< Rozdział III >

1K 95 140
                                    

🎶 Miłego słuchania 🎶
📖 I czytania, oczywiście 📖

Ze snu wybudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Ostrożnie otworzyłam opuchnięte oczy, starając się ogarnąć, gdzie jestem.

Znajdowałam się na tarasie, opatulona w swój cieplutki kocyk. Na ziemi leżały dwie opróżnione butelki po czerwonym winie, a na stoliku książka, której nawet nie tknęłam.

San Diego budziło się powoli do życia. W oddali dało się już usłyszeć pierwsze klaksony, jak również rozmowy spacerujących po plaży ludzi.

Bezchmurne niebo mieniło się w przepięknych barwach błękitu oraz jasnego różu. W powietrzu dało się wyczuć piękno dzisiejszego dnia, co zdecydowanie dobijało mnie najbardziej.

Ospale przetarłam opuchnięte oczy, uświadamiając sobie po chwili, że nie zmyłam z twarzy wczorajszego makijażu... Ba! Ja się nawet nie umyłam!

Z rozmyślań wyrwał mnie ponowny dźwięk dzwonka, który był zdecydowanie dłuższy i bardziej natarczywy niż poprzedni.

– No idę, idę... – mruknęłam, powoli wstając z krzesła. Opatuliłam się grubiej ciepłym kocykiem i starając się nie wypaść przez barierki, ruszyłam w stronę drzwi.

Chwiejące się nogi nie były ułatwieniem, a wręcz przeszkodą, której nie mogłam się w żaden sposób pozbyć... Nawet gdybym bardzo tego chciała.

Zawsze można je odciąć... Przecież od dłuższego czasu marudzisz, że musisz się pozbyć z dwadzieścia kilo. Bez nóg będziesz lekka jak piórko.

Boże, czy mój mózg naprawdę potrafi myśleć tylko o takich rzeczach?

Nie przeglądając się wcześniej w lustrze, zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi na oścież, wpuszczając w ten sposób, do swojej zatrutej nory, trochę świeżego powietrza.

– Pani Holly Parkinson? – usłyszałam męski głos, który pobudził mój mózg do szybszego myślenia.

– P-A-R-K-S-O-N. Parkson. Nie ParkINson – tłumaczyłam poważnym tonem, obserwując mężczyznę spod przymkniętych powiek. – Co się stało?

– Paczka dla pani. – Powiedział lekko zawstydzony, a ja dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego żółty uniform z czarno-pomarańczową naszywką: UPS.

Bardziej zbłaźnić się już chyba nie mogłaś...

Ponownie spojrzałam na młodego mężczyznę, który z lekkim niesmakiem na twarzy wpatrywał się we wnętrze mojego mieszkania.

A jednak mogłaś.

Aby uniemożliwić mu dalszy przegląd, wyszłam nieśmiało do przodu, przymykając za sobą drzwi.

– Ekhem... – odchrząknęłam, przypominając mu o swojej obecności.

– Ach... Najmocniej przepraszam – mruknął, rumieniąc się lekko. – Proszę tutaj zatwierdzić. – Zakończył profesjonalnym tonem, wskazując długopisem miejsce na papierze, w którym miałam złożyć swój podpis.

Niewiele świadoma tego, co robię, odruchowo podpisałam się na oświadczeniu.

Chwila... Przecież ja nic nie zamawiałam...

– Przepraszam, ale chyba zaszła jakaś pomyłka – stwierdziłam po chwili zastanowienia, starając się zabrzmieć w miarę normalnie. Jak można się było domyślić, nie wyszło to najlepiej. – Nie zamawiałam niczego.

Chłopak do wynajęcia [REMONT] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz