Nazywam się Liia Cullen i jestem wampirem.
Jestem córką Esme i Carlise Cullen oraz siostrą Alice, Jaspera, Rosalie, Emmetta i Edwarda. Bardzo kocham rodzinę, jednak najbliższy jest mi Edward, gdyż jestem jego prawdziwą siostrą... Na dodatek bliźnia...
Poczułam niepokój i chłód. Zatrzęsłam się z zimna, z oddali usłyszałam dziwne odgłosy, jakby walki, krzyki, warczenie, kłapanie zębami. Otworzyłam błyskawicznie oczy i mimo bólu poderwałam się do siadu z krzykiem i płaczem, dziewczyny odrazu do mnie skoczyły.
- Liia! Spokojnie! Nie możesz siadać! Nie wstawaj! Twój kręgosłup!
- Spokojnie! Kochana! Oddychaj! Nie możesz się denerwować!
- Nie denerwuj się! Nie martw się! Wszystko jest dobrze!
Przekrzykiwały się, same wpadły w panike. Tym czasem ja rozglądałam się na boki i płakałam, szukałam Jacoba, za oknem słyszałam odgłosy walki. Bałam się, bo nie wiedziałam co się dzieje.
- Gdzie reszta? - Zawołałam - gdzie Jake!
- Liia! - Zawołała mama chwytając mnie za dłonie i siadając obok - spokojnie, pomyśl o Amy. Oddychaj.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Co się dzieje? - Zaszochałam, powoli wpadałam w histerię. Od tylu dni nic się nie działo, był spokój i nagle coś takiego, to był dla mnie szok.
- Przyszedł Sam z sforą, dowiedzieli się o dziecku, sądzą, że będzie groźna dla ludzi.
- Chcą ją zabić!? - Wrzasnęłam - nie pozwolę im!
- Spokojnie - uspokajała mnie Rose - nie pozwolimy im zrobić wam krzywdy. Chłopaki bronią domu. Przyszła cała wataha Jake, jest ich alfą.
- Co jeśli zostanie ranny!? Co jeśli coś się stanie Jacobowi! - Panikowałam. - Boże! Przeciesz ona się jeszcze nie urodziła! Chcą również zabić mnie prawda? - Kiedy mi nie odpowiedziały wybuchnełam płaczem - przeciesz zabiją jednocześnie Jacoba, nie pamiętają, że jest wpojony! - Szlochałam jak bóbr.
- Liia uspokój się! Proszę! - Dziewczyny były przerażone byłam w tragicznym stanie. Nagle Rosalie wybiegła na balkon. Nim zdążyła do nas wrócić przez najbliższe okno wskoczył już przemieniony Jacob. Jednym ślizgiem pojawił sie przy mnie, zaczął uspokajać widział w jakim stanie jestem, klęczał przy sofie i całował mnie po dłoniach oraz twarzy.
- Jacob - nadal płakałam. - Boże! Nic ci nie jest!
- Już dobrze! Kochanie już jestem - wysapał całując mnie.
- Wystraszyłam się, że coś ci grozi! Poczułam taki niepokój - łkałam powoli uspokajając się, chłopak głaskał mnie po włosach i tulił do siebie.
- Już dobrze. Nic nikomu nie jest. Wszyscy jesteśmy cali. Sam się wycofuje, uświaodmił sobie, że popełnił kolejny błąd, nie pozwolę mu was skrzywdzić.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Obudziłam się i ciebie nie było przy mnie!
- Musaiłem pomóc chłopakom i sforze, ale już jestem. Już jestem.
Dziewczyny pełne ulgi (że jeszcze nie urodziłam z tych nerwów haha) poszły pomóc chłopakom wypędzić z naszego terenu do końca inną sforę, a ze mną został ukochany. Odrazu położył się obok mnie i wtulił w siebie. Kiedy już leżałam i tuliłam się do jego klaty poczułam spokój i bezpieczeństwo. Dziecko również.
- Już nigdzie nie odejdę, jestem z tobą - szepnął łagodnym głosem, a ja szybko usnęłam. Kiedy się przebudziłam reszta już wróciła, podobno Wataha będzie teraz strzegła naszego domu bez przerwy.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kolejny tydzień później rodzina poszła na polowanie, domu strzegł Quil i Embry, a ze mną w salonie był Jacob, Leah i Seth.
Byłam w tragicznym stanie, czułam jakby nadchodził mój czas. Byłam na skraju wycieńczenia, nie chciałam nikomu mówić. Ale bije się z własnym sercem i zaklinam je, aby wytrzymało, nie byłam pewna, czy w jednej sekundzie tak nagle, po prostu nie odejdę z tego świata.....
Seth buszował w bibliotece, a Jacob poszedł do kuchni przygotować mi kolejną dawkę krwi do wypicia, zostałam w salonie z Leah, była moją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna siedziała na fotelu i wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem. Teraz nikt nie umiał patrzeć na mnie inaczej niż z litością i strachem, bólem, płaczem. Tylko Jacob choć mu było najciężej jakoś to ukrywał i cieszył się chwilami ze mną, jednak dobrze wiedziałam, że gdy zostawał sam, w łazięce lub w innym pokoju szlochał bezradnie.
- Nie o wygląd chodzi - potrząsneła głową siadając obok mnie na sofie - poprostu jestem pod wrażeniem, twojej siły, wytrzymałości i poświęcenia. Nie mogę pojąc jak to robisz.
- Ale co takiego?
- Nie boisz się. Nie mogę zrozumieć jak wielka może być miłość matki do dziecka, że ona tak mu wszystko wybacza. Cierpisz, jesteś na skraju wycieńczenia, jedną nogą już w grobie. A mimo to jestem pewna, że nigdy nie zdażyło ci się narzekać, jęczeć, złościć się, na dziecko, na los...
- To racja - zaśmiałam się cichutko pod nosem.
- No właśnie. Wręcz przeciwnie jesteś taka spokojna, radosna. Jak?
- Kiedy podejrzewałam, że jestem w ciąży - wyznałam - bardzo się przestraszyłam. Zbliżała się wojna, na dodatek nie miałam jak zajść w ciążę i jak ją utrzymać. Bałam się też śmierci, mojej i Jacoba, bo przeciesz jest we mnie wpojony.
- Co się zmieniło?
- Pewnego dnia kiedy Jake przytulił mnie od tyłu i dotknął mojego brzucha, miałam wrażenie jakby w mojej głowie i sercu zaświeicło słońce. Spłynął na mnie anielski spokój, radość, niczym łaska. Zrozumiałam, że noszę w sobie największy cud świata, nowe życie... Że noszę w sobie skarb, owoc miłości. Noszę je pod swoim sercem. Przestałam bać się bólu, śmierci. Nawet tego, że mogę się z nim nie spotkać, bo wcześniej moje serce nie wytrzyma. Ona jest częścią mnie, jak inne narządy. Jak serce, płuca, wątroba i wszystko co zapewnia homeostazę organizmowi...
Od autorki
W tym tygodniu rozdziały wcześniej, ponieważ pod koniec będę miała kocioł, a nie chce was zawieśc i trzymać w niepewności co się wydarzy tak długo. Jadę na obóz i wracam 26, więc dziś pojawiły się rozdziały za ten tydzień i za następny.... <3