Znowu spadnę.
Początkujący tyle nie spadają co ja.

Ścieżka była dość błotnista i błoto prykało mi na twarz .
W pewnym momencie klacz wyrwała mi wodze z rąk a ja zgubiłam strzemiona . Co za uparty koń!
Przed sobą widziałam następną przeszkodę.

- Umrę...- pomyślałam
Im bliżej byłam, okser stawał się coraz wyższy.
Wczepiłam się w grzywę.
Próbowałam złapać strzemiona.
Nie udało mi się.
Wszystko działo się tak szybko.
Nie nadążałam.
Jak spadnę to wpadnę do tego rowu.
W najgorszym przypadku Zorza wpadnie tam ze mną.
Wtedy na pewno się zabije.
Nie mogę tak czekać co się wydarzy
Usiadłam głęboko w siodle . W pewnym momencie złapałam wodze strzemiona obijały się o brzuch konia.
W brzuchu ze stresu jakby coś mnie kuło.

Dodałam łydki w razie czego gdyby wałach się zatrzymał.
Najechalam z ukośnie ponieważ koń ścią zakręt.
Zamknęłam oczy...
Czułam,że jesteśmy nad przeszkodą.
Gdy wałach się przedostał na drugą stronę mocno uderzyłam tyłkiem w siodlo. xd
Ale przeskoczyłam i nic się nie stało.
To chyba niemożliwe.
Przed nami była ostatnia przeszkoda.
Małe jeziorko a na środku tyci stacjonata.
Już się nie bałam i dodałam ponownie łydki.
Bez trudu ją przeskoczyliśmy.
Znalazłam się na jakiejś polanie .Nie wiedziałam gdzie jestem.
Johna nie było.

No Nie.
Gdzie on jest?
Poluzowałam popręg i dałam się popaść . Rozejżałam się dookoła....Pustkowie. Miałam ochotę się na niego wydrzeć.
Czyli mam wracać do punktu "start"...świetnie
Zaczęłam wołać chłopaka....
Już wiem ! On mnie tu zostawił, wiedział,że będę go szukać.To sprawka Christen i jej durnej koleżaneczki. On zrobił to specjalnie.
Zrobiło mi się smutno...
Myślałam,że znalazłam przyjaciela a on mnie zostawił na lodzie.
Trzeba było się nie zgadzać na tą durną przejażdżkę.
Ale byłam głupia .
Oddam konia do tej stajni i wrócę do domu.-pomyślałam zrezygnowana.
Zawsze mam pecha no ale cóż.
Podpiełam popręg.
Moon niechętnie oderwał się od jedzenia.
Chwilę później coś zaczęło szeleścić.
Byłam tak zła,że nic nie słyszałam co się wokół mnie dzieje.
Nie brałam już pod uwagę tego co mnie teraz otacza .... z resztą nawet jak mi się coś stanie głupek będzie musiał za to odpowiadać...
W tym momencie gdy wkładałam nogę w strzemię coś mnie dotknęło po ramieniu.
Gwałtownie się odwróciłam.

Słysząc Stukot Kopyt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz