< Rozdział XX >

689 75 77
                                    

Nie mogę uwierzyć, że to już dwudziesty rozdział :')
Będę płakać.

Blake nie odzywał się do mnie od wydarzeń wczorajszego dnia. Mimo, iż bardzo zależało mi na zrozumieniu, co działo się w tej jego ślicznej, blond główce –musiałam odpuścić.

Poprzedni dzień okazał się ostatnim dniem mojego płatnego "urlopu", dlatego byłam zmuszona wstać wcześnie z łóżka i ruszyć swoje cztery litery do roboty.

Przygotowania do wyjścia z domu, zajęły mi ponad dwie godziny, gdzie połowę spędziłam na użalaniu nad sobą. Patrząc prawdzie w oczy, praca w restauracji nigdy nie należała do zawodu moich marzeń. Nienawidziłam mycia podłóg po zamknięciu, czy radzenia sobie z nadpobudliwym klientami, którzy nie rozumieli, iż kelner to też człowiek i może mieć gorszy dzień.

Po przelaniu morza łez i zjedzeniu paczki czekoladowych chrupek, w końcu (jakimś cudem) udało mi się wziąć w garść i zjawić w robocie, pięć minut przed wyznaczonym czasem.

Zaparkowałam swojego grata za restauracją, gdzie mieścił się parking dla pracowników. Następnie ruszyłam w kierunku dużego budynku, wykonanego z czerwonej cegły.

Ledwo otworzyłam metalowe drzwi z zawieszoną tabliczką "Wejście dla personelu", kiedy w pomieszczeniu obok rozległ się potężny głos Alice – zwanej Helgą.

- Gdzie ona jest?!

W tamtej chwili ogarnęło mnie znajome przeczucie. Zapewne to ja  byłam powodem jej zdenerwowania.

Westchnęłam ciężko, przygotowując swoje ciało na najbliższą traumę i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać, dlatego nastawiłam się na najgorsze.

- Dzień dobry, Alice - mruknęłam, spuszczając głowę. Kiedy Helga była zła, samobójstwem byłoby nawiązanie z nią kontaktu wzrokowego.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry - fuknęła, zamykając się w swoim biurze. Nie wiedziałam, co ją ugryzło, jednakże cieszyłam się, że to nie z mojej winy, zachowywała się w taki sposób.

W pośpiechu przeszłam do pomieszczenia dla personelu, gdzie przebrałam się w ciemną spódniczkę, białą koszulę oraz czarne balerinki. Następnie spięłam włosy w kitkę i uprzednio upychając swoje rzeczy do jednej z wolnych szafek, ruszyłam w stronę kuchni.

- Umieram z głodu! - powiedziałam zmęczonym głosem, kierując się w stronę rzędu lodówek. Czasami, kiedy nie zdążyłam spożyć porządnego i odżwyczego śniadania w mieszkaniu, żywiłam się restauracyjnymi mrożonkami.

- Hej, Holly - usłyszałam głos jednego z kucharzy.

- Cześć, Paolo - mruknęłam, nie wyciągając nosa z lodówki.

- Głodna? - zaśmiał się, przechodząc obok mnie.

- Bardzo - odparłam zbolałym głosem, zamykając sobie dostęp do pożywienia.

- Przyrządzić ci coś? - zaproponował, na co kiwnęłam głową bez zastanowienia.

- Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko... - tłumaczyłam po chwili, czując jak moje policzki oblewa soczysty, czerwony rumieniec.

Chłopak do wynajęcia [REMONT] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz