Leave me lonely. (cz. I)

24 2 0
                                    

Michael's pov

-Miiiiiikeeeee wstaaaawaaaj!

-mhm jeszcze 5min- mruknąłem niewyraźnie chowając twarz w poduszkach. Nagle usłyszałem jak ktoś bezpardonowo wtargnął do mojego pokoju trzaskając drzwiami o ścianę.
-WSTAWAJ JUŻ, TO NOWY DZIEEEŃ -usłyszałem nad uchem śpiew a raczej darcie mordy tego idioty, który już po chwili odsłaniał okno.

-Daj mi spokój- warknąłem zachrypniętym głosem mrużąc powieki przez wpadające do pokoju promienie słoneczne.

-Gordon no nie bądź taaki, patrz jaki mamy piękny dzień!

-Wypierdalaj z mojego pokoju i nie mów na mnie Gordon! - warknąłem powstrzymując złość.

-Dobra, sam tego chciałeś- powiedział z szatańskim uśmiechem na ustach i wyszedł z pokoju.
-nareszcie- powiedziałem sam do siebie zakrywając się ciepłą kołdrą i ponownie zasypiając. Niestety po chwili znowu usłyszałem że ktoś wchodzi do mojego pokoju,

-Mówiłem że masz iść...CO JEST KURWA- nagle poczułem jak spływa po mnie coś zimnego. Szybko podniosłem się z łóżka patrząc z mordem w oczach na przyjaciela.
-Już nie żyjesz!- krzyknąłem na niego i już po chwili goniłem go po całym domu słysząc tylko piski uciekającego Caluma, po drodze chwyciłem butelkę z jakimś napojem który wylądował na głowie i całym ciele tego idioty gdy zatrzymał się aby złapać oddech.
-Masz za swoje ryżozjebie- Powiedziałem z dumą w głosie by już po chwili parsknąć śmiechem patrząc na zdenerwowanego przyjaciela.

***
Okazało się, że Cal zaplanował nam - cytuję - "najlepsiejszy, najbardziejfajowy dzień na świecie, którego nigdy nie zapomnimy!", i cóż... Chciałbym zapomnieć ale nie wiem czy się da, w każdym razie do zaliczenia mieliśmy kilka miejsc a wisienką na torcie miała być impreza. Po odwiedzeniu parku rozrywki, kursu robienia na drutach (to Calum, nie ogarniesz) na którym Luke prawie przebił sobie palec, poszliśmy na "jedną z najlepszych atrakcji dzisiaj!!!!!!!", czyli do niewielkiego baru żeby - jak to powiedział Calum - przygotować się na balangę życia! Okazało się, że był to bar gejowski i biednego Cala podrywał facet w różowym tutu i... W sumie to była jedyna część garderoby jaką miał na sobie... Wracając, Luke został wygłaskany i wycałowany przez to że miał na palcu wskazującym jeden wielki bandarz (który swoją drogą nie był aż tak potrzebny, ale księżniczka prawie tam na zawał zeszła więc bardzo miła pani opatrzyła mu paluszek), ale i tak najgorzej miałem z tego wszystkiego ja bo gdy szukałem toalety (jeszcze wtedy się nie zorientowałem do jakiego baru trafiliśmy, nie wiem co ze mną nie tak...) trafiłem na zły yyyy... pokój i cóż PRAWIE ZOSTAŁEM ZGWAŁCONY PRZEZ CHŁOPAKA O IMIENIU SASZA Z USTAMI NAPOMPOWANYMI BARDZIEJ OD WSZYSTKICH KARDASHIANEK RAZEM WZIĘTYCH. Ogólnie nic nie mam do homoseksualistów, sam przyjaźnię się z takim jednym Harrym, ale NIGDY ale to PRZENIGDY nie wchodźcie do takich barów/klubów jeżeli nie lubicie być obmacywani wszędzie. Nawet po uszach, po prostu WSZĘDZIE. Taa....
Po tym jak udało nam się stamtąd wydostać, udaliśmy się do - na szczęście - normalnego już klubu w którym wszyscy po prostu daliśmy się ponieść chwili....

***
McKenzie

Dzisiejszy dzień był straszny. Po prostu straszny, normalnie piekło na ziemi. Normalnie przetrwałabym wszystko opowiadając o tym całym gównie Michaelowi, ale od samego rana nie odezwał się ani słowem, co było naprawdę dziwne bo zawsze witał mnie przeuroczym "dzień dobry aniołku" i nawet jeżeli nie mógł rozmawiać to mi o tym mówił, a dzisiaj nic, zero, nada. Przez chwilę przyłapałam się na zamartwianiu, że może coś się stałoz ale szybko odpędziłam te myśli i stwierdziłam, że pewnie jest zajęty czymś ważnym, no i przecież nie ma obowiązku codziennego wypisywania do mnie. I tak jakoś dzień mi zleciał na użeraniu się z tymi wszystkimi ludźmi, obelgami i wyśmiewaniem sam na sam, jednak wieczorem gdy kochaś matki znowu próbował się do mnie dobierać, coś we mnie pękło. Musiałam napisać do Mike'a, potrzebowałam jego pomocy.

Do: Mikey xx
Umm.. Hej, masz czas potrzebuję twojej pomocy.. Ja już nie daję rady

Do: Mikey xx
On znowu chciał się do mnie dobrać, rozumiesz? Tak trasznie go nienawidzę...

Minęło kilka minut gdy nie odpisał i zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro, bo jednak zawsze był gdy go potrzebowałam i trochę się przyzwyczaiłam do jego obecności. Ale nigdy nie spodziewałabym że gdy już odpisze, zamiast pomocy otrzymam właśnie to...

********
złapała mnie taka wena, że masakraaaa
Postanowiłam podzielić to na 2 części bo byłoby to naprawdę za długie XD
Więc drugiej części tego rozdziału oczekujcie jutro albo w sobotę.

Zapraszam Was jeszcze na twittera, żebyście wyrazili swoją opinię pod hashtagiem #WhereverYouAreFF , chętnie piczytam, co o tym sądzicie,
mój TT: @rosie_queen_

Bez zbędnego przedłużania, do następnego!

All the love xx

Wherever you are.../m.cOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz