Rozdział XVII - Kochanie

1.1K 84 7
                                    

Siedziałam na niewygodnym, plastikowym krzesełku, zwinięta do pozycji embrionalnej. Jedynym, co znajdowało się w moim polu widzenia, był fragment wyłożonej kafelkami podłogi i mijająca mnie w równych odstępach czasu para zakurzonych, białych trampek. Nie chciałam, nie mogłam myśleć o przyczynie mojego pobytu w szpitalu, więc skupiłam się na liczeniu razów, kiedy mijały moje miejsce. Doszłam do sześćdziesięciu ośmiu, kiedy nagle zatrzymały się tuż przede mną. Podniosłam głowę i spojrzałam w zaczerwienione oczy Thomasa.

- Powinni już wiedzieć, co z nim. To czekanie mnie dobija - wychrypiał.

Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, więc wyciągnęłam rękę i uścisnęłam jego dłoń. Znałam Alastaira mniej niż miesiąc, a mimo tego czułam się, jakbym straciła kogoś bliskiego. Mogłam sobie tylko wyobrażać, co czuł zżyty z nim od dziecka Thomas. Świadomość, że poświęcił dla niego swoje zdrowie, a może nawet życie, musiała go bardzo przytłaczać.

- Gdyby umarł... Nigdy bym sobie nie wybaczył.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde pogrążone w swoim smutku. Słuchać było tylko jednostajne stukanie w świetlówkach i odległy szum szpitalnego życia. Nagłe pojawienie się wujka Sama poderwało nas oboje na nogi. Patrzyliśmy na niego w drżącym oczekiwaniu na jakiekolwiek wiwsci, niezdolni do wypowiedzenia choć słowa. Zanim wujek zdążył cokolwiek oznajmić, na korytarzu pojawiła się młoda pielęgniarka.

- Panie Inger... jeszcze podpis - podała wujkowi niebieską podkładkę i długopis. Mężczyzna zagłębił się w lekturę dokumentu, a ja poczułam ramię oplatające moje ramię.

- Wujek jest jego najbliższym krewnym - szepnął mi Thomas do ucha i nie musiałam nawet pytać o kogo mu chodzi. - Zawsze u niego mieszkał i nigdy o sobie nie opowiadał. W sumie nie mam pojęcia kim są lub byli jego rodzice... Ale nie brakowało mu tego, nie wiem, czy rozumiesz...

Pomyślałam o wszystkich osobach, które znałam, a które miały ogromny problem z osobowością, ambicją lub znalezieniem miejsca w świecie właśnie z powodu trudnych relacji z rodzicami. A kiedy porównałam je z Alastairem okazało się, że nie mogłam znaleźć w nim żadnej z tych cech. Skinęłam lekko głową. Czułam, że Thomas chce powiedzieć mi coś jeszcze.

- Czasem miałem wrażenie... - urwał, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów. - Takie wrażenie, jakby on tu nie pasował, nie do tego świata. Jest za dobry, zbyt altruistyczny i kochający... Jak kolorowa łata przyszyta do czarno-białego obrazu...

- Jak anioł - szepnęłam na granicy łez. Wyznanie braterskiej miłości, choć nie bezpośrednie, ogromnie mnie wzruszyło. Otarłam oczy rękawem.

- Nie płacz, dziecko - odezwał się ciepły głos. Wujek Sam stał obok mnie, oddając właśnie pielęgniarce kartki z zamaszystym podpisem "Samuel Inger" u dołu strony. - Alastair żyje, chociaż stracił dużo krwi. Na razie podają mu środki usypiające, bo bardzo cierpi.

Poczułam jak zalewa mnie fala ulgi. To okropne, że cierpiał; ale żył i to było najważniejsze. Thomas odsunął się ode mnie, przeczesując nerwowo włosy. Oddychał głęboko i wiedziałam, że ledwo powstrzymuje łzy czystego szczęścia. Podeszłam i objęłam go w pasie. Natychmiast otoczył ramionami moją drobną postać, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Jego ciepły oddech muskający moją zziębniętą skórę sprawił, że zadrżałam.

- Zimno ci? - zapytał, głębokim głosem wywołując wibracje. Potrząsnęłam przecząco głową.

