Ponowny koflikt

864 33 0
                                    

- Co jeśli Edward znowu straci panowanie? Obiecał mi i bardzo się stara, ale widać, że jest to dla niego trudne. Mam wiele obaw.

- Nawet jeśli wojna wybuchnie - unisół mój podbrudek - my będziemy razem. Zmusimy ich do pokoju i przyjaźni.

- A jeśli oni się nie dadzą zmusić?

- Wtedy - w jego oczach widziałam, że jest przekonany o tym co mówi - uciekniemy.

- Wtedy - w jego oczach widziałam, że jest przekonany o tym co mówi - uciekniemy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zrobiłam wielkie oczy, byłam zaskoczona jego pomysłem.

- Naprawdę chcesz ze mną uciec?

- Chcę z tobą spędzić resztę życia - szepnął opierając swoje czoło o moje. - Zrobię wszystko byś była szczęśliwa...

Po chwili dodał:

- Martwi mnie jednak to co powiedział Edward.

- Że zginę przez ciebie?

Spuściłam wzrok.

- Nawet nie wiesz jak mnie to zabolało - westchnął - wystraszyłem się, jednak długo nad tym myślałem i...

- Wole zginąć niż cię stracić - przerwałam mu wypowiadając słowa pośpiesznie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Był zaskoczony - nie mogę cię stracić... A los da się zmienić, Alice pomoże. Jeśli będzie trzeba uciekniemy, byle by być razem. Nie pozwole ci odejść. Nie teraz kiedy jesteś częścią mnie.

- Nie pozwolę cię skrzywdzić. Obiecuję.

- Jake - przeczesałam jego krótko ostrzyrzone włosy - wiem o tym.

- To straszne, że nigdy jeszcze ci tego nie powiedziałem wprost. Ale już nie popełnię tego błędu - zamyślił się na chwilę - i będę ci to powtarzał codziennie - z lekkością przeniósł mnie na swoje kolana i objął ramionami w tali. - Kocham cię...

Kiedy wróciłam do domu, czekali na mnie w salonie, wszyscy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedy wróciłam do domu, czekali na mnie w salonie, wszyscy.

- Gdzie byłaś? - Zapytała ostro Rosalie.

- To jakieś przesłuchanie? - Rzuciłam wychodząc na pierwszy schód.

- Nie masz nic do roboty poza domem oprócz spotykania sie z tym swoim kundlem. - Mruknęła groźnie.

Kiedy usłyszałam jej słowa, coś we mnie wybuchło.

- Jak go nazwałaś? - Syknęłam, zatrzymując się i obracając w jej stronę, poczułam jak moje gardło płonie.

- Rosalie uspokój się - upomniała ją lekko wystarszona moim zachowaniem Esme - nie ładnie tak nazywać kogoś bliskiego Lii.

- Nazwałam go kundlem! - Powtórzyła chamsko blondynka.

Zaśmiałam się pod nosem, zeszłam ze schodu, stanęłam oko w oko z nią i

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaśmiałam się pod nosem, zeszłam ze schodu, stanęłam oko w oko z nią i... Z całej siły walnęłam ją w twarz, do tego stopnia, że odleciała na drugi koniec korytarza.

Wywołało to okrzyk zaskoczenia wśród domowników. Chciałam się na nią rzucić, ale zatrzymali mnie.

- Nigdy więcej go tak nie nazywaj! - Warknęłam na cały głos miotając się z uścisku Alice, Jaspera, Carlisla i Esme.

Kiedy Emmet wyprowadził dziewczynę na dwór, ja wyrwałam się z ich uścisku i wściekła jak osa chciałam wrócić do pokoju, jednak zatrzymał mnie tata.

- Liia. Nie denerwuj się, ona tak reaguje, bo boi się, że do naszej rodziny dołączy ktoś z zewnątrz. Ktoś obcy, całkiem inny.

- To nie powód, aby go tak nazywać! - Wrzasnęłam łamiącym się głosem.

- Wiemy, ale znasz Rosalie - odezwała się mama. - Gdzie twoja anielska cierpliwość?

- Powoli się kończy.

- Od kiedy?

- Od kąd wszyscy czepiają się mojego chłopaka i życia z nim. Nie rozumiecie, że nigdy wcześniej nie byłam taka szczęśliwa! Wiem, że chcecie mojego dobra, ale umiemy się bronić. Jesteśmy dorośli. To, że pojawił się on nie znaczy, że odejdę od was. O ile nie zmusicie mnie do tego. - Spojrzałam znacząco na Carlisle. - Zaakceptujcie go. To wyjdzie na dobre każdemu. Gwarantuję.

- Potrzebujemy więcej czasu, aby się dostosować do nowej sytuacji, daj nam ten czas.

- Zgoda - ponownie ruszyłam na schody chcąc wrócić do pokoju, jednak i tym razem zostałam zatrzymana.

- Może przyjdzie do nas w następną niedzielę? Z chęcią poznamy go oficjalnie. - Odezwała się mama posyłając mi promienny uśmiech.

Początkowo wyobraziłam sobie to w czarnej sceneri jako katastrofę, ale później... Obudziła się we mnie nadzieja.

- Naprawdę? - Zawolałam rozpromieniona, rodzice i Alice wspierali mnie najbardziej, wręcz jakby już należał do mojej rodziny.

- Tak, jasne - uśmiechnęli się wszyscy poza Edwardem.

Dosłownie sfrunęłam po tych schodach rzucając się mamie na szyję.

- Tylko, w następną niedzielę on nie da rady. - Przypomniałam sobie - ale za dwa tygodnie może, wręcz sam chciał przyjść, wie, z jakich lat pochodze - zaśmiałam się niewinnie - i bardzo chciałby przectawić się osobiście rodzicom.

- Kulturalnie z jego strony, szacunek i elegancja skierowana do przyszłych teściów jest bardzo ważna, dobrze, że ma tego świaodmość - uśmiechął się znacząco tata.

- Teściowie, którzy są z innej epoki - zachichotała Alice.

- Nie chciał przychodzić tak nagle, aby nie było, że wtargnął na nasz teren, nie chciał być nachalny. Nie wiedział, czy w ogóle go sobie życzycie w swoim domu - przyznałam lekko spięta.

- Dobrze - kiwnęła Esme - powiec mu, że on, nie musi kierować się "terytorium" jeśli chodzi o spotykanie z tobą, tylko ze względu osobistych. - Mrugnęła do mnie, byłam w szoku i amoku radości.

- Przekarzę. - Sama miałam takie prawa na jego terenie.

Liia Cullen - Moja historia z JacobemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz