12.

670 72 16
                                    

POV - Izaya

Przyznam, że pierwszy raz w życiu byłem tak bardzo przerażony. Brzmiało to dość komicznie.
Wiem.
Ta bestia z pewnością chciała mnie zgwałcić.
Tak po prostu.
Kolejny raz.
Pewnie spodobał się mu dzisiejszy poranek i uznał, że pragnie powtórki.

Straszliwie mi się to nie podobało. Honoru nie posiadałem, ale dumę już tak, która niestety w tamtym momencie została zmiażdżona.
Na dodatek pierwszy raz w życiu nie byłem w stanie wydać z siebie żadnego słowa, a całe moje ciało było jak sparaliżowane. Okropnie się czułem, jak nigdy w życiu.
Jedynie przez ramię spoglądałem na blondyna.
W tamtym momencie dotknął rękoma mojego paska od spodni.

Cholera.

Gdybym wtedy do niego nie przyszedł i go nie zaciągnął do łóżka, ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Teraz żałowałem, że to zrobiłem. Nasza relacja ulega zmianie.
Już na zawsze.

Nigdy nie pociągały mnie kobiety, a tym bardziej faceci. Niepotrzebnie dzisiaj wtedy poniosła mnie chora fantazja i dałem się przelecieć Shizu-chanowi. Mógłbym w sumie rzec, że sam do tego doprowadziłem wstrzykując mu substancję od Shinry.
Jednak jednego byłem pewien - jeśli za każdym razem nasze sprzeczki miały się tak kończyć, to ja podziękuję.
W tamtym momencie udało mi się wydać z siebie nawet dobrze brzmiące, trzy zdania.

- Emmm... Shizu-chan, czy naprawdę nie będzie lepiej powalczyć? Wiesz, tak jak zwykle. Przecież sam mówiłeś, że to co wtedy robiliśmy było obrzydliwe, czyż nie? - próbowałem go zagadać, by zyskać czas na wymyślenie jakiegokolwiek planu.

To nie tak, że wierzyłem, iż udałoby mi się uciec. Moją gadkę można by uznać za odruch bezwarunkowy. Musiałem się jakoś bronić, czy starać uwolnić.

Cokolwiek.

- Hee? A co niby będę miał z walki z tobą? Mam już dosyć tych twoich chorych sztuczek. Nie pozwolę na kolejną z nich.

Zatkało mnie. On naprawdę był bestią i potworem. Nie zdarzało mi się widywać u niego tylu emocji na twarzy. Zwykle gościł na niej tylko gniew i furia.

Jednak teraz było inaczej.

A momencie, gdy to on zyskał przewagę - kiedy znajdował się na wygranej pozycji i kiedy wiedział, że nic nie mogłem zrobić, ukazała się jego druga strona.
Oczywiście tu nie chodziło o to, że Shizu-chan był w rzeczywistości zły, okrutny i brutalny.
Na pewno nie z natury. Ta druga strona stała otworem tylko dla mnie. Dla osoby której z całego serca nienawidził i która zniszczyła mu spokojne, poukładane życie.
Jego poczynania w tym momencie były przepełnione tylko i wyłącznie nienawiścią i chęcią cierpienia. Byłem pewien, że zaraz mnie przerżnie i potraktuje jak dziwkę.
Bardzo mi się to nie podobało. Nigdy w życiu nie byłem na tak przegranej pozycji.

Przypomniałem sobie ten przeszywający ból jaki czułem rano. Zastygłem. Nie byłem nawet w stanie nawet krzyczeć. Nie chciałem przeżyć tego po raz drugi. To było gorsze niż jakiekolwiek tortury. Przysięgam, że wyrywanie paznokci, czy podduszanie brzmiało o wiele lepiej.

Uderzyły mi do głowy wspomnienia z dzisiaj - jak bez żadnego uprzedzenia zaczął się we mnie gwałtownie poruszać, jak moje negatywne emocje go podniecały i motywowały do dalszego działania, jak nie byłem w stanie rozpoznawać pojedynczych pchnięć.
Wiedziałem wtedy, że nieźle krwawiłem, a Shizu-chan miał niemały ubaw.

- Shizu-chan, przestań. Proszę. Nie chcę. Nie rób tego... - wiedziałem, że moje błagania tylko go jeszcze bardziej nakręcą.

Byłem pewien, że zaraz zerwie ze mnie ubrania i znowu dostarczy mi największego bólu jakiego kiedykolwiek w życiu doświadczyłem.
Wiedziałem, że nigdy sobie tego nie wybaczę, jednak z własnej niemocy zacząłem go prosić, by nie do niczego się już nie posuwał.

Nogi zaczęły się pode mną uginać. Czułem, że zaraz zemdleję. Niestety Shizu-chan nadal mocno mnie trzymał i właśnie w tamtym momencie wkładał rękę do kieszeni mojej bluzy.

Bałem się.

Zdałem sobie sprawę, że przez cały dzień  musiałem wypierać ze swojej głowy nasze bliskie „spotkanie". Miałem sporo pracy i nie myślałem o Shizuo. Oddałem się obowiązkom i nie skupiałem się na niczym innym.
Wychodziłem z założenia, że „co się stało, to się nie odstanie".

Poza tym, przecież ja jestem nie do złamania.

Jednak, kiedy zdałem sobie sprawę, że to miałoby się powtórzyć, wpadłem w panikę. Każda sekunda była dla mnie jak wieczność.
Nikt mnie nigdy tak nie upokorzył i nie sprawił tyle bólu, co ten pierwotniak dzisiaj.

Blondyn natomiast jedyne co zrobił, to przeszukał mi kieszenie, a następnie wyjął z nich wszystko co posiadałem.

- Czyli tym razem przyszedłeś do mnie bez żadnej strzykawki. - odparł.

Nic nie odpowiedziałem.

- Znalazłem jedną u siebie w pokoju. Zgaduję, że włamałeś się do mnie rano i wstrzyknąłeś mi ten specyfik. Mam przez niego jakieś luki w pamięci i musiałem zemdleć.
Jesteś chory. Nie testuj na mnie żadnych trucizn. - rzucił, po czym szarpnął mną w taki sposób, jakby chciał wbić mi tą informację do głowy.

Po chwili, gdy nie otrzymał ode mnie żadnej odpowiedzi, poszedł.
Zostawił mnie samego w tym zaułku.
Oczywiście cieszyłem się, że do niczego nie doszło i nie muszę patrzeć na jego ryj, jednak czułem się tak bezbronny i słaby...
Od razu zsunąłem się na ziemię i nie byłem w stanie się podnieść.

W dodatku zupełnie nie rozumiałem tego pierwotniaka. Zachowywał się tak, jakby nic nie pamiętał. Jakby nie pamiętał nic ze zdarzenia, które rujnowało mi psychikę.
Byłem tak przerażony, zmęczony i pokonany, że nic nie mogłem zrobić.
Najgorsze było to, że w tamtym momencie blondyn mnie nie skrzywdził, a ja zachowywałem się jak przewrażliwiona nastolatka.

To działo się w mojej głowie - wszystko miało podłoże psychiczne, co niesamowicie mnie dziwiło.

Więc tak w praktyce wyglądał atak paniki?

Przecież ja działałem umysłem i to właśnie nim się zawsze kierowałem. Nie poddawałem się żadnej sile wyższej czy zasranym uczuciom.

Nie wiedziałem co sie dzieje.
Bałem się cokolwiek zrobić.
Nie byłem w stanie się podnieść.
Cały się trząsłem, a serce waliło mi jak szalone.

Miałem wrażenie, że ten potwór ciagle się na mnie patrzy. Wydawało mi się, że zaraz tu przyjdzie i mnie dotknie. Nagle poczułem na policzkach pojedyncze łzy.

- Czy ja naprawdę płaczę? - zapytałem sam siebie.

Gdy tylko to do mnie dotarło, zaniosłem się gorzkim śmiechem.

Nie czułem się dobrze.

Nie byłem sobą.

Wariowałem.

Shizaya ~ Zniszczone wakacje [TRWAJĄ KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz