One

5.8K 126 3
                                    

- Uważaj, jak łazisz! - usłyszałam, idąc wolno szkolnym korytarzem.
Nawet nie zauważyłam, kiedy uderzyłam ramieniem jakiegoś przypadkowego ucznia, który swoim donośnym głosem wybudził mnie z zamyślenia. Potarłam ramię, przeczuwając, że prędzej czy później będę mieć tam siniaka. Rozejrzałam się wokół siebie, ale nie spostrzegłam, żeby ktokolwiek na korytarzu był świadkiem mojego nieudolnego chodu. Pognałam dalej przed siebie, kierując się do sali numer czternaście, w której za chwilę miała zacząć się lekcja matematyki.

Usiadłam w ławce w swoim stałym miejscu, czyli na samym końcu. Byłam typem samotnika, zwłaszcza w szkole, po prostu wolałam trzymać się sama, nie przepadałam za towarzystwem fałszywych dziewczyn z liceum.
Wyciągnęłam zeszyty i czekałam, aż do klasy wejdzie Pani Dowell, stara, marudna nauczycielka matematyki. Nie żebym jakoś bardzo narzekała, w końcu nigdy specjalnie nie miałam problemów z tym przedmiotem, ale nie da się ukryć, że sposób, w jaki wiedzę przekazuje nauczyciel również się liczy.
Nagle rozbrzmiał dzwonek i liczne grupki młodzieży wkroczyły do sali, a następnie każdy z nich zajął swoje miejsce. W pewnym momencie poczułam ogromne zmęczenie spowodowane moim niewyspaniem, jednak kiedy w klasie nie ujrzałam wyczekiwanej przeze mnie starszej kobiety, a zamiast niej młodego mężczyznę, od razu się ocknęłam i rozbudziłam. Stał w progu i mówił coś do dyrektorki, która prawie niewidoczna znajdowała się na korytarzu, aczkolwiek kątem oka zdołałam ją ujrzeć. Facet w jednej ręce trzymał dziennik i klucz do sali. Miał dłuższe, ciemne włosy, ubrany był cały na czarno. Przygryzł mocno wargę, kiedy zamykał drzwi i szybkim krokiem podszedł do biurka. Wzrok wszystkich był utkwiony w tym intrygującym i tajemniczym mężczyźnie, który, jak zdążyłam wywnioskować, chyba miał być naszym nowym nauczycielem. W pierwszym momencie myślałam, że to nowy uczeń, ponieważ byłam pewna, że jego wygląd z łatwością pozwoliłby mu wtopić się w otoczenie nastolatków, przemierzających korytarze szkoły.
Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się po twarzach rówieśników dokładnie w momencie, kiedy usłyszałam:
- Witam wszystkich serdecznie. Nazywam się Harry Styles i od dzisiaj będę waszym nauczycielem matematyki.
Ludzie nie wydawali się zdziwieni, większość z nich tylko zmarszczyła brwi i popatrzyła po sobie. Ja natomiast starałam się dokładniej przyjrzeć osobie stojącej na środku klasy. Brązowowłosy posiadał piękne, duże oczy, które od razu zauważyłam z daleka. Nie byłam w stanie określić ich koloru z tej odległości, ale drugą rzeczą, którą spostrzegłam były pierścionki. Mnóstwo pierścionków na jego palcach. Zmierzyłam go jeszcze raz wzrokiem i stwierdziłam, że jest bardzo przystojny, tak bardzo przystojny, że nie potrafiłam oderwać oczu od jego osoby.
- Zapewne zajmie mi trochę czasu, aby was wszystkich dobrze poznać i zapamiętać wasze imiona, ale obiecuję wam jedno; będę dobrym nauczycielem - mówiąc to, wzrok pana Styles'a wylądował na mojej twarzy. Jego tęczówki pobiegły gdzieś indziej, jednak od razu ponownie spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem.
Zawstydziłam się i spuściłam głowę, bazgrząc coś w swoim zeszycie.
- Macie jakieś pytania? - zapytał.
W sali rozniosły się głosy i pytania uczniów; o to, dlaczego nasza stara nauczycielka odeszła; o to, ile facet ma lat; o to, czy zostanie na długo i tak dalej. Słuchałam uważnie każdego słowa, które wychodziło z jego ust. Pani Dowell odeszła na emeryturę, stąd obecność Pana Styles'a. Nie dziwiłam jej się, niedość, że była stara, to jeszcze pewnie nie mogła z nami wytrzymać. Miał dwadzieścia dziewięć lat, co mnie lekko zszokowało, bo wyglądał na ucznia klasy maturalnej, a nie na kogoś, kto był tuż przed trzydziestką. Powiedział, że raczej zostanie do końca roku, jeśli dobrze będzie mu się tu pracowało, to może i dłużej. Później mówił już tylko o tym, jak będzie nas oceniał i czego od nas wymaga. Kiedy do dzwonka zostało niecałe pięć minut, Pan Styles postanowił sprawdzić obecność. Czekałam cierpliwie, aż odczyta moje nazwisko, które znajdowało prawie na samym końcu długiej listy.
- Bella Webber?
- Jestem! - uniosłam dłoń w górę, czym zwróciłam na siebie jego uwagę.
Zmierzył mnie wzrokiem od głowy, aż do pasa, po czym zamrugał kilka razy i przeniósł z powrotem wzrok na kartki dziennika.
Kiedy rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka na przerwę, spakowałam zeszyt i piórnik, a następnie od razu wyszłam z sali, nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia, które czuć było w pomieszczeniu na kilometr.

Be my babygirl |h.s.|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz