Chociaż minął już dobry miesiąc, odkąd wróciliśmy z "idealnych" wakacji,w dalszym ciągu czułam się niewyspana i każdego poranka na próżno próbowałam łapać ostatnie resztki snu.
Tak samo było i tym razem, tyle, że hałasem, który mnie obudził, nie był ani dźwięk wyjmowania naczyń ze zmywarki(moja mama musiała mnie nie znosić) ani mój brat, który puszczał odcinki Big Time Rush na cały regulator.
-WSTAAAAAAWAJ! Wiesz jaki dzisiaj mamy dzień?
Chwilę po tym krzyku, który natychmiast rozwiał całe moje zaspanie, poczułam jak ktoś wdrapuje się na łóżko i zaczyna po nim skakać.
Jęknęłam niezadowolona z takiego obrotu sprawy i otworzyłam oczy, żeby namierzyć intruza, który nie dość, że wtargnął do mojego domu, to jeszcze do mojej prywatnej oazy.
Szybko zorientowałam się, że intruzów było dwóch.
Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na Brada i Caroline, którzy stali na moim łóżku i uśmiechali się tak szeroko, że aż było to przerażające.
-Rany- mruknęłam- Która jest godzina?
-Jest dziesiąta, ile masz jeszcze zamiar marnować własny dzień?- spytała Caroline podbijając się ostatni raz, a potem siadając tuż przy mnie
-Raczej ostatni dzień wakacji- stwierdziłam i położyłam się na poduszkach wpatrując się w sufit.
Nawet nie byłam w stanie powiedzieć kiedy minęły te całe dwa miesiące i nastał 31 sierpnia, ostatni dzień wakacji. Co prawda, lipiec przyniósł coś czego się zupełnie nie spodziewałam i potrzebowałam jeszcze dwóch tygodni, żeby do tego przywyknąć, ale potem cały sierpień miałam taki zajęty, że faktycznie zapominałam jaki był dzień. Musiałam zapomnieć o odpoczynku, gdy na głowie miałam taką bandę świrów...
Całe szczęście moje obawy przed tym, czy między mną a Bradem będzie tak samo dobrze jak nad morzem, szybko się rozwiały i mogłam spokojnie stwierdzić, że było nawet lepiej.
Wparowałam mu do domu już następnego dnia, dwie godziny po tym jak wrócił, z mrożoną pizzą i świecą w słoiku. Nieco go tym zdziwiłam, bo był pewien, że tylko sobie żartowałam, ale ja potraktowałam tą sprawę bardzo poważnie. Miał romantyczną kolacje przy świecach? Miał.
-A kto ma dzisiaj urodziny?- spytał Brad, siadając po mojej drugiej stronie
-Rany, nie przypominaj mi- mruknęłam i naciągnęłam kołdrę na twarz
Im starsza się robiłam, tym jakąś większą niechęcią pałałam do tego dnia. Z roku na rok wymagano ode mnie większej odpowiedzialności i pewności tego, co chcę robić w życiu. A tak szczerze mówiąc, czułam się dokładnie tak samo, jak gdy miałam 13 czy 14 lat.
-Dobra, wstawaj, Camreigh- powiedziała Caroline, a kiedy jej nie posłuchałam, zaczęła mi wyrywać pościel- Może mi pomożesz, Simpson? Czy będziesz się tylko przyglądał?
-W sumie to całkiem fajnie się to ogląda- stwierdził, ale potem widocznie postanowił jej pomóc, bo w końcu kołdra została mi ściągnięta z głowy
-Dobra, dobra, już wstaje- poddałam się
-Świetnie
Caroline klasnęła w ręce i natychmiast się poderwała z łóżka. Chwyciła jakąś torebkę, która leżała na mojej półce nocnej, a potem mi ją wręczyła.
-Kupiłam ci sukienkę- uśmiechnęła się- więc teraz biegniesz do łazienki, grzecznie się ogarniasz, a potem schodzisz na dół i zaczyna się najlepszy dzień twojego życia