< Rozdział XXI >

719 73 62
                                    

Czy może być coś piękniejszego od tej piosenki?  
🔥🔥🔥

Po znalezieniu Josha, automatycznie wezwałam karetkę pogotowia. Ratownicy zjawili się w przeciągu pięciu minut i przewieźli chłopaka do szpitala, gdzie wylądował na wydziale intensywnej terapii.

Okazało się, że poniesione obrażenia, nie zagrażały jego życiu. Aczkolwiek ilość narkotyków, znajdujących się w organizmie chłopaka, sprawiła, iż jego ciało zostało bardzo wyniszczone. Nie tylko zewnętrznie, ale przede wszystkim wewnętrznie.

Niestety, nie obyło się również bez rozmowy telefonicznej z moją matką, którą musiałam powiadomić o zaistniałej sytuacji. Mimo, iż Joshua był pełnoletni (w pewnym zakresie prawnym)*, to świadomość, że narkotyzował się przed dwudziestym pierwszym rokiem życia (i w ogóle zażywał narkotyki), zmusiła lekarzy do zawiadomienia policji... A mnie – naszej cudownej rodzicielki.

***

- Mamo, zrozum! - rozmawiałam z tą kobietą od niecałych pięciu minut, a już miałam jej dość. - Josh jest w szpitalu. Wykryli u niego dużą ilość narkotyków. Na miejscu jest policja, która zajmuje się tą sprawą i najprawdopodobniej Joshua wyląduje w więzieniu. Możecie, ty albo tata, przyjechać tutaj i ustalić to z nimi, bo ja już nie mam siły...

- Nic nie będę ustalać! - wrzasnęła do słuchawki, powodując ból mojego bębenka usznego. - Twój brat sam podjął taką decyzję! Wyparł się naszej rodziny, podobnie jak ty! Nie chcę mieć z wami nic wspólnego!

Może kiedyś by mnie te słowa zraniły. Jednakże w obecnej sytuacji, nie miałam matki. Przestała dla mnie istnieć już kilka lat temu, a po akcji jaką zrobiła z Danielem – nie chciałam jej znać.

- Wiesz, co? Mam takie samo zdanie o tobie. Dlatego nie przychodź do mnie na starość, kiedy zostaniesz sama - syknęłam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Ta to miała tupet.

Następne kilka godzin spędziłam w szpitalu na załatwianiu papierkowej roboty oraz obserwowaniu pracy serca Josha, które (miałam wrażenie) z każdą minutą biło coraz słabiej.

Zmęczona ciągłym siedzeniem na dupie, wyruszyłam na poszukiwania automatu z kofeiną, który wypełniłby mnie odrobiną energii.

Lecz, kiedy w końcu udało mi się go znaleźć, okazało się, iż był nieczynny. Dlatego wkurzona, ruszyłam w kierunku szpitalnej kawiarenki... Która również była niedostępna o godzinie czwartej rano! Życie – dlaczego mi to robisz?!

Zrezygnowana, usiadłam przy zamkniętych drzwiach do krainy słodkości i schowałam twarz w dłoniach. Kiedy to wszystko zdążyło się wydarzyć? Niecały tydzień temu, to ja leżałam w szpitalu przez Josha, a teraz on znajdywał się w podobnej sytuacji, przeze mnie.

Ironia losu? Na to wyglądało.

- Holly - usłyszałam ciepły głos osoby, stojącej przede mną. - Wstań, dziecko z tej podłogi, bo się jeszcze przeziębisz.

Uniosłam lekko głowę i zauważyłam ciepły uśmiech ojca. Boże, jak ja za nim tęskniłam!

Mężczyzna wyciągnął w moją stronę ciepłą, miękką dłoń i pomógł mi się podnieść. Bez chwili zastanowienia, wpadłam w jego ramiona, uśmiechając się szeroko. Tata odwzajemnił gest i przyciskając mnie mocniej do siebie, zaczął gładzić uspokajająco po plecach.

Chłopak do wynajęcia [REMONT] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz