Stałem. Stałem nad jej prowizorycznym grobem. Przed oczami miałem to wszystko. Wydarzenia ubiegłego dnia. Do niczego by nie doszło, gdyby nie ja. Widzę jak walczy z ogniem. Widzę jak spadający strop przygniata ją potężnie raniąc. Widzę jak ostatnimi siłami wyprowadza mnie z piekła do piekła. Widzę jak opada, by już nigdy nie wstać. Widzę jak resztką woli uspokaja nas. Widzę krew. Widzę jak się wykrwawia. Szeptałem jej do ucha przeprosiny. Prosiłem by nie umierała. Było już za późno. Poświęciła się. Dla mnie.
Nie chciałem nikogo widzieć, z nikim rozmawiać. Przyszedłem pożegnać się tylko z Ness. Odchodzę. Nie wiem gdzie... Jak najdalej. Położyłem różę - szkarłatną jak jej rozlewająca się po ziemi krew - na lustrzanej tafli, która miała znaczyć miejsce pochówku. Ona może długo nie wytrzyma, ale pamięć o dziewczynie będzie wieczna. Chciałem, by lustro znaczyło to miejsce. Tak delikatne jak ona... Tak ostre jak ona... Zarazem liczyłem, że Ci, którzy spróbują zbezcześcić to miejsce uwierzą w durne przesądy. Odwróciłem się i odszedłem w las. Nie miałem zamiaru tu wracać... W każdym razie nieprędko.
Stałem przed drzwiami mieszkania mojego i Jake'a. Powinienem mu wyjaśnić? Może lepiej jeśli po prostu zniknę? Nie. Nie mogę mu tego zrobić. Zraniłem już wystarczająco dużo osób. Przynajmniej z nim pogadam... powiem... Nie wiem. Coś powiem. Będę improwizował. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi. Ruszyłem do salonu przywitać się z moim zaraz już byłym chłopakiem. Zastałem nietypową scenę. Jeff przyciskał nóż do szyi Jake'a. Wyglądało na to, że się całowali. Nikt go nie rozumie, a szczególnie nie ja. Obserwowałem to przez chwilę, aż wreszcie ten psychopata odsunął się od niego... całkowicie. Uciekł w drugi koniec pokoju do okna.
- Hey, Ben. - Powiedział i wyskoczył.
Stałem oniemiały. Co on chciał? Co on tu robił? Dlaczego całował Jake'a? Jake patrzył na mnie z... zawodem?
- Co chciał? - Spytałem starając się opanować drżenie głosu.
- P-p-powiedział m-mi. - Wyszeptał. Uniosłem pytająco brwi. - P-powiedział mi kim byłeś... jesteś... c-cokolwiek. Ale Ben... J-ja naprawdę nie dbam o to. Wiem, że to dziwne, ale j-jeśli dotychczas nic mi nie zrobiłeś i mogłem ci ufać... T-to chyba od tak się nie zmieni. P-powiedz mi tylko prawdę, Ben. Czy on kłamał?
Westchnąłem głęboko, nie wiedząc co mógłbym powiedzieć. Delikatnie i powolnie pokręciłem głową.
- A-a więc to prawda. - Westchnął. - Ben... Wiem, że to niedorzeczne, ale mimo wszystko... J-ja k-ko...
- PROSZĘ, NIE MÓW, ŻE MNIE KOCHASZ - Wykrzyknąłem z łzami w oczach. - Proszę, nie mów mi tego - Powtórzyłem cicho. - Nie mogę powiedzieć Ci tego samego, Jake. To co nas łączy to coś niezwykłego, ale nie mogę z tobą być. Jestem czym jestem, potworem, który nie zawaha się przed zabiciem człowieka. Muszę stąd odejść, a ty musisz przestać być ograniczanym przeze mnie. Wybacz, że to trwało tak długo. Wybacz, że ci to zrobiłem.
Staliśmy tak w ciszy patrząc na siebie.
- Jeśli naprawdę tego pragniesz - Odezwał się w końcu. - Nie mam prawa Cię zatrzymywać. - W jego głosie było słychać ból, a mruganiem odpędzał łzy.
Podszedł do mnie ostrożnie i delikatnie, jak gdybym miał się zaraz rozpaść złożył na moich ustach ostatni pocałunek.
- Zatrzymaj to wspomnienie, ten moment. Nie zapominaj o mnie. - Uśmiechnął się przez łzy.
- Nie mógłbym. - Powiedziałem i odszedłem raz na zawsze, zabierając tylko to co było mi potrzebne. Mój laptop.
Wyszedłem z budynku. Napotkałem osobę, której najbardziej nie chciałem widzieć.
- Hey, Jeff. - Powiedziałem niemal szeptem. Nie było to przywitanie, tylko pożegnanie.
- Stój, idioto. - Chwycił mnie za nadgarstek. - Ja Ko...
- Nie mów mi, że mnie kochasz, proszę. - Przerwałem mu błagalnym tonem.
- ... pnąć Cię mam ochotę, bardzo. - Dokończył. Ops?
- Zrób to.
- Zwariowałeś? Debil. - Przewrócił oczyma. - Chciałem... Chciałem z tobą pogadać. Śmierć Ness... ona... Zawsze chciała, żebyśmy byli razem i wiem, że tego nie chcesz. Wiem, że nie chcesz mnie znać. Wiem to, Ben. Tylko... Muszę Ci powiedzieć, że pomimo wszystkiego, pomimo całej tej akcji... Ja dalej tego chce. Nie zamierzam bawić się teraz twoim sumieniem. Nie zamierzam tego robić. Po prostu... Chcę, by jej śmierć nie poszła na marne... ale pójdzie... wszystko się zniszczy i nic nie będzie jak dawniej, a tym zwłaszcza nie będzie lepiej. Za to poczuję się lepiej ze sobą jeśli będę całkowicie szczery po tej sytuacji.
- J-ja... - Stałem przez chwilę jak otępiały. Podszedłem do niego i złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach. - Nie mogę, Jeff. Wybacz. Nie bądź głupcem i odpuść. Zrozum.
To był już drugi pożegnalny pocałunek tego dnia.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Okay, przepraszam za opóźnienia... Rozdział miał być wcześniej wiem, ale jednak napisałam już wszystkie do końca
Małe, głupie pytanie. Dać wam wszystkie teraz czy odczekać jakiś czas między nimi? Domyślam się odpowiedzi, ale może jednak idk... W dwóch ostatnich na początku jest niespodzianka... Stworzona przeze mnie w chwili napływu BenxJeff weny... No wiecie... Po za tym rodzdziałem zostały nam jeszcze 3 z tego jeden naprawdę bbb krótki 🙈🙈 Sweet nightmares ♥♥
*Chyba, że chcecie wszystko teraz w tym momencie*
❤❤❤
CZYTASZ
Sleepy Game (Ben & Jeff)
Fiksi PenggemarKażdy może być inny, ale każdy ma prawo do miłości... Nawet psychopatyczni mordercy. Remember: love is equal ❤ xxxxxxxxxxxxxxx To było moje pierwsze opowiadanie i zdaje sobie sprawę, że popełniłam tu masę błędów. I widać tu, iż z każdym rozdział mo...