A jednak kocham Ja Ciebie
Chcę pamiętać każdy moment najmniejszySkrawek, urywek - nawet ten najciemniejszy
A jednak wielbię ja Ciebie
Chcę patrzeć jak umierają anioły w niebie
Chcę by twoje serce biło znów dla mnie
Nie potrafię kłamać na tyle poważnie
Chcę byś został ze mną na zawsze
Chcę się otaczać demonami twoimi
Nie potrafię udać tej obojętności
Chcę byś spał otulony ramionami moimi
Byś pozbył się na zawsze samotności
Gdyż kiedyś mocno Cię kochałem
I kocham dalej, bo przed sekundą kłamałem'Kocham Cię' dwa słowa. Nawet nie wiedziałem czy wysłałem je do niego... A jednak nadzieja... podniecenie... To wszystko nie dawało mi spokoju. Czekałem...Nic innego nie mogłem zrobić, więc czekałem. Mijały sekundy, minuty, godziny... W końcu dostałem wiadomość 'Wielkie drzewo. Północ.' . Miałem ochotę skakać ze szczęścia...Czy ktoś taki jak ja może być szczęśliwy? Jak widać... Tylko jak długo? Ile może trwać to szczęście? Nie ważne. Nic nie jest istotne dopóki radość trwa. Czułem niepokój zarazem... A jeśli to złudzenie? Jeśli to nie jest naprawdę? Jeśli nic z tego nie będzie? Chcę spróbować. Znów przyszło mi czekać. Czekać do północy. O 23:30 wziąłem dawny strój Bena. Strój mojego Bena. Ruszyłem do lasu, do największego drzewa w lesie... A raczej kiedyś tak mi się zdawało... Kłóciłem się wtedy z tym Ness o to. Ten zielony elf poparł mnie mówiąc, że jest tak wielkie, iż musi być największe. Piękne czasy. Tak cholernie za nimi tęsknie. Przyszedłem nieco przed czasem. Wspiąłem się na najniższą gałąź drzewa i czekałem. Znów czekałem. Nie potrafię powiedzieć jak długo, ale wydawało mi się że wieczność. W końcu ujrzałem jego blond czuprynę. Jego włosy były już nieco przydługie.
- Jeff? - Spytał cicho.
- Choć tu. - Odparłem rozbawiony.
Miło było patrzeć na niego, gdy wdrapywał się tu. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu... O ironio. Jakbym kiedykolwiek mógł. W końcu usiadł koło mnie. Trwała cisza... w tym momencie nawet ta niezręczna cisza była przyjemniejsza niż totalny jego brak. Podsunąłem mu jego ubranie na co on parsknął śmiechem. Nie złośliwie... raczej tęsknie. Wziął je ode mnie. Poczułem ulgę na sercu, jakby ktoś powoli odejmował kamienie ciążące mi tam.
- Pamiętasz moją wielką, kłótnie z Ness o to drzewo?
Pokiwał delikatnie głową.
- Wciąż uważam, że to największe drzewo. - Przez chwilę znów trwała cisza. - Brakuje mi jej. - wyszeptał.
- Mi też - odparłem szczerze. - Brakuje mi jej. Brakuje mi tamtych czasów. Brakuje mi Ciebie.
Westchnął głęboko.
- Jak bardzo bym siebie nie oszukiwał... Też mi Ciebie brakuje, Jeff.
Co miałem powiedzieć? Co miałem zrobić? Chciałem go przytulić, tak cholernie tego chciałem... jednak nie wiem jak zareagowałby na mój dotyk... Na szczęście ubiegł mnie. Wtulił się we mnie delikatnie. Objąłem go lekko, obawiając się, że za chwilę rozsypie się w moich ramionach.
- J-Jeff... Ta wiadomość... Czy ty...
- Tak. - Odparłem szybko. - Tak, Ben. Kocham Cię. - Było mi głupio za te słowa. Jednak nie mogę się oszukiwać. Nawet psychopaci, Nawet mordercy... Wszyscy bez wyjątku... Nawet jebany voldemort... Jeśli mamy kogo potrafimy kochać i być kochanym.
- J-ja też. - powiedział prawie niedosłyszalnie. - Też Cię kocham. Przepraszam.
- Za co? - Powiedziałem rozmarzony. Czy za chwilę się obudzę?
CZYTASZ
Sleepy Game (Ben & Jeff)
FanfictionKażdy może być inny, ale każdy ma prawo do miłości... Nawet psychopatyczni mordercy. Remember: love is equal ❤ xxxxxxxxxxxxxxx To było moje pierwsze opowiadanie i zdaje sobie sprawę, że popełniłam tu masę błędów. I widać tu, iż z każdym rozdział mo...