- Możecie do niego zajrzeć, tylko cicho - wujek Sam uchylił drzwi do sali. Na palcach wślizgnęliśmy się do środka.

Alastair leżał na wąskim, niewygodnym łóżku, spowity w białą pościel jak mumia. Wzdrygnęłam się na to skojarzenie, zatrzymując się tuż przy progu. Thomas podszedł do łóżka i usiadł na ustawionym przy nim krześle. Delikatnie ujął rękę Alastaira i oparł na niej czoło. Siedział tak przez dłuższą chwilę, a sądząc po ruchu jego warg domyślałam się, że coś do niego szepcze. Kiedy wstał, jego oczy były już spokojne, pełne ukojenia. Podszedł do mnie i objął mnie delikatnie. Pochylił się tak, że  nasze czoła się stykały.

- Będzie dobrze, Lizzy - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.

Nasz słodki moment przerwało buczenie mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i, posławszy Thomasowi przepraszające spojrzenie, wyszłam na korytarz.

- Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś tego chłopaka, ale jest genialny - rozległ się w słuchawce rozentuzjazmowany głos. Dłuższą chwilę zajęło mi zidentyfikowanie rozmówcy jako mojego zawsze opanowanego menedżera. - Zaraz wysyłam to do ekipy Wesa, jak nie dadzą mu tej roli, to mój ojciec nie był z Korei!

- Mnie również miło cię słyszeć, Vince - zaśmiałam się cicho. Emocje w jego głosie zupełnie mnie zaskoczyły, bo na ogół ciężko było z niego wyciągnąć choćby skąpy opis przeżyć wewnętrznych. - To cudowna wiadomość, dzięki, że dzwonisz.

- Nie mów mu jeszcze,  bo nic nie jest przesądzone, ale na moje oko na 90% ma tą robotę. Albo w sumie mu powiedz, niech się chłopak cieszy - prawie fizycznie czułam, jak Vince szczerzy się do słuchawki. - A teraz wybacz, Glo. Mam za dużo do roboty.

Pożegnałam się z nim uprzejmie i rozłączyłam się. Coś w jego głosie nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że jego entuzjazm był wymuszony, fałszywy. Tak jakby chciał mi coś przekazać... Jak ostrzeżenie...

- Kochanie? - odezwał się za mną Thomas. Na dźwięk pieszczotliwego przezwiska po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Odwróciłam się do chłopaka z nieśmiałym uśmiechem na ustach.

- Kochanie? - powtórzyłam za nim, niepewna, czy nie oszukuje mnie słuch. Thomas nerwowo rozmasował kark, a jego policzki przybrały różowy odcień.

- To znaczy... Mogę cię tak nazywać? - zapytał, patrząc na mnie prosząco spod grzywki.

- Możesz mnie nazywać jak chcesz, jestem twoją dziewczyną - roześmiałam się, ale kiedy tylko zobaczyłam na jego ustach ten diabelski uśmieszek, natychmiast dodałam - dopóki to cenzuralne!

Wywrócił oczami, wzdychając ciężko.

- Chciałem zapytać czy wracamy do domu, cenzuralny skarbie? - wyraźnie podkreślił przedostatnie słowo, obejmując mnie w talii i ciągnąc do wyjścia, nie czekając na moją odpowiedź.

Więc bardzo dojrzale pokazałam mu język i pozwoliłam się odprowadzić do samochodu.

~~~~~~~~~~

Heeeeej, pamiętacie mnie jeszcze? To ja, niesumienna autorka, która nie umie trzymać się własnego planu!

Mam nadzieję, że nowy rozdział chociaż trochę wynagrodzi wam moją nieobecność...

No i jeszcze smutna wiadomość - powoli zbliżamy się do końca tej historii...

Komentujcie, bardzo proszę! Wierzcie albo nie, ale to pewien komentarz sprawił, że dzisiaj pojawia się nowy rozdział! Dlatego chciałabym zadedykować go martyncia2708 💜 dziękuję Ci jeszcze raz! 💜💜💜

Dużo miłości
H. xx

Celebrity Crush || Thomas SangsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz