7.

851 71 3
                                    

POV - Shizuo

Nadal nie rozumiałem dlaczego to robię. Jakim cudem nie zabiłem jeszcze tego pchlarza? Jaki on miał w tym cel?
I chyba najważniejsze.
Dlaczego ja się na to wszystko zgadzam?! Przecież mój umysł wyraźnie temu wszystkiemu zaprzeczał.

Ja jednak działałem jak w jakimś transie.

Siedziałem właśnie na swoim hotelowym łóżku, trzymając Izayę na kolanach.
To zdanie samo w sobie brzmiało wręcz nierealne. Zapomniałem tylko dodać, że właśnie uprawialiśmy sex. A raczej próbowaliśmy, bo ta menda mimo wielokrotnych prób, nie mogła się poruszać. I jakby pomijając to, jak żałośnie wyglądał oraz jego nędzną sytuację, nadal się wrednie uśmiechał. Na dodatek ignorując ogromny ból, który z pewnością mu sprawiałem, on nie dawał za wygraną. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Fakt, że ta menda ciągle starała się rozluźnić, nie pomagał. Męczył mnie i siebie tym już od paru minut. Wszystko w tamtym momencie mnie wkurwiało. Chciałem przestać, wyjebać mu i wracać do domu, ale nie mogłem. Zupełnie tak, jakby ktoś inny sterował moim ciałem.
Może nie należałem do najmądrzejszych osób, jednak tego byłem pewien - coś tu nie grało.

- Ehh, pasożycie... - odparłem tylko jakby on niechcenia, przewracając go na łóżko.

Teraz to on leżał na plecach pode mną. Swoje ręce ułożyłem koło jego głowy.
Ten spojrzał tylko na mnie z lekkim zdziwieniem. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ ponownie w niego wszedłem.
Wtedy jego oczy się zeszkliły, a sam wkurwiający uśmieszek zszedł mu z gęby. Chyba tylko dzięki temu, że miałem okazję oglądać go w tak przykrym stanie, jeszcze go nie zabiłem.

A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem.

Jakby nie patrzeć, widok płaczącego Izayi jest lepszy niż rozlew jego krwi. W końcu nienawidziłem przemocy. Niestety ku mojemu nieszczęściu on nadal nie uronił ani jednej łzy. Ukazywał mi tylko usta wykrzywione w grymasie.

POV - Izaya

Ten ruch Shizu-chana było kolejnym niespodziewanym posunięciem. Już się przyzwyczajałem, zaczynałem ruszać, a on jak zwykle musiał zrobić po swojemu.
Cholerny potwór.
Właśnie dostarczał mi największego upokorzenia w życiu. Jednak musiałem szczerze przyznać, że niczego nie żałowałem. Gdyby nie to co właśnie się działo, pewnie bym się tu nudził, a dzięki takiemu obrotowi spraw, miałem więcej możliwości. Wiedziałem, że wykorzystam to jakoś przeciwko Shizuo.

Jednak w tej chwili próbowałem się rozluźnić i powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Dobrze, że nie ryczałem jak dziecko.

W dodatku łzy były zwykłą reakcją organizmu. Nic nie mógłbym nic na nie poradzić. Po paru następnych pchnięciach Shizu-chana, nie wytrzymałem. Poleciało mi kilka łez. Chociaż ból był nie do zniesienia, to ja zaczynałem nawet czerpać z tego przyjemność. Cholerny organizm.

Może naprawdę jestem masochistą?

Nie powinienem tak reagować. Przecież nie raz przeżywałem większy ból. I dlaczego zaczynało mnie to ekscytować?! Przecież to zwierze było pod wypływem jakiegoś narkotyku. Nie był sobą. Sam gówno osiągnąłem.

- Oj, Izaya-kun. Nie sądziłem, że weźmiesz moje słowa tak do siebie. Naprawdę płaczesz, to przykre. - skomentował blondyn przyspieszając.

- Niestety będę musiał cię zmartwić Shizu-chan. To tylko naturalna reakcja organizmu na ból. Nie jest ode mnie zależna. - odpowiedziałem pewnie.

- Ah tak? - odparł Shizuo po czym chwycił mnie za obie nogi.

Chciał mieć do mnie większy dostęp. Podniósł je do góry, po czym zaczął ostrzej i mocniej we mnie wchodzić. Po paru mocniejszych pchnięciach puścił jedną nogę.
Wolną ręką zaczął robić kułka wokół mojej zapomnianej męskości. To wyglądało tak, jakby się ze mną drażnił. Cholerny pierwotniak. Na domiar złego naprawdę zaczynałem czerpać przyjemność ze zbliżenia z nim. Nie pomagał mi fakt, że każdy jego najmniejszy dotyk w okolicach mojego przyrodzenia, coraz bardziej mnie pobudzał.

Po krótkiej chwili blondyn wzmocnił swoje ruchy. Chyba był bliski spełnienia.
W końcu doszedł.
Oczywiście nie przyszło mu do głowy, żeby nie robić tego we mnie.
Idiota.
Wypełnił mnie płynem, po czym ze mnie wyszedł.

Uwalił się obok mnie na łóżku. Jego oddech był przyśpieszony, a klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. W sumie podobnie jak moja.
Przez myśl przeszło mi, żeby zerwać się z łóżka, podnieść swój scyzoryk i poderżnąć mu gardło. Byłem jednak tak wycieńczony, obolały i zniesmaczony całym zajściem, że szybko odpuściłem sobie ten pomysł.

Trwaliśmy w ciszy.

W sumie zaczynało się robić niezręcznie. Mi to odpowiadało.
Ba! Nawet bardzo!
Shizu-chan natomiast się denerwował. Prawdopodobnie przeżywał wewnętrzną walkę z samym sobą.

Czyżby mój plan wypalił? Pierwszy raz ten pierwotniak poddał się mojej manipulacji? Tym razem byłem prawie, że pewny. Pewnie specyfik przestał działać, a ten potwór przeżywa załamanie. Tylko ta myśl krążyła mi po głowie.

Jednak on nadal się nie odzywał. W sumie to do niego podobne. Nigdy nie mówił dużo. Nawet jak się ganialiśmy po Tokio. Większość czasu to ja mówiłem.
Nagle Shizuo podszedł do okna, a następnie je uchylił. Przy okazji wyciągnął z leżących na ziemi spodni paczkę fajek. Wziął jednego papierosa, po czym odpalił i zaciągnął się nim.

-Podobno po dobrym sexie się pali. - skomentowałem nadal leżąc w jego łóżku.

Nie skomentował. Jedyną formą odpowiedzi, która nawet nie była skierowana bezpośrednio do mnie, była jego pulsująca żyłka na skroni. Ta cała sytuacja naprawdę mu się nie podobała.

Shizaya ~ Zniszczone wakacje [TRWAJĄ KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz