18

34.7K 1.6K 124
                                    

Dotarłam pod szkołę punkt szósta. Słońce świeciło od blisko godziny, a ja byłam nadal senna. Pomyślałam, że nadrobię to w autobusie, więc poszłam poszukać Maddy, Kate i Matildy z mojej klasy, które również zgłosiły się do udziału w wolontariacie. Dziewczyny pakowały właśnie torby do busu.

- Hej - przywitałam się.

- Hej Clary.

- Pomóc wam?

- Nie trzeba. Podaj swoją torbę, a ja ją jakoś tutaj upchnę. Możecie z Kate zająć miejsca zanim nie będzie żadnego wyboru - poinstruowała mnie Matilda.

- Okej.

Zajrzałyśmy do środka, w którym nie było jeszcze nikogo. Usiadłyśmy, więc na samym końcu gdzie były jedyne cztery miejsca obok siebie. Dziewczyny dołączyły do nas po chwili, a zaraz za nimi do środka weszło kilka kolejnych osób. Byłyśmy pogrążone w rozmowie, gdy do pojazdu wszedł Leon, a następnie Calvin.

- Słyszałam, że jadą z przymusu. - Spojrzałam na Kate, która odwróciła moją uwagę od chłopaków.

- Podobno dyrektor powiedział, że odkupią trochę swoich win jak pojadą pomóc - wytłumaczyła Maddy.

Nie wyobrażałam sobie jakoś tych dwóch wśród zgrai dzieci i ciężkiej pracy przy remontowaniu.

Szkoła zorganizowała wyjazd chętnych osób do domu dziecka, w którym ostatnio wybuchł pożar. Nasz dyrektor jest dobrym znajomym kierowniczki tego miejsca przez co zaoferował pomoc chętnych uczniów. Trzeba odremontować sale i zająć się ogródkiem przed ośrodkiem. Mamy pomóc też przy opiece nad dziećmi. Jechaliśmy w piętnaście osób plus dwóch opiekunów w postaci pani od biologii i księdza, który w naszej szkole prowadzi lekcje religii.

Bruneci zajęli miejsce bliżej przodu skanując wcześniej cały autobus. Spojrzeli na siebie obojętnie wzruszając ramionami i usiedli na wybranych siedzeniach.

Byłam odrobinę zdezorientowana ich obecnością, ale nie mogłam pozwolić żeby zepsuli mi te dwa dni.

...

Na miejscu byliśmy po trzech godzinach. Obudziła mnie Maddy informując o końcu naszej podróży. Przetarłam oczy i wyjrzałam za okno. Zatrzymaliśmy się przed sporym zielonym budynkiem. W drzwiach czekał już na nas kobieta, która miała może ze czterdzieści lat i blond włosy. Wychowany przywitali się ze sobą w czasie, gdy my rozpakowaliśmy bagaże. Kierowani przez młodą kobietę o imieniu Stella dotarliśmy do swoich pokoi. Razem z dziewczynami zajęłyśmy znajdujący się na końcu korytarza niewielki pokój z czterema polowym łóżkami. My i jeszcze jedna grupa dziewczyn zostałyśmy umieszczone na ostatnim piętrze natomiast chłopacy dostali pokoje gdzieś na dole.

Po szybkim zapoznaniu z naszym nowym lokum zeszłyśmy na śniadanie. W jadalni nie zastaliśmy żadnych mieszkańców tego miejsca. W miłej atmosferze zjedliśmy pierwszy posiłek dnia, po którym kazano nam się zebrać w jednej z sal. Zajęliśmy miejsce na krzesłach i czekaliśmy na jakiegoś nauczyciela. Po pięciu minutach do sali wszedł nasz katecheta i kobieta, którą widziałam na początku.

- Witam was. Jestem Rebecca Stuarts. Prowadzę to miejsce od przeszło dziesięciu lat. W tym czasie nigdy nie mieliśmy żadnych problemów dopóki z powodu wadliwej instalacji nie spaliły się dwie sale. Na szczęście dzieciom ani nikomu innemu nic się nie stało. Niestety pomieszczenia uległy zniszczeniu, a są one nam potrzebne. Wasz dyrektor, który jest moim dobrym znajomym usłyszał o tym i zaoferował pomoc szkoły. Nie mamy wystarczającej ilości pieniędzy na profesjonalnych robotników, ale wyglądacie na zdolną młodzież i liczę, że mam pomożecie. Wcześniej pracowało tutaj kilku moich znajomych, jednak nie mieli czasu by dokończyć pracę. Na szczęście dzięki pomocy innych ludzi zdobyliśmy potrzebne materiały. Musimy pomalować te sale i wnieść do nich meble. Nie spodziewałam się, że będzie was tak dużo, ale znajdziemy dla wszystkich zajęcie.

Mój gnębicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz