Obudziło mnie wpadające przez okno słońce. Rozejrzałam się po pokoju, ale zupełnie go nie kojarzyłam. Próbowałam przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam, przez rozpamiętywanie po kolei zdarzeń wczorajszego wieczoru, a ciepłe promyki leniwie błądziły po mojej twarzy. Rozległo się ciche pukanie do drzwi i po chwili do małego pomieszczenia wsunął się wujek Sam.
- Dzień dobry, dziecko - uśmiechnął się ciepło. - Zasnęłaś w ubraniu, więc może chciałabyś się przebrać. Przyniosłem ci podkoszulek porzucony u mnie przez jakiegoś nierozważnego nastolatka. Prany - zastrzegł od razu, a ja roześmiałam się tylko, dziękując najpiękniej jak umiałam za troskę.
Jakiś czas później odnalazłam drogę do jeszcze mniejszej od pokoju kuchni. Odświeżona i przebrana w stanowczo za duży T-shirt z nadrukiem z "Gwiezdnych Wojen" byłam gotowa zapytać Alastaira, czy jego wczorajsze wyznanie mi się przyśniło, czy faktycznie powiedział coś równie bezsensownego.
Chłopak siedział przy stole ze szklanką soku i gazetą. Na dźwięk moich kroków podniósł głowę i uśmiechnął się promiennie.
- Witaj, Beth. Jak spałaś?
Usiadłam naprzeciwko niego ignorując zew potwornie pustego żołądka i ból głowy. Postanowiłam postawić sprawę jasno w jak najkrótszym czasie.
- Opowiadałeś mi o czymś wieczorem?
Uniósł swoją poprzekłuwaną brew.
- Tłumaczyłem ideę powracającego dobra i kopania dołków, zanim praktycznie zasnęłaś na kanapie i musiałem zanieść cię do sypialni.
- Nie o to mi chodzi. Mówiłeś o swoim problemie, prawda? Wydaje mi się, czy twierdziłeś, że jesteś nieśmiertelny...? - pozornie niedbałym ruchem spięłam włosy. Tak naprawdę bardzo zależało mi na odpowiedzi.
Przez chwilę milczał. W panującej w kuchni ciszy usłyszałam trzaśnięcie drzwi i niewyraźny głos wujka Sama.
- I tak nie uwierzysz - westchnął po chwili. - Ale ok. Uznajmy, że zrobiłem kiedyś coś strasznego i będę żyć aż odpokutuję zbrodnię... - popatrzył w moje pełne sceptycyzmu oczy i zaśmiał się gorzko. - Mówiłem.
Westchnęłam ciężko.
- Czemu nie powiesz mi prawdy? - złapałam go za rękę, ale wyszarpnął ją gwałtownie.
- Masz gościa - powiedział zimno, wracając do lektury.
Chociaż byłam zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju, postanowiłam nie roztrząsać tego dłużej. Nie chciał mi powiedzieć prawdy to nie, szkoda, że nie odpłacił zaufaniem za zaufanie. No bo kto poważny uwierzy w brednie o nieśmiertelności?
Wyszłam na korytarz, gdzie wujek Sam rozmawiał z niewidocznym zza wieszaka ma płaszcze gościem. Zrobiłam jeszcze parę kroków i wtedy go zobaczyłam. Thomas miał na sobie spodnie od dresu i biały podkoszulek - wyglądał jak wtedy, kiedy robił mi naleśniki, których nigdy nie zjadłam. Jego rozczochrane włosy i oczy pokrążone po najwyraźniej nieprzespanej nocy dopełniały obrazu rozpaczy. Na mój widok przerwał w pół słowa i podbiegł, jakby chciał mnie objąć, ale przystanął, zachowując bezpieczną dla mnie odległość.
- Przepraszam, Lizzy. Bardzo żałuję tego, co powiedziałem, nie chciałem... Nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić. Nie wiem, co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła - spuścił wzrok.
Serce mi stopniało na widok jego skruchy. Podeszłam i przytuliłam się do niego.
- Przepraszam, że mówiłam złe rzeczy o Chloe. Najwyraźniej się nie dogadałyśmy - wymamrotałam w jego pierś, w duszy przysięgając lali zemstę. Usłyszałam, jak gdzieś za mną Alastair mruczy coś o przebaczeniu i że umrze od nadmiaru słodyczy w powietrzu, ale zignorowałam go. Podziękowałam wujkowi Samowi za wszystko i, złapawszy mierzącego podejrzliwym wzrokiem szatyna i mój strój Thomasa za rękę, wyciągnęłam go na zewnątrz.
Pół godziny później siedzieliśmy w małej knajpce rozmawiając i jedząc śniadanie. Byłam w połowie naleśnika (zamówiłam go na słodko, z sosem czekoladowym, za co Tommy nagrodził mnie ciepłym półuśmieszkiem), kiedy zadzwonił telefon. Thomas zerknął na wyświetlacz i przewrócił oczami z jękiem.
- Przepraszam Lizzy, muszę to odebrać - powiedział i wyszedł z lokalu.
Nie minęło pięć minut, kiedy na miejscu Thomasa usiadł jakiś mężczyzna. Czujnie podniosłam głowę i otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
- V-Vince? - wyjąkałam, Siedział przede mną mój menadżer we własnej osobie. Nic się nie zmienił, odkąd widziałam go ostatnio, a wydawało się to bardzo dawno temu. Był wiecznie zagonionym Koreańczykiem po trzydziestce i jedyną osobą, która potrafiła załatwić wszystko i z każdym.
- Dzień dobry, Glorio - skinął głową. Zasłoniłam mu usta dłonią, przerażona.
- Nazywam się Elisabeth Brooks - syknęłam. Popatrzył na mnie z czymś na kształt rozbawienia w ciemnych oczach.
- Okej, Elisabeth - przesadnie podkreślił moje imię. - Nie mam czasu. Kojarzysz Wesa Balla? - nie kojarzyłam, ale nie dał mi nawet chwili na odpowiedź. - Koleś kręci "Więźnia Labiryntu" i nie ma jeszcze pełnej obsady. Mogę ci załatwić rolę.
Potrząsnęłam głową.
- Nie wracam tam.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami. - Gdybyś zmieniła zdanie, tu masz namiary na mnie - podał mi wizytówkę i wstał. - I ogarnij media społecznościowe. Twoi fani szaleją, a Sanders codziennie o tobie tweetuje.
Patrzyłam za nim chwilę, kiedy wyszedł. Wrócił do mnie strach sprzed miesiąca. Próbowałam opanować drżący oddech, kiedy mój wzrok padł na sylwetkę spacerującą przed restauracją. Thomas spacerował z rękami w kieszeniach i ewidentnie się nudził, słuchając monologu osoby po drugiej stronie słuchawki, samemu dorzucając tu i ówdzie dwa słowa. Na pewno nie rozmawiał z Markiem - mężczyzna mówił zwięźle i krótko. Nie mogła to też być Ava ani Tasha - rozmawiając z nimi machałby rękami na wszystkie strony i żywiołowo się kłócił.
Moje rozważania przerwał Thomas we własnej osobie, stając nagle i ze złością kopiąc hydrant. Niestety, uderzenie musiało być mocne, bo resztą wędrówki kulał na jedną nogę. To mi podsunęło pewien pomysł.
Po chwili chłopak zakończył konwersację i wrócił do mnie. Był zmartwiony.
- Lizzy... Chciałbym cię o coś prosić - zaczął niepewnie. Złapałam jego dłoń i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Jasne, o co chodzi?
- Dzwoniła moja kuzynka, żeby się upewnić, że przyjdę na jej wesele za dwa tygodnie... Tylko, że ona zawsze mnie dręczy, że nie mam nikogo i powiedziałem, że będę z dziewczyną - urwał. Miałam niejasne przeczucie, że wiem, dokąd to zmierza. - Poszłabyś ze mną?
- Miałabym udawać twoją dziewczynę? - zapytałam zaskoczona.
- Głupio, wiem. Zapomnij, że w ogóle pytałem - zarumienił się.
Roześmiałam się i przesunęłam rękę na jego przedramię.
- To będzie dla mnie zaszczyt.
Rozpromienił się, ale po chwili jego uśmiech zgasł, kiedy przeniósł wzrok na coś za mną.
- Chodźmy do domu, Lizzy - mruknął i pociągnął mnie za sobą do wyjścia. Obejrzałam się szybko i przy stoliku za naszym poprzednim miejscem mignęła mi złośliwie wykrzywiona twarz Chloe, której wzrok sugerował, że wymyśliła już dla mnie zemstę.
~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienia, Ludziki! Problemy z internetem trwają ;-;
ale
w przyszłym tygodniu postaram się dodać dwa rozdziały. Może być?
Dużo miłości dla was
H. xx

CZYTASZ
Celebrity Crush || Thomas Sangster
FanfictionDręczona przez psychopatycznego partnera gwiazda Hollywood ucieka na drugi koniec świata w poszukiwaniu wolności. W wyniku zbiegu różnych okoliczności trafia do domu państwa Sangsterów i poznaje ich syna - Thomasa. Czy przeciętny nastolatek wzbu...