Four

4K 97 1
                                    

Minął tydzień, odkąd Pan Styles zaczął pracować w naszym liceum i odkąd na mój telefon zaczęły regularnie przychodzić SMSy od nieznanego numeru. Pisaliśmy ze sobą prawie codziennie, on chciał dowiedzieć się czegoś o mnie, a ja o nim.
Z tego, co mi o sobie wyjawił, był w ostatniej klasie i bardzo lubił matematykę. Cóż, nie mieliśmy ze sobą za dużo wspólnego. Ja opowiedziałam mu o tym, jak bardzo uwielbiałam czytać książki, i że kochałam słoneczniki. Były to moje ulubione kwiaty. Z dnia na dzień coraz milej pisało mi się z tajemniczym chłopkiem, ale wciąż miałam ogromną chęć dowiedzieć się, kim był. Niejednokrotnie prosiłam go, żeby zdradził mi chociaż pierwszą literę swojego imienia, ale był nieugięty.

Znów nadszedł poniedziałek, pierwszą lekcją była matematyka ze Styles'em. Weszłam punktualnie do klasy i zastałam w niej siedzącego za biurkiem nauczyciela.
- Dzień dobry - przywitałam się.
Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam, że wbijał we mnie spojrzenie, nie krył też szerokiego uśmiechu.
- Dzień dobry, Bella.
Był ubrany w białą, lekko przezroczystą koszulę, trzy pierwsze guziki miał odpięte, dzięki czemu zauważyłam na jego klatce piersiowej zarysy tatuaży. Przez ten tydzień zdążyłam przyjrzeć się sylwetce mojego nauczyciela i miałam podejrzenia, że posiadał drobne tatuaże, ale dopiero teraz byłam tego pewna. Siedem ostatnich dni Pan Styles nie mówił do mnie wiele, za to ciągle mnie obserwował. Na lekcjach nie potrafiłam się skupić przez jego wzrok przeszywający moje ciało. Ostatnio, kiedy oddawał mi kartkówkę, otarł dłonią o moje palce. Przemilczałam to, a on tylko się uśmiechnął. Test swoją drogą poszedł mi dobrze, nie moglam narzekać.
- Cóż, skoro reszta uczniów jeszcze nie dotarła, może miałabyś ochotę zapisać te zadania na tablicy? Będziemy je rozwiązywać na lekcji - spytał, podając mi kartkę.
- Tak, jasne - próbowałam uciec wzrokiem od jego twarzy, żeby sytuacja nie stała się jeszcze bardziej niezręczna.
Podeszłam do tablicy i chwyciłam kredę. Pan Styles cały czas siedział przy biurku, jednak obrócił się na krześle i obserwował moje czyny. Nagle wstał, chwycił mnie za biodra i zaraz potem od razu zabrał ręce.
- Nie, nie, tu powinna być piątka zamiast szóstki - wskazał palcem równanie.
- Oh, przepraszam, rzeczywiście - wybełkotałam totalnie zawstydzona.
- Nie szkodzi - i znów mnie dotknął, tym razem potarł ręką moje plecy i uśmiechnął się ciepło.
Byłam tak zdruzgotana i zdezorientowana w tamtym momencie, że kiedy tylko do klasy zaczęli wchodzić uczniowie, pobiegłam do swojej ławki i spuściłam głowę, do końca lekcji nie patrząc już na nauczyciela.

Skończyłam lekcje i udałam się do swojej szafki, żeby zostawić niepotrzebne książki. Miałam tego dnia strasznie ciężki plecak i marzyłam tylko o tym, aby wsiąść do autobusu i pojechać do domu. Idąc korytarzem dostałam SMSa. Przez moment miałam nadzieję, że mój tajemniczy wielbiciel napisał do mnie, ale to mama zawiadomiła mnie, że wróci około dwudziestej. Schowałam urządzenie do kieszeni i otworzyłam odpowiednią szafkę. Kiedy to zrobiłam, z małego schowka wypadło coś na ziemię. Schyliłam się, by podnieść... słoneczniki. Dostałam od kogoś słoneczniki, moje ulubione roślinki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podziwiałam przez chwilę te piękne kwiaty, a potem skierowałam się do drzwi wyjściowych.

Przechodząc przez dziedziniec wyjęłam telefon, żeby sprawdzić, ile mam jeszcze czasu do odjazdu autobusu i w tym samym momencie na kogoś wpadłam.
- Boże, przepraszam - powiedziałam szybko, unosząc wzrok na osobę, na którą się natknęłam.
- Pan Styles wystarczy, nie żaden Bóg.
No oczywiście, bo na kogo innego mogłabym wpaść? Przede mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha nauczyciel. Szukał czegoś w kieszeni.
- Uh, to ja już pójdę - pożegnałam się.
Miałam zamiar skierować swoje kroki w stronę przystanku, kiedy poczułam, jak chwycił mnie za łokieć.
- Stój, Bella - wyciągnął kluczyki od auta i ścisnął je w swojej ogromnej dłoni - Mogę Cię podwieźć. Wiem, w którą stronę jedzie Twój autobus - oblizał wargi - Ja też tamtędy jadę.
Zmrużył oczy, chcąc uchronić je od promieni słońca i czekał na moją reakcję.
- Oh, nie trzeba, naprawdę - odgarnęłam sobie włosy z czoła - Autobus mam dosłownie za chwilę - uśmiechnęłam się ciepło.
- Ależ nalegam - uniósł jedną brew.
Czułam się zmieszana i nie wiedziałam, co zrobić. Zresztą, zawsze miałam takie odczucia w jego towarzystwie. Przytłaczał mnie swoją osobą i nigdy nie umiałam przy nim racjonalnie myśleć.
- Dobrze - westchnęłam zrezygnowana.
Wiedziałam, że jeśli nie zgodziłabym się, nie dałby mi spokoju. I tak prędzej czy później wsiadłabym do jego auta, więc chyba lepiej prędzej, prawda?
Szłam za nim do jego samochodu, był to czarny Range Rover, a jakżeby inaczej, prychnęłam. Otworzył mi drzwi pasażera. Zanim wsiadłam rozejrzałam się wokół siebie, żeby sprawdzić, czy w pobliżu nie było innych uczniów lub nauczycieli. Na szczęście Styles zaparkował swoje auto dość daleko od wejścia do szkoły i wokół nas nie było nikogo, kto mógłby być świadkiem tego zajścia. Swoją drogą, czy on specjalnie odstawił pojazd tak daleko? Może od początku dnia miał plan, żeby mnie do niego wepchnąć? Nie myśląc więcej wsiadłam do samochodu, a mężczyzna zamknął za mną drzwi i usiadł za kierownicą. Ruszył i wyjechaliśmy z piskiem opon ze szkolnego parkingu. Podałam mu adres domu, a on wbił go w GPSa w swoim telefonie. Przez pierwsze kilka minut było niezwykle niezręcznie, żadne z nas się nie odzywało, a w tej małej przestrzeni, w której się znajdowaliśmy, zdecydowanie było zbyt duszno.
- Ładne kwiaty - odezwał się w końcu - Od kogo je dostałaś? - obdarzył mnie krótkim spojrzeniem.
- Ja... znalazłam je w swojej szafce, nie wiem, kto je tam włożył - wytłumaczyłam, patrząc przez szybę na ulice miasta - Ale myślę, że to bardzo miłe.
- Oh, z pewnością - uśmiechnął się - Ciekawe, kim jest Twój tajemniczy wielbiciel.
Też chciałabym wiedzieć, pomyślałam. Przez resztę drogi panowała między nami cisza, a ja nie miałam zamiaru jej przerywać. W końcu wylądowaliśmy przed moim domem, nie wiedziałam, jak się z nim pożegnać, co było conajmniej niezręczne.
- Więc, um... dziękuję za podwózkę - powiedziałam niemal niesłyszalnie, jednak Pan Styles zdołał zrozumieć wybełkotane przeze mnie słowa.
- Nie ma za co, wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli kiedykolwiek nie będziesz miała jak wrócić do domu, to wiesz, kogo szukać - puścił mi oczko i zaśmiał się.
- O, tak, teraz już wiem - udałam entuzjazm.
Kiedy miałam już wysiadać z auta, stało się coś, czego nie spodziewałabym się nigdy po moim nauczycielu. Przynajmniej nie w tamtym momencie. Pan Styles nie pozwolił mi wyjść z auta, gdyż położył swoją dłoń na moim udzie. Swoją ogromną, miękką dłoń na moim udzie. Wciągnęłam nerwowo powietrze do płuc i spojrzałam w jego oczy, które próbowały znaleźć na mojej twarzy chociaż cień strachu i niepewności. I byłam przekona, że znalazły to, co chciały. Czułam się sparaliżowana i nie potrafiłam wysiąść z tego głupiego samochodu przez jego dotyk! W końcu oprzytomniałam i nacisnęłam na klamkę w drzwiach. Zamknięte. Wpadłam w panikę. Spojrzałam na swoje udo, ale nie było na nim już jego dłoni. Taki był jego plan? Uwięzić mnie w aucie? Byłam w tamtym momencie pewna, że zaraz mnie gdzieś wywiezie.
- Czy mógłby... mógłby Pan otworzyć drzwi? - spytałam przerażona.
Spojrzał swoimi zielonymi oczami na moją dłoń, która dosłownie szarpała klamkę i natychmiast zaczął błądzić wzrokiem po aucie. Miał piękne, zielone oczy. Dopiero wtedy to dostrzegłam.
- Oh, tak, oczywiście - dosięgnął guzika przy drzwiach i nadusił go.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk odblokowanych drzwi i czym prędzej wysiadłam z pojazdu.
- Do jutra, Bella - usłyszałam za swoimi plecami i pobiegłam do domu.
Po otwarciu drzwi i wejściu do mieszkania, wciąż próbowałam ułożyć sobie w głowie, co przed chwilą się stało. Ten gnojek zdecydowanie zbyt często wciskał swoje duże ręce tam, gdzie nie powinien.

Zrobiłam sobie szybki obiad i położyłam się w salonie. Jedząc makaron z sosem serowym usłyszałam melodyjkę dochodzącą z telefonu, która oznaczała przyjście SMSa.

Tajemniczy wielbiciel
Hej piękna, jak minął Ci dzień?

Zapisałam go jako "Tajemniczy wielbiciel", bo żaden inny pseudonim dla tego nieznanego mi chłopaka nie przychodził do mojej głowy. Postanowiłam od razu mu odpisać.

Bella
W miarę dobrze. Dostałam dzisiaj od kogoś piękne słoneczniki, ciekawe od kogo...

Postanowiłam trochę się z nim podroczyć. Wiedziałam, że były od niego, ale chciałam zobaczyć, co odpisze.

Tajemniczy wielbiciel
No ciekawe... ciekawe też, czy ktoś inny z tej szkoły wie, że to Twoje ulubione kwiaty? Jeśli tak, to najwyraźniej nie są ode mnie... :)

Uśmiechnęłam się na tą krótką, ale miłą wiadomość.

Bella
Obawiam się, że tylko Ty o tym wiesz :)

Pisaliśmy aż do wieczora, opowiadał mi o swoim dniu i o tym, jak nudziło mu się w szkole. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek z nim rozmawiałam, albo czy tego albo innego dnia mijałam go na korytarzu. Byłam również ciekawa, kiedy znalazł czas na wsadzenie słoneczników do mojej szafki tak, że ani ja ani nikt inny tego nie widział.
Nim się obejrzałam, ziewałam na kanapie i kilka minut później zasnęłam w salonie. Spałabym tam pewnie do rana, gdyby nie mama, która wróciła do domu i obudziła mnie słowami "Idź pod prysznic, Bella, już dwudziesta pierwsza". Pogłaskała mnie po policzku, a ja zdałam sobie sprawę, że ucięłam sobie czterogodzinną drzemkę. Umyłam się szybko i wskoczyłam do ciepłego łóżka w celu zaśnięcia z powrotem, nie przejmując się, że tego dnia nie tknęłam nawet książek i nauki.

Be my babygirl |h.s.|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